Droga

Przyjaciółko "Kurka",

niektórzy twierdzą, że obecna ekipa rządząca przystąpiła do pracy nieprzygotowana i z małą ilością ludzi zdolnych pokierować poszczególnymi resortami czy departamentami. Naturalnie, ja twierdzę, że jest inaczej. Weźmy, na przykład, takie ministerstwo oświaty. Wicepremier i minister przystąpił do pracy z taką ilością pomysłów, że można by nimi obdzielić parę resortów. Gorąco, na przykład, jest dyskutowany projekt wprowadzenia do szkół mundurków. Pamiętam z własnego doświadczenia, jak i z lektury historii szkolnictwa, że mundurki czy mundury obowiązywały w szkołach od dawna. A wzięło się to z wojskowości, akademii kadetów i innych wojskowych szkół wyższych.

W historii szkolnictwa powojennego była na przykład moda na mundurki gimnazjalne i licealne. Uczennice gimnazjum i liceum nosiły białe bluzki i granatowe, plisowane spódnice, chłopcy zaś - granatowe garnitury z niebieskimi (w gimnazjum) lub czerwonymi (w liceum) wypustkami wzdłuż szwów spodni i przy rękawach marynarek. Zarówno dziewczęta, jak i chłopcy nosili granatowe czapki z odpowiednimi wypustkami. Ciekawostką było to, że licealiści na sto dni przed maturą przyozdabiali swoje nakrycia głowy wyszywaną złotą nicią liczbą "100", a potem codziennie zmieniali na odpowiednio mniejszą. Oj, napracowały się matki, siostry, babcie czy ciotki zajęte codzienną wieczorną robotą!

Pamiętam, że berbecie z podstawówek bardzo gimnazjalistom i licealistom zazdrościły ich mundurów. A haftowania ozdobnych cyfr na czapce nikt nie zaniedbał.

Potem, na skutek nie najlepszej sytuacji materialnej, od mundurków gimnazjalnych i licealnych odstąpiono. Po prostu rodziców na szycie mundurów nie było stać. Wymyślono więc mniej kosztowne fartuchy z błyszczącej i o wiele tańszej podszewki. Paradoks polegał na tym, że w dziewczęce fartuszki starano się ubrać także chłopców.

Kilka lat później kwestię szkolnych mundurków pozostawiono w gestii poszczególnych szkół. Jedne z nich odstąpiły od obyczaju jednolitych strojów na rzecz kompletnej dowolności, czyli "róbta, co chceta". Inne próbowały zachować bodaj tarcze szkolne na rękawach, ale skutek tych działań był mizerny.

Jedno z tego okresu mundurkowego zachowało się do dzisiaj. Mam na myśli, Droga Przyjaciółko, czapki studenckie, z których biała rogatywka uniwersytecka wybija się na czoło. Zawsze była powodem do dumy wśród młodzieży, a nawet stanowiła pewnego rodzaju element wyrazu podjętych decyzji politycznych i manifestacji swoich poglądów.

W ten sposób, Droga Przyjaciółko, doszliśmy do tego, o co mi w całej tej sprawie chodzi.

Czy mundurki noszone w sławnej angielskiej szkole Eton, krawaty Oxfordu i Howard to obowiązek czy powód do dumy?

Zawsze natrafimy na opór rodziców i uczniów, gdy przymusowo odziejemy tych ostatnich w umundurowanie czy inne oznaki takiej czy innej szkoły. Ten kłopot sam odpadnie, gdy przynależność do określonej społeczności szkolnej zacznie być zaszczytem. Myślę, że opinia dobrej szkoły, z dużą ilością olimpijczyków i uczniów dostających się na renomowane uczelnie może być niezłą zachętą do demonstrowania na zewnątrz bycia uczniem tejże szkoły.

W tym przypadku nakaz ministra niewiele pomoże.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.08.02