Dobrzy ludzie

Przed tygodniem, w felietonie zatytułowanym „Dobrzy gliniarze” opisałem jak to dwaj uczciwi warszawscy milicjanci pomogli mi odzyskać zgubione pieniądze. Bezinteresownie i w honorowym stylu. Opisując tę historyjkę przypomniałem sobie jeszcze kilka podobnych zdarzeń, kiedy to dobrzy ludzie, całkiem nieoczekiwanie, pomogli mi w trudnych sprawach. Dwie, albo trzy z nich spróbuję opisać w felietonie dzisiejszym

Na początek opowiastka podobna do poprzedniej, bo dotycząca zgubionych pieniędzy.

Było to w roku 1976. Wybraliśmy się z przyjacielem do Francji. Jego samochodem. Były to lata, kiedy można było wystąpić o paszport, a także o zezwolenie na oficjalny wykup 130 dolarów z prawem wywiezienia tych pieniędzy za granicę. Kwota mizerna, ale to już była jakaś okazja. Zupełna nowość! Świat nagle stawał otworem dla młodych i odważnych. A Marek i ja mieliśmy wtedy po 30 lat. Wydano nam paszporty i dostaliśmy zgodę na zakup waluty.

Jechaliśmy przez Czechosłowację, a po drodze mijaliśmy słynące z piwa Pilzno. W Polsce pilzneńskie produkty były owszem znane, ale głównie ze słyszenia. Podjechaliśmy zatem na parking dużego sklepu na przedmieściu. Nabyliśmy spory zapasik słynnego miejscowego trunku i wyjechaliśmy z parkingu w dalszą drogę. Marek, który prowadził, zauważył nagle w lusterku, że goni nas jakiś samochód i mruga światłami. Na wszelki wypadek dodał gazu i uciekliśmy przed podejrzanym obcokrajowcem. Aż tu nagle, kilka kilometrów dalej, z bocznej drogi przed nami wyjeżdża tenże migający samochodzik i wyskakuje z niego kierowca. Staje na szosie i usiłując nas zatrzymać wymachuje…moim piterkiem, czyli niewielką teczuszką, w której mieliśmy z Markiem wszystkie pieniądze oraz oba paszporty. Poznałem swoją własność. Zahamowaliśmy z piskiem opon. Okazało się, że pakując piwo do samochodu któryś z nas położył piterek na dachu samochodu i zapomnieliśmy o nim. Kiedy wystartowaliśmy, teczuszka zsunęła się na jezdnię. Mieliśmy niebywałe szczęście, że zauważył to czeski kierowca, który nie dość, że okazał się uczciwym facetem, to jeszcze znał drogę na skróty, przez co udaremnił naszą ucieczkę. W końcu udaremnił ją dla naszego dobra! I jak tu nie lubić Czechów?

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.