Mieszkańcy Orzeszek żądają przywrócenia szkoły w ich wsi. Na znak protestu nie posyłają swoich dzieci na lekcje do pobliskiego Klonu. Wójt Zapert twierdzi, że zmiana decyzji nie wchodzi w grę.

Lekcje na huśtawce

PROTEST RODZICÓW

Tak jak informowalismy przed tygodniem, spotkanie rodziców z wójtem gminy Rozogi (26 sierpnia) w sprawie pozostawienia trzyklasowej szkoły w Orzeszkach, nie przyniosło pozytywnego rezultatu. Podjęta kilka miesięcy temu przez radnych decyzja o likwidacji placówki została utrzymana w mocy. Zdesperowani rodzice dzieci z Orzeszek, Radostowa, Kiełbas i Suchorosa Nowego powołali komitet protestacyjny i od 1 września nie puszczają swoich pociech do Szkoły Podstawowej w Klonie. Twierdzą, że decyzja o likwidacji placówki pociągnie za soba negatywne skutki społeczne. Z kolei wójt Józef Zapert uważa, że dalsze finansowanie szkoły, do której od 1 września miało uczęszczać tylko 23 dzieci, byłoby nieracjonalne. Rocznie utrzymanie placówki kosztuje gminę 150 tys. zł. Sytuację próbowała łagodzić wizytator z olsztyńskiego kuratorium oświaty Krystyna Ziemak. Odwiedziła ona Orzeszki 31 sierpnia. Podczas spotkania starała się przekonać, że dalszy opór nie ma sensu, a za naruszanie przepisów o obowiązku szkolnym grożą rodzicom sankcje finansowe. Nie przekonało to jednak protestujących, którzy przyprowadzają pociechy na 8.30 do zlikwidowanej placówki. Przez kilka godzin stoją wraz z dziećmi pod zamkniętym na głucho budynkiem.

SAMI NA PLACU BOJU

- Za rok ten obiekt stanie się ruiną, nie możemy się temu bezczynnie przyglądać. Szkoła jest sercem naszej wsi - twierdzi Zofia Kosiorek, sołtys Orzeszek i radna w jednej osobie.

Rodzice czują się oszukani zarówno przez wójta, jak i przez swoich przedstawicieli w radzie gminy. Temu pierwszemu zarzucają niedotrzymanie obietnic przedwyborczych, w których deklarował utrzymanie szkoły, do drugich zaś mają żal o to, że uchwałę o likwidacji placówki podjęli bez konsultacji z lokalną społecznością.

- Nie wiedzieliśmy nawet, że możemy wziąć udział w sesji, podczas której ważyły się losy szkoły - mówią z goryczą.

RATUNEK W NIEPUBLICZNEJ

Mieszkańcy przyznają, że rozwiązaniem problemu mogłoby być utworzenie szkoły niepublicznej. Nie jest to jednak proste, bo na razie nie znalazł się nikt, kto podjąłby się prowadzenia w Orzeszkach takiej placówki.

- Namawiałam do tego dotychczasową dyrektor naszej szkoły, ale się nie zgodziła - mówi Zofia Kosiorek.

Aby placówka niepubliczna zaczęła funkcjonować potrzeba minimum 40 dzieci. Do podstawówki w Orzeszkach uczęszczałoby ich prawie o połowę mniej. Poza tym konieczne jest też zaangażowanie lokalnej społeczności, która musi zapewnić opał i niezbędne pomoce dydaktyczne. Na powołanie szkoły niepublicznej w tym roku jest już za późno. Wątpliwości co do tego nie ma wizytator Krystyna Ziemak.

- Procedura likwidacji SP w Orzeszkach trwała od lutego i wtedy należało podejmować takie inicjatywy - mówi.

W KLONIE BĘDZIE LEPIEJ

Protest rodziców jest dla przedstawicielki kuratorium sporym zaskoczeniem.

- Podobne sytuacje nie zdarzają się w naszym regionie często - twierdzi Krystyna Ziemak. Według niej decyzja o zamknięciu szkoły ma więcej plusów niż minusów i w konsekwencji służy dobru najmłodszych.

- Chodzi tu o poprawę ich warunków do nauki. W Klonie nie ma klas łączonych, istnieje możliwość uczestniczenia w zajęciach dodatkowych - twierdzi wizytator.

Krystyna Ziemak zwraca też uwagę na aspekt wychowawczy całej sprawy.

- Każde dziecko bardzo przeżywa pierwszy dzień w szkole, jest to dla niego niezwykle istotne wydarzenie. W tym przypadku rodzice pozbawili swoje pociechy tego ważnego doświadczenia - mówi. - Najmłodsi nie powinni być także świadkami łamania prawa. To niewychowawcze postępowanie - dodaje wizytator.

Rodzice uczniów z Orzeszek patrzą na sprawę inaczej. Według nich szkoła we wsi to nie tylko placówka oświatowa, ale i centrum kultury.

- Tyle się mówi o tym, żeby młodzi zostawali na wsiach. Jak mają zostawać, skoro nawet szkołę im się zamyka? - nie kryje żalu jedna z matek.

W tym roku szkolnym w gminie Rozogi funkcjonują cztery podstawówki - w Klonie, Rozogach, Dąbrowach i Farynach. To o dwie mniej niż przed rokiem (oprócz podstawówki w Orzeszkach zamknięto także szkołę w Spalinach). Za kilka lat planowana jest likwidacja placówki w Farynach. Wpływ na to mają względy demograficzne.

- Od 1 września liczba uczniów w podstawówkach zmniejszyła się nam o 44, a w gimnazjum o 17 - informuje dyrektor Zespołu Obsługi Ekonomiczno-Administracyjnej Szkół i Przedszkoli w Rozogach Marek Turowski.

JAK OSZCZĘDZIĆ NA OŚWIACIE

Podobne kłopoty związane z niżem demograficznym i wzrastającymi kosztami utrzymania oświaty mają również inne gminy w naszym powiecie. O zamykaniu szkół nikt na razie głośno nie mówi. W gminie Świętajno wraz z początkiem roku szkolnego progi placówek oświatowych przekroczyło ogółem 784 uczniów. To o 61 mniej niż 1 września 2004 r.

- Mimo spadku liczby dzieci nie przewidujemy zamykania szkół - uspokaja Wioletta Janowska odpowiedzialna za gminną oświatę.

Również w gminie Wielbark uczniów podstawówek i gimnazjalistów będzie o 40 mniej niż przed rokiem.

Sposobem na zaoszczędzenie jest łączenie klas. Rozwiązanie takie wprowadzono wraz z początkiem nowego roku szkolnego w gminie Dźwierzuty. Część wspólnych zajęć mają teraz uczniowie klas I i II w SP w Kałęczynie i Rumach, IV i V w Rumach oraz II i III w Linowie. W tym przypadku na nic się zdały protesty części rodziców i radnych opozycji. W Dźwierzutach zanosi się też na dalsze cięcia w oświacie. Niewykluczone, że już wkrótce nastąpi redukcja etatów nauczycielskich.

- Chodzi o to, by w przyszłości subwencja w całości pokrywała koszty utrzymania szkolnictwa i gmina nie musiała do niego dokładać - tłumaczy politykę wójta Czesława Wierzuka radny Dariusz Lepczak.

LEPSZE PROGNOZY

Lepiej wygląda sytuacja w gminie Szczytno. W szkołach publicznych nie ma tu zajęć łączonych, a i prognozy demograficzne nie napawają pesymizmem.

- Za trzy lata spodziewamy się wzrostu liczby uczniów. Zdecydowana poprawa ma nastąpić do roku 2012/13 - przewiduje Mariusz Drężek, gminny inspektor oświaty. Zastrzega jednak, że to tylko prognozy. Nowy rok szkolny w gminie miało rozpocząć 863 uczniów (nie licząc szkół niepublicznych). Najwięcej, bo aż 284 dzieci uczęszczać będzie do Zespołu Szkół w Lipowcu.

WYZWANIA NIE TYLKO DLA UCZNIÓW

Z planów organizacyjnych wynika, że w Szczytnie pierwszego września szkolne progi przekroczyło 3379 uczniów.

- W porównaniu z rokiem ubiegłym to o 115 mniej - informuje naczelnik wydziału edukacji Robert Dobroński. - O znaczącym spadku nie ma jednak mowy - dodaje. Mimo to gołym okiem widać, że w szkołach ubywa dzieci. Np. w SP 2 będą w tym roku funkcjonować tylko trzy pierwsze klasy. Warto przypomnieć, że jeszcze kilka lat temu w podstawówkach tworzono po 5, 6 nowych oddziałów.

Nowy rok szkolny niesie wyzwania nie tylko dla uczniów. Z obawami, ale i nadziejami czekali na niego również nauczyciele. W szczycieńskich placówkach oświatowych na pełnych etatach pracuje 257 pedagogów, na niepełnych - 25. Wielu przygotowuje się do uzyskania kolejnego stopnia awansu zawodowego. Związana z tym procedura wciąż budzi szereg kontrowersji, głównie za sprawą liczby dokumentów potrzebnych do przedstawienia komisjom kwalifikacyjnym.

- Niestety, nie zawsze talent do gromadzenia dokumentacji idzie w parze z prawdziwymi predyspozycjami pedagogicznymi. Często jest to jedynie umiejętność pokazania się - uważa naczelnik Dobroński.

Im jednak wyższy stopień awansu, tym wyższe zarobki. W tym roku w mieście tytuł nauczyciela dyplomowanego uzyskały 34 osoby.

Ewa Kułakowska

2005.09.07