Odcinek 53

Mieszczno, chociaż miasteczko jak najbardziej mazurskie, od lat odwrócone jest tyłem do wszystkiego co mokre. Ba, może poszczycić się tym, że jako jedyne miasto na Mazurach nie ma otwartego miejskiego kąpieliska. Jeżeli to możliwe, to tak oryginalne związki z jeziorami mogą nawet stać się turystyczną atrakcją. Jak las bez drzew, kino bez ekranu lub polityk ze zdrowym rozsądkiem. Nikomu z włodarzy tego grodu sytuacja ta absolutnie nie przeszkadza. Dzięki temu już od dość dawna nikt się w Mieszcznie nie utopił, chyba że ryby pod lodem. Umiejętność pływania nie jest w takiej sytuacji specjalnie nikomu potrzebna. Miejski basen więc niezbyt często odwiedzają osoby dysponujące już dowodami osobistymi. Co innego dzieciaki, taplają się tam, o ile to tylko jest możliwe. Młode toto, głupie, nie ma się co dziwić. Toteż, gdy Mecenas i Rysio Bańka szukali miejsca do spokojnej, intymnej rozmowy bez udziału osób trzecich i instytucji także ciekawskich z natury - wpadli na ten sam pomysł.

- Basen stary, tylko basen! - Mecenas pocierał spotniałą łysinę.

- Całkowita racja, spokój, długie ruchy, żadnych dodatkowych uszu dookoła - zgadzał się Rysio, ocierając rzadkie wąsiki.

Zgodnie też obaj panowie pojawili się w szatni. Na obfitych kształtach Mecenasa rozkwitły kolorowe slipy marki "Triumph" pamiętające dawne dobre czasy, kiedy jeszcze zdarzało mu się bywać na mazurskich i nadmorskich plażach. Rysio, jak na przedstawiciela pokolenia lekkopółśredniego przystało, osłonił swe mikre kształty kompletem znanej firmy "speedo", uchodzącym jeszcze dwa, trzy lata temu za niezwykle trendy.

- Uff, zimna ta woda, oszczędzają, cholera, na ogrzewaniu - parsknął Mecenas, kurczowo trzymając się drabinki.

- Dwadzieścia siedem, może być - odważnie mruknął Bańka i skoczył ze słupka startowego. Długo się nie wynurzał, wykonując pod wodą dziwne ewolucje.

- Cholera, chyba schudłem. Gacie zjechały mi na pięty! - otrząsnął się, doprowadzając sprzęt do porządku.

Po chwili już obaj zgodnymi ruchami żabki płynęli po równoległych torach.

- Patrz, co za czasy przyszły - sapnął Mecenas - jak chcesz spokojnie pogadać, to się musisz wymoczyć jak śledź na zakąskę!

- Ba, dopiero teraz się zacznie! Już nikomu nie będzie można wierzyć! Policjantów i innych agentów więcej jak ludzi. Ja już przez telefon rozmawiam tylko o pogodzie - Bańka wykonał klasyczny nawrót.

- I absolutnie żadnych tekstów o wiatrach ze wschodu! Zachodnie i południowe, a północne tylko wyjątkowo! - Mecenas jeszcze miał ochotę do żartów.

- No właśnie, to skąd u nas teraz wieje? Niby razem pracujemy, ale w robocie jak w robocie, teksty muszą być pod szefa.

- My, ludzie z drugiego planu, musimy się zawsze tego trzymać - Mecenas złapał za krawędź basenu i chwilę głęboko oddychał.

- Dawno nie pływałem, zapuścił się człowiek. Ciągle tylko ta praca i praca, ale kto to doceni...

- To jak, jednak Chruściel czy już go odpuszczamy? - Bańka przeszedł do konkretów.

Mecenas zmienił styl na grzbietowy i z uwagą kontemplował sufit. - Stara się chłop jak może. Co gazetę otworzę, to jest najdalej na drugiej stronie.

- O głupotach na razie też przestał gadać, łapie skąd wiatr wieje. Szpadlem i miotłą obraca jak ty, nie przymierzając, kielnią - zabulgotał Bańka.

- Kielnia wiadomo, fachowa robota to na mnie spada, a miotłą byle kto może machać - nadął się Mecenas, wynurzając z wody dolną część torsu.

- To co, dalej się pod niego podczepiamy? - drążył temat Bańka.

- Hola, hola! Nie tak hop! A Boryński? Po korytarzach aż szumi, że ma ochotę podskoczyć. Może by tak, co? - w tym momencie Mecenas zachłysnął się wodą, gdyż przy intensywnym wysiłku intelektualnym zapomniał się obejrzeć i walnął łysiną w ścianę basenu.

- Sam widzisz, że to głupi pomysł - Bańka z satysfakcją patrzył na solidny guz wyrastający na środku łysiny Mecenasa.

- Ta fucha to jak spacer po linie. Delikatna robota... A Boryński to chłop twardy, nawet jak się na tę linkę wdrapie to raz dwa się omsknie.

- Albo mu w tym pomogą, znam paru fachowców - Mecenas płynął już teraz uważnie wypatrując przeciwległego brzegu.

Bańka przeszedł na krytą żabkę i rozmowa na chwilę ucichła. Obaj zastanawiali się intensywnie.

- To jak? Widzisz jeszcze kogoś, kto nas podholuje przez najbliższych parę lat? - Mecenas doczekał się w końcu aż Bańka wypłynie na powierzchnię.

- Hmmm, może... - Rysio przez zamglone okulary obserwował reakcję Mecenasa.

- Ktoś od Młodego? - sondował Mecenas.

- A co myślisz o Jurandzie? - Bańka poszedł na całość.

- Jurand, Jurand... no, to byłoby coś. Tylko wiesz, oni z Chruścielem rączka w rączkę...

- A gdyby tak się zamienili, co? - koncepcja Bańki była coraz bardziej konkretna. - A my też. Jest ruch w interesie? Jest! Wszyscy zadowoleni i to najważniejsze!

- Cholera, to wcale nie głupie! - Mecenas zatrzymał się pośrodku basenu i tylko ponadprzeciętna wyporność utrzymywała go na wodzie.

Nagle rozległ się ostry gwizdek ratownika. - Panowie na trzecim torze! Proszę nie blokować! To nie kawiarnia na pogawędki, tu się pływa!

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.05.24