Właśnie przyjechałem z Warszawy, gdzie spędziłem kilka dni. Tych czytelników, którzy pamiętają mój felieton sprzed tygodnia informuję, że odwiedziłem opisaną w nim knajpkę CORSO, a refleksje po owych odwiedzinach stanowią temat felietonu dzisiejszego.

Ciekawostki gastronomiczne

Jak już wspominałem, restauracyjka CORSO przy placu Zbawiciela to taki autentyczny, nie udawany relikt peerelowskiej gastronomii, gdzie pali się papierosy, pije wódkę oraz dość smacznie i w miarę tanio jada - głównie potrawy tradycyjne. Ponadto niemal zawsze można tam spotkać jakichś znajomych z bardzo dawnych czasów, zwabionych atmosferą lat swojej młodości. Tym razem także natknąłem się na niegdysiejszego kolegę. Przy kuflu piwa wypoczywał sobie Andrzej Rosiewicz, dyskutując z nieznanym mi osobiście panem dziennikarzem.

Wszelako nie o naszym koleżeńskim spotkaniu chcę napisać. Otóż zaskoczyła mnie promocyjna oferta wywieszona w formie ulotki na oknach knajpki. Propozycja brzmiała następująco - w ramach promocji zapraszamy na śledzia z pieczywem oraz setkę wódki w cenie 16 złotych. To rozumiem! Dla spragnionego przechodnia napitek z zakąską według starej tradycji z czasów „Kameralnej” i innych podobnych miejsc. Z ciekawości zajrzałem do karty, aby zobaczyć ile też kosztują wymienione składniki reklamowanej propozycji zamawiane osobno. Otóż porcja śledzia, to 13 złotych, a setka wódki złotych 12, czyli razem 25. Tymczasem w promocji to samo kupujemy za cenę złotych szesnaście, to jest taniej o 9 złotych. Prawie o jedną trzecią. Jak tu nie pić?!

Będąc w Stolicy poszliśmy z żoną na obiad do znanej nam już restauracji specjalizującej się w wołowych stekach. Pisałem już o nich - najlepsze jakie jadłem w Polsce. Tym razem zaciekawiła nas propozycja różnej maści burgerów. Czyli kotletów z siekanej wołowiny. Nazywa się to niby tak samo jak kanapki z Mac Donalda, ale jakaż niebywała różnica! Oczywiście także i w cenie.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.