Droga Przyjaciółko "Kurka",

już dawno nie bałem się tak, jak w ubiegłą sobotę. A był to strach irracjonalny, czyli niczym nieuzasadniony, choć kilka niepokojących sygnałów poprzedzało moje obawy. Mam na myśli wypadki, jakie miały miejsce na Węgrzech. Otóż, w tym małym kraju, przecież tak mam bliskim, społeczeństwo z powodów właściwie dość błahych - no bo cóż znaczy kilka dodatkowych kłamstw aktualnie rządzącego premiera wobec fali kłamstw, które zalewają świat wokół nas - postanowiło owego drobnego kłamczucha się pozbyć. Ale on się uparł i oświadczył, że nie ustąpi, póki owych kłamstewek nie naprawi. Z logicznego punktu widzenia ma rację. Tyle że koszty owych oszustw poniesie nie on sam, a całe społeczeństwo węgierskie.

Tymczasem w Polsce też zaczęły się dziać sprawy, które trzeba by nazwać co najmniej dziwnymi. Pojawiły się nagrania z rozmów prowadzonych przez pierwszą damę Samoobrony, panią Beger, z działaczami PiS-u, mające zapewnić tym ostatnim utrzymanie się przy władzy, a więc powrót do sytuacji sprzed wyrzucenia Leppera z koalicji, czyli tak jak było, tyle że bez wicepremiera Leppera. W mediach zrobił się szum.

A tu tymczasem Platforma Obywatelska zwołała marsz, domagając się ustąpienia rządu. Kontratak był natychmiastowy. Powstały grupy polityczne i społeczne popierające PiS, które wyborów nie chcą. Czym to zaowocuje w przyszłości - nie wiadomo.

Musisz jednak przyznać, Droga Przyjaciółko, że mój strach miał, mimo wszystko, pewne powody, bo nie ma nic gorszego niż wyprowadzenie ludzi na ulice. Wystarczy przecież luźno leżąca płyta chodnikowa czy niezbyt starannie umocowany kosz na śmieci, aby doszło do nieszczęścia. Władzom Warszawy udała się jednak "mijanka". Zrządzeniem Boskim kosze na śmiecie nie były "w robocie", a walka miała charakter słowny. Nawet było wesoło. Ruszyły do boju grupy piosenkarskie i kabaretowe, i można by uznać, że zrobiło się przyjemnie. Nie mogę jednak powiedzieć, że spodnie przestały mi się trząść, chociaż nie powiewa nimi wiatr historii.

Nagle uświadomiłem sobie, że ta spokojna sobota skończyła się ostrym wystąpieniem premiera oraz dwunastotysięcznym przemarszem zwolenników PO. Nawet warszawskie kwiaciarki na niej nie zarobiły, choć LPR organizowała swój wiec i przemarsz pod hasłem białej róży.

Za to ja funduję mojej Nieznajomej Przyjaciółce "Kurka" cały bukiet róż i to niekoniecznie białych. Funduję i dziękuję za współpracę przez równe 53 tygodnie. Czas zmienić tematykę i formułę felietonu. Bo coś mi się wydaje, że części moich Czytelników Nieznajoma Przyjaciółka "Kurka" już się trochę znudziła.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.10.11