Listopad to miesiąc pamięci o tych, którzy byli z nami, a których już nie ma. Poniższym tekstem pragnę oddać hołd skromnemu, pełnemu ciepła i serdeczności człowiekowi - Panu Kazimierzowi Pawłowskiemu, jednemu z „Kręciołków”.

Nasz dziadek

W 2003 roku podczas VIII Rajdu Czytelników „Kurka Mazurskiego” Dzwoneczkowym Szlakiem poznałam przesympatyczne małżeństwo Helenę i Kazimierza Pawłowskich. Wówczas maszerowaliśmy do Jerutek, prowadząc zajmującą i bardzo ciekawą rozmowę. Dowiedziałam się, że Państwo Pawłowscy są emerytami, a wolny czas spędzają spacerując lub jeżdżąc rowerami. Jako współorganizator rajdów kurkowych natychmiast zarejestrowałam, że są oni najstarszymi uczestnikami marszu; jako współtwórca grupy rowerowej „Kręcioły” zaprosiłam aktywnych emerytów na wspólne, coniedzielne wyprawy. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu Pan Kazimierz zjawił się w pewien niedzielny poranek, by faktycznie ruszyć z „Kręciołkami” na wycieczkę. Natychmiast wzbudził sensację, bo przyjechał na zwykłym, męskim rowerze zupełnie pozbawionym przerzutek. A mimo że nie pokazywał nam dowodu i tak wiedzieliśmy, iż przekroczył siedemdziesiątkę. Jednak już pierwsze kilometry udowodniły, że mamy do czynienia ze sprawnym fizycznie mężczyzną, który mimo braku przerzutek z lekkością pokonywał wszystkie podjazdy.

Wspólnych wycieczek było wiele; razem byliśmy m. in. w Mrągowie, Czarni, Klonie, w Świętej Lipce… Razem sprzątaliśmy „świat na rowerach”, przygotowywaliśmy „kręciołowe” wystawy. Nasz Dziadek, bo tak nazywaliśmy starszego kolegę na trwałe wpisał się w naszą pamięć. Zawsze uśmiechnięty, zawsze odpowiedzialny, o silnej osobowości i pełnym ciepła sposobie bycia.

Pan Kazimierz Pawłowski, tak jak nagle pojawił się na placu Juranda wśród „Kręciołów”, tak też nagle zniknął. Choroba zakończyła aktywność - Nasz Dziadek zmarł 6 lipca 2008 r. Nie mogłam uczestniczyć w pogrzebie, a myślami byłam na nim obecna i bardzo ubolewałam nad stratą wspaniałego kolegi. Gdy przywoływałam Jego obraz, to widziałam pochyloną do przodu sylwetkę, z lekkością pokonującą dość stromy podjazd. We wrześniu zabrzęczał domowy telefon, dzwoniła żona Pana Kazimierza, która w redakcji „Kurka Mazurskiego” uzyskała mój numer. Pani Helena prosiła o spotkanie, bowiem miała dla mnie prezent. Była to miła niespodzianka i chętnie umówiłam się na rozmowę z sympatyczną uczestniczką rajdów kurkowych oraz spotkań w kręciołowym gronie. Pani Pawłowska podarowała mi obraz rowerzystki, który własnoręcznie, pracowicie wyhaftowała specjalnie dla mnie. Wzruszyła mnie i troszkę zakłopotała takim niezwykłym darem. Z całego serca podziękowałam za prezent. Teraz haft zdobi honorową ścianę mojego pokoju i stanowi ważną pamiątkę po człowieku, który razem z „kręciołkami” przeżył wiele przygód. Ale nim obraz zawisł na ścianie, pojechał ze mną rowerem do lasu. W plenerze wykonałam kilka zdjęć i wśród jesiennej przyrody podziękowałam Naszemu Dziadkowi za to, że był z nami, a tym tekstem pragnę ocalić Jego ślad od zapomnienia.

Grażyna Saj-Klocek