Ciosy w Juranda

Oto jesteśmy świadkami ostatnich dni gmachu związanego z pewną wspaniałą, ale już minioną epoką, kiedy to królowała optyczna taśma filmowa i szeroki, choć płócienny ekran - fot. 1.

Ileż to się wiąże z tym kinem wspomnień. Przemykanie chyłkiem na seans dozwolony od lat 18, pierwsze, gdy zapadła ciemność, nieśmiałe pocałunki ze szkolną sympatią, jej wzbudzający dreszcze dotyk dłoni... Potem chrzęst torebek od cukierków i ziemnych orzeszków, wreszcie seans... I te niesamowite westerny z końca lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych... "Rio Bravo" z Johnem Waynem, "W samo południe", albo "Winnetou" czy nasz polski "Rejs".

* * *

Choć na głównej elewacji kina umieszczono aż cztery płaskorzeźby przedstawiające rycerza Juranda, żadna z nich nie podniosła mieczy na oprawców w obronie powalanego gmachu. Teraz sczezną razem z nim. Mechaniczny buldożer z okropnym chrzęstem darcia stali o beton powoli i systematycznie wymierza ciosy - nie spocznie, dopóki kino nie obróci się w stos gruzów.

A gdy mimo ogromnej mocy nie daje rady fragmentom solidnego zbrojenia, wkracza fachowiec z takim oto narzędziem tortur i zagłady, ziejącym oślepiającym blaskiem - fot. 2.

Czy to się Państwu z niczym nie kojarzy?

Co zaś nastąpiło wkrótce potem, przeczytać możemy w innym miejscu.

DROGA DO OGRÓDKA

Nasz stały Czytelnik, pan Sławomir, skarży się na nierychliwość miejskich służb odpowiadających m.in. za ogródki zabaw dla dzieci, w tym placyk na końcu ulicy Lwowskiej.

- Coś się tam przed rokiem działo, trwały jakieś prace, bo zbudowano piaskownicę, wydano zatem pieniądze i... nic. Zakątek obecnie poszedł w zapomnienie, porósł wysoką trawą, no i z tego powodu żadne dziecko tam się nie bawi - podsumował działalność UM.

Jedziemy zatem we wskazane miejsce, ale dostać się tam nie jest łatwo, bo gdy już podążamy ul. Lwowską, garb poprzeczny garbem pogania, no i trzęsionka wycieczce towarzyszy niezgorsza.

Wzdłuż ulicy stoi mnóstwo znaków tego typu, jaki widzimy w prawym górnym rogu fot. 3.

Za nim, na co wskazuje strzałka, stoi następny, dalej jeszcze inny, no i parę takich samych przed tablicą z fot. 3, już na zdjęciu niewidocznych. Ich mnogość nasunęła "Kurkowi" przypuszczenie, a właściwie przekonanie, że oto odkrył sposób, w jaki samorząd lokalny "walczy" z nierównościami na miejskich ulicach o gruntowej nawierzchni. Zamiast je niwelować, co pociągnęłoby zapewne spore koszty, stawia tablice ostrzegające przed wykrotami, bo to jest tanie i nie wymaga wielkiego wysiłku. W razie urwania koła lub samochodowego zawieszenia, UM ma czyste sumienie, wszak znaki stoją.

- Ależ nic bardziej mylnego - przekonywał nas inspektor Wiesław Kulas.

- Znaki postawiono tu po prostu w miejscach wysypania ziemnych progów zwalniających.

No tak, tyle że po sezonie zimowo-wiosennym uległy one w przeważającej mierze zniwelowaniu pod kołami samochodów, a pojawiły się inne wądołki i wykroty, znacznie niebezpieczniejsze, bo nieoznakowane.

Ale, ale, zapyta Czytelnik, wszak miało być nie o tym jak wygląda nawierzchnia ul. Lwowskiej, a tutejszy...

PLAC ZABAW

Ano nieciekawie. W oczy rzuca się wzmiankowana na wstępie piaskownica, biegnący obok niej szpaler uschniętych, obumarłych w młodym wieku drzewek, a w głębi majaczą dwie wysokie tablice do gry w koszykówkę. Jeszcze za piaskownicą spoczywa kupa gruzu, no a całość porasta wysoka niemal do pasa trawa. Wszystko to widać na fot. 4.

Nic, tylko bieda z nędzą.

ZAPAŁ... I PO ZAPALE

Widoczne na zdjęciu fot. 4 tablice do gry w kosza postawiono, jak nam wyjaśniła inspektor Krystyna Lis (UM), jeszcze za kadencji poprzedniego burmistrza. Był to prezent od włodarza miasta dla tutejszych dzieciaków i młodzieży. Potem długo, długo nic się nie działo, aż wreszcie zdeterminowani mieszkańcy okolic postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Wystosowali do UM petycję, aby ten pomógł im w zagospodarowaniu placyku.

- Polegało to na tym, że deklarowali swój udział własny, ale żeby miasto zrezygnowało z płatnej dzierżawy zakątka. Oni wówczas resztę zrobią sami - wyjaśnia "Kurkowi" Krystyna Lis.

No i nie musieli płacić, dodatkowo UM zbudował jeszcze piaskownicę (dwa lata temu). Niestety, zapał mieszkańców gdzieś się ulotnił. Przestali opiekować się placykiem, wskutek czego podupadł i zarósł.

Teraz dziwią się, co to się porobiło z ich ogródkiem zabaw...

PEWNOŚĆ CZY NADZIEJE PŁONNE

Kiedy "Kurek" rozmawiał z innymi mieszkańcami ul. Lwowskiej o ogródku zabaw, spotkał się z zarzutami, że zajmuje się głupstwami, zamiast opisać, jak wygląda ich ulica. Jednak w trakcie rozmowy padały też słowa wyrażające przekonanie takie:

- Cóż, straszna jest nawierzchnia Lwowskiej, bodaj najgorsza w Szczytnie, ale pod koniec obecnej dekady pojawi się asfalt. Trochę tylko poczekamy, bo czas szybko biegnie i odetchniemy.

Tymczasem: - Asfalt na ul. Lwowskiej faktycznie ma być położony w 2009 roku. Przynajmniej tak jest w planach zagospodarowania przestrzennego - mówi "Kurkowi" szefowa RM Ewa Czerw, dodając, że do tego roku zapewne zmienią się władze i priorytety. Dlatego można mieć nadzieję, że asfalt zostanie położony, ale nie pewność.

LEKARSTWO NA MUNDIAL

Jak wyglądały występy naszej drużyny na tegorocznym mundialu każdy widział i szkoda papieru, aby się nad tym rozwodzić. Zszargane nerwy, złość i wisielczy humor, to tylko część tego, co spadło na nas w wyniku gry biało-czerwonych. Tymczasem "Kurek" znalazł sposób na wyjście z psychicznego dołka oraz depresji. Możemy pomóc tym wszystkim, którzy wściekają się i narzekają, niszcząc sobie system nerwowy bezpłatną kuracją, jaką sami przeszliśmy zjawiając się w gabinecie lekarskim doktor Joanny Pawłowicz-Radosz.

Tam, w poczekalni wisi tabliczka, rodzaj piktogramu - fot. 5.

Trzeba po prostu przez chwilę popatrzeć na zabawny obrazek, zagniewaną buźkę, po czym zrelaksować się i rozluźnić, a złość oraz chęć do narzekania zniknie, jak ręką odjął. Po chwili ogarnia bowiem człowieka błogi spokój...

2006.06.28