Odcinek 50

- Ja już mam tego dosyć! - jęknął Rysio Bańka i oparł zmęczoną głowę o blat stołu. - Jakby nie patrzeć, to znów trzeba się będzie użerać, dogadywać, pieprzyć głupoty... A tak by człowiek chciał na zieloną trawkę, świeżym powietrzem odetchnąć, na ptaszki popatrzeć.

- Oooo, pękasz. Wiosenne osłabienie cię złapało, majowe klimakterium! - zachichotał Chruściel i poklepał się radośnie po znacznie znów opuszczonej marynarskiej piersi.

- Dobrze ci gadać, masz już nagraną robotę na parę lat do przodu. Nawet jak nas na drzewo jesienią pogonią. A ja? W kanał mnie spuszczą, do jeziora, na rybki! Mógłbyś przecież i o mnie pamiętać... Dobrze przecież masz ze mną. Spokój, wsparcie... Nawet nie wiesz, ile to mnie czasem kosztuje. Popatrz na Długala! Na jego miejscu to byś co tydzień pięć kilo na wadze tracił.

- Wygląda, że traci, niestety... - tym razem westchnął Chruściel.

- Właśnie, właśnie! Jak mu pani Stasia z Dyrektorem i spółką co chwilę kopa dowala to nic dziwnego. Na rzęsach stają, żeby mu przyłożyć! A ty masz ze mną spokój, niestety. Wiesz, że ci nic nie grozi. Mógłbyś to czasem docenić - prawie zachlipał Bańka.

- Tu masz, kurza grzęda, rację - zafrasował się Chruściel - walą co mogą, chociaż czasem tak głupio, że gdyby ktoś z głową na właściwym miejscu to słyszał to..., ech szkoda gadać!

- Co? Co tam znowu nakłapali? - zainteresował się Bańka.

- Uszu nie masz? Gazet nie czytasz, bo że nie czytasz kwitów, które ci na biurko podrzucam, to już dawno zauważyłem!

- Kto tam by to wszystko chciał przeglądać, bzdury i tyle... - machnął ręką Bańka.

- A wiesz przynajmniej o co teraz Dyrektorowi chodzi?

- Chyba o nic, bo siedzi ostatnio cicho. Tylko pani Stasia kłapie wszystko, co jej się pod loczkami urodzi.

- Wypuszcza ją Dyrektor - roześmiał się Chruściel - niech harcuje w przedbiegach, a jak przyjdzie co do czego to odstawi do kąta. Zresztą widać, co jej podrzuca. Jakby co, to będzie na nią. Sam w życiu by takiej głupoty z gęby nie wypuścił. Zresztą nawet Długal już się w tym połapał.

- A tak konkretnie?

- A tak konkretnie to jak za chwilę nie otworzysz w końcu tego "żywca" to mi język kołkiem w gardle stanie i koniec lekcji.

Bańka szybko sięgnął do dyplomatki z obiecująco dźwięczącą zawartością i fachowo górnym kłem zdjął kapsle z dwóch butelek. Stuknęli się szkłem i Chruściel wlał w gardło jednym łykiem przynajmniej połowę zawartości.

- Najpierw to widać, żeby ciebie i mnie w łyżce wody utopiła. I nawet wtedy, gdy sama przy tym umoczy się po uszy! Wciska kit, że to my sami bez Długala mamy w Mieszcznie porządek robić. A do cholery jasnej Długal na to też forsę ma i wspólnie możemy zrobić dużo więcej. Jak sobie zaczniemy wyliczać co i ile kto pakuje w porządek w Mieszcznie to gówno zrobimy i grosza z zewnątrz nie wyciągniemy. Tylko do tego trzeba mieć łeb na karku a nie przyrząd do noszenia loczków! - zdenerwował się Chruściel.

- Tylko wtedy Długalowi forsy nie starczy na asfalt w Bewerlyhils! - dodał przytomnie Bańka.

- No, jak nawet ty na to wpadłeś to znaczy, że cała afera jest tak jasna jak majowe słoneczko! - roześmiał się Chruściel, a Bańka nie był pewien czy potraktować to jako komplement.

- Wiesz, ale za tę forsę to i u Maciejki pod knajpą porządek się robi... - zaniepokoił się.

- Od Maciejki to ty się odpieprz, dobra! Jak chcesz spokojnie i dobrze tu żyć, to pamiętaj, która rączka na szyneczkę ci do chlebka dokłada!

Stuknęli się kolejnymi butelkami "żywca", Chruściel rozpiął marynarkę i zmrużył oczy.

- To jeszcze nic! Ale zobacz tutaj! - wskazał jeden z akapitów grubego protokółu. Bańka, lekko poruszając wargami, przebrnął przez kilka linijek.

- No co chcesz, nic tu nie ma?! - spojrzał zdziwiony na Chruściela.

- I na takich matołów jak ty liczy pani Stasia, Dyrektor i spółka! - pokręcił głową Chruściel.

- Przecież w normalnym kraju, czy w takim miasteczku jak nasze Mieszczno, gdyby ktoś zarzucił urzędnikowi, że robi coś, co do niego należy, chociaż za parę miesięcy już tym urzędnikiem może nie być, to nie miałby co szukać u ludzi! Przecież pani Stasia czepia się Długala, że robi to, za co mu płacą! Rozumiesz w końcu! Według niej Długal ma siedzieć cicho, udawać, że go nie ma i czekać aż Dyrektor łaskawie zajmie jego stołek!

- Aaaa... - prawie załapał Bańka. - To znaczy pani Stasia chce, żeby Długal nic nie planował, bo jak Dyrektor znów się dorwie... Jasne!

- No, w końcu! - Chruściel otarł pot z czoła. - Uczenie to cholernie ciężka praca! - westchnął. - Myśleć trzeba długofalowo, do przodu! Jasne! Patrz i ucz się!

- No tak, ty to masz łeb! Wszystko załapiesz od razu! - podlizał się Bańka, chociaż z żalem patrzył jak zawartość kolejnej butelki niknie w gardle Chruściela. Ten otarł dłonią wargi, spojrzał w sufit i przeciągnął się.

- Teraz widzisz! Jak parę lat temu uparłem się na program "Jeden rok - jeden basen" to nikt się nie zorientował co jest grane? Nikt! Nawet Dyrektor! A teraz zobacz! Jest w Mieszcznie kilka nowych basenów? Jest! Mecenas już prawie papiery może robić, tak wprawił się w inauguracyjnych podmurówkach. W okolicy też się parę nowych pływalni znajdzie!

- No i co z tego? Co ma piernik do wiatraka? - Bańka po trzeciej butelce mrugał zdziwiony lekko już mętnymi oczkami.

- A to właśnie, baranie, że na każdym basenie potrzebni są ratownicy! Jarzysz? - dobrotliwie poklepał kolegę po plecach.

- Oooo... Tak! - ucieszył się Bańka. - Przecież i ty, i ja...! Ekstra, super! Ty masz łeb!

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.05.03