Droga

Przyjaciółko "Kurka",

na wspaniały pomysł wpadła dyrekcja Muzeum Mazurskiego - zorganizowała wystawę pamiątek po PRL-u. Nigdy dosyć przypominania "wspaniałych czasów", do których wzdycha z tęsknotą jeszcze do dziś pewna starsza część naszego społeczeństwa. Inna część, ta młoda i najmłodsza, tamtych czasów nie pamięta i musi zawierzyć opowieściom swoich rodziców i nauczycieli.

Z kolei z TV dowiedziałem się o powrocie "do handlu" sklepów mięsnych. Zgodnie z panującą obecnie modą w marketach sprzedaje się wszystko - od komputerów po piwo, a stoisko mięsne jest jedynie jednym z działów. Powrót specjalistycznych sklepów z wędlinami i mięsem przyjąłem więc z żywym zainteresowaniem.

Wreszcie muszę Ci przedstawić, Droga Przyjaciółko, bohatera mojej opowieści, psa rasy foksterier ostrowłosy o wdzięcznym imieniu Łata.

Mieszkałem wówczas na drugim piętrze kamienicy, w której na parterze mieścił się sklep z dumną nazwą "Mięso - wędliny". W tamtych odległych czasach opowiadano, że takie sklepy przed wojną nosiły na szyldach napisy "Rzeźnik", a w środku było mięso i wędliny. Tymczasem za mojego dzieciństwa sklepy dekorowano napisami "Mięso - wędliny", a wewnątrz był rzeźnik. Takie kawały sobie opowiadano o różnicy między kapitalistycznym okresem przedwojennym, a PRL-owską rzeczywistością.

Ale nie przesadzajmy, coś tam jednak od czasu do czasu wieszano na hakach, zazwyczaj kiełbasę zwyczajną czy parówkową, a na pieńku do dzielenia mięsa leżało trochę wołowiny z kością czy wieprzowych żeberek. Nie było tego aż tyle, aby się nimi chwalić na wystawie sklepowej. Zazwyczaj stawiano tam portret Gomułki, czy wcześniej jeszcze "Ojca Narodów" - Stalina.

W sklepie prócz tłumu kupujących łakomym okiem śledzącego zawartość metalowych skrzyń, które codziennie przywoziło zaopatrzenie, kręcił się - nikt inny - tylko mój foksterier Łata.

I jemu świeciły się bystre oczka do tego przydziału towaru. Niechybnie od czasu do czasu udawało mu się coś porwać, bo powróciwszy do domu oblizywał się smakowicie. Najczęściej jednak przeganiano go ze sklepu nim zdążył zahaczyć zębem o smaczny kąsek bądź kość.

Pewnego razu zdarzyło się tak, że nie mając gdzie uciec przed kopniakami klientek, wskoczył na wystawę i obalił portret "Ojca Narodów". Wybuchł skandal. A w takim miasteczku jak to, w którym mieszkałem, wiedziano do kogo należy pies - warczący wróg rzeczywistości. A że jako nieletni nie mogłem ponosić odpowiedzialności, do takowej pociągnięto mojego ojca. Odpowiednie służby przeprowadziły śledztwo, czy czasami pies nie jest specjalnie szkolony w celach dywersyjnych. A gdy okazało się, że to nieprawda - skończyło się na udzieleniu upomnienia. Naturalnie, po złożeniu pisemnego zobowiązania, że ani jedno słowo z przesłuchania nie zostanie powtórzone osobom postronnym.

Niestety, mój pies Łata nie doczekał sklepów mięsnych z obecnych czasów. Nie ma go już, więc w jego zastępstwie opowiadam Ci historię sprzed lat o jego przygodzie z portretem Stalina.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.06.21