Jak co roku tragiczne żniwo w naszym powiecie zbiera woda. W minionym tygodniu jej ofiarą padł 54-letni turysta z Warszawy, który wypoczywał na polu biwakowym w okolicach Gromu. W sobotę 28 lipca około godziny 5.00 wraz z trójką znajomych wypłynął łódką na Jezioro Gromskie, aby łowić ryby. Podczas wykonywania manewru skrętu łódź się przewróciła. Wszyscy wpadli do wody. Trzy osoby złapały za krawędź łodzi, a 54-latek usiłował sam dopłynąć do wyspy. Próba się nie powiodła i po chwili mężczyzna znalazł się pod wodą. Dwie towarzyszące kobiety pospieszyły na ratunek tonącemu i po upływie około dziesięciu minut wyciągnęły go na brzeg. Na miejsce przybyło też pogotowie oraz policja. Niestety, podjęta od razu reanimacja nie przyniosła rezultatu i mężczyzna zmarł. Uczestników wypadku przebadano na zawartość alkoholu. Dwoje z nich było nietrzeźwych. U jednej z osób stwierdzono 0,6 promila alkoholu, u drugiej 1,3 promila. Przyczynę utonięcia turysty wyjaśni sekcja zwłok.

ZA SZYBKA JAZDA, ZŁE WARUNKI

W środę 25 lipca około godziny 18.40 na trasie Jeruty-Świętajno kierujący mercedesem sprinterem 58-letni Jerzy W. nie dostosował prędkości do warunków atmosferycznych, stracił panowanie nad pojazdem i wpadł do rowu. Autem podróżowały trzy osoby. Dwie, bez widocznych obrażeń, zostały odwiezione karetką do szpitala. Wewnątrz pozostał kierowca, którego z wraku auta wydobyli strażacy wraz z ratownikami medycznymi. Mężczyzna doznał urazu głowy i prawej nogi. Rannego przetransportowano do śmigłowca pogotowia ratunkowego. Samochód został całkowicie zniszczony, straty oszacowano wstępnie na 30 tys. złotych.

WPADKA NA WPADCE

W piątek 27 lipca po południu na trasie Wawrochy - Prusowy Borek kierujący audi 42-letni Janusz N. wpadł do rowu. Kiedy na miejsce przyjechali policjanci, auto było właśnie wyciągane przez ciągnik. Okazało się, że mężczyzna miał w wydychanym powietrzu 1,81 promila mocnego trunku. Na domiar złego nie posiadał przy sobie prawa jazdy oraz ubiez-pieczenia OC. Po sprawdzeniu dowodu rejestracyjnego wyszło też na jaw, że do samochodu przyczepione są inne tablice niż te figurujące w dokumencie. Mężczyzna przyznał, że... sam je sobie przykręcił bez wyraźnego powodu. Auto trafiło na parking strzeżony, kierowca do policyjnego aresztu. Odpowie za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości oraz brak wymaganych dokumentów.

NIEPROSZONY GOŚĆ

W piątek 27 lipca wieczorem w Burdągu na teren działki należącej do wypoczywającego tam

turysty wszedł mężczyzna. Bez zaproszenia usiadł na ławce i poprosił o papierosa. Kiedy właściciel działki wyprosił go z terenu posesji, mężczyzna zabrał ze stołu telefon komórkowy o wartości 1500 złotych oraz kluczyki od samochodu. Potem wsiadł na rower i próbował odjechać. Kiedy właściciel zorientował się, że nieproszony gość na odchodne zabrał ze sobą telefon i kluczyki, zaczął go gonić. Lech M., lat 58, uciekając wyrzucił z kieszeni swój „łup”. Właściciel działki dogonił mężczyznę i powiadomił o wszystkim policję. Lech M. odpowie przed sądem za kradzież oraz kierowanie rowerem w stanie nietrzeźwości.

ZDENERWOWAŁ GO SZEF

We wtorek 24 lipca kierownik firmy wykonującej usługi leśne na terenie powiatu szczycieńskiego stwierdził, że pracownik, który zgłosił się do pracy, jest nietrzeźwy. Powiedział mu, że nie może w tym stanie wykonywać swoich obowiązków. Mężczyzna tak się zdenerwował, że zaczął grozić szefowi pozbawieniem życia i pobiciem. Próbował potem odjechać samochodem. Kierownik nie chciał na to pozwolić, doszło więc do szarpaniny. Kiedy sytuacja stała się trudna do opanowania, wezwał policję. W tym czasie 45-letni Henryk N. odjechał z miejsca zdarzenia fiatem 126p. Policjanci wraz z kierownikiem udali się do domu sprawcy awantury. Po drodze, między Niedźwiedziami a Gawrzyjałkami zauważyli auto w rowie. Henryk N. został zatrzymany, w wydychanym powietrzu miał 2,63 promila alkoholu. Odpowie za prowadzenie pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości oraz kierowanie gróźb karalnych pod adresem swojego przełożonego.

NISZCZYCIELSKI GROM

Najprawdopodobniej wyładowanie atmosferyczne było przyczyną pożaru, który wybuchł we wtorek 24 lipca po południu w Wielbarku. Paliła się duża stodoła i dwie obory. Wokół tych obiektów znajdowały się dwa domy mieszkalne i budynki gospodarcze, istniało więc ryzyko, że ogień przedostanie się również na nie. W akcji gaśniczej brały udział jednostki OSP Wielbark, OSP Szymany, dwa zastępy JRG Szczytno oraz OSP Lipowiec. Z jednego z obiektów ewakuowano trzy cielęta. Spaleniu uległy dwie obory i stodoła o łącznej wartości 100 tysięcy złotych. Spłonęło również znajdujące się wewnątrz siano i zboże oraz maszyny rolnicze warte 18 tys. złotych.