Gdy zjawiłam się w niedzielę 21 września na Placu Juranda, to się po prostu zdziwiłam małą frekwencją – tylko sześć osób. Pogoda wymarzona na rowerową wyprawę, a chętnych mało. Koledzy mnie uświadomili, że przecież w Wielbarku grzybowe szaleństwo, więc tam nasze „Kręcioły” pojechały samochodami.

PANOWIE I PANIE JEDZIEMY DO WIELBARKA NA GRZYBOWANIE

Nie wszyscy zapisywaliśmy się na grzybową imprezę, ale cóż szkodzi pokibicować i przy okazji skosztować przepysznej, jedynej w swoim rodzaju zupy. Postanowiliśmy tam pojechać. Ruszyliśmy szosą mijając Zabiele, Lejkowo, by w Stachach koło dawnego PGRu zrobić przystanek. Zatrzymaliśmy się przy pięknie udekorowanej kapliczce a za płotem smutny widok opustoszałych budynków. Nasz kolega Stach zrobił nam wykład jak tu kiedyś wszystko aż kwiczało, bowiem Stachy słynęły z hodowli dorodnych świnek. Ruszyliśmy w dalszą drogę dziwiąc się, że gdy się rozmawia jadąc parami, to czas szybko mija. A ja miałam co opowiadać.

Relacjonowałam swój tygodniowy urlop. Chwaląc się, że byłam w Częstochowie, w tamtejszym Olsztynie, że dwa dni spędziłam w Szczawnicy, że byłam w Pieninach i zdobyłam Sokolicę i Trzy Korony, że płynęłam Dunajcem, że też jeździłam rowerem... Ja tu gadu gadu a Wielbark na horyzoncie. Gdy podjeżdżamy pod sklep, by schłodzić lodami i dokupić wodę mijają nas autokary pełne rozradowanych i machających do nas grzybiarzy. Wskakujemy na rowery i jedziemy podziwiać zbiory. Docieramy na stadion przemieniony w radosny bazar. Stragany z różnorodnym towarem od zabawek po pyszne jedzonko. Jednak cała uwaga wszystkich skupiona jest na scenie, na której występują rozkoszne maluchy. Wszyscy aż powstali z miejsc, by fotografować, kamerować ten unikalny moment, oto dzieciaczki popisują się przed swoimi bliskimi. Dzieciaczki, dzieciaczkami a my dopadamy naszych grzybiarzy ustrojonych w piękne zielone zdobne koszulki. Jest Boguś, Ala, Sabinka, Genia oraz Zbyszek z córką. Już wiemy kto znalazł najpiękniejszego grzyba i komu przypadnie palma pierwszeństwa - zwyciężczynią została córka Zbyszka. Upamiętniamy ten fakt wspólnymi fotografiami i włączamy do zabawy, bowiem organizatorzy Grzybowania przygotowali moc atrakcji. Na scenie, jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejni wykonawcy, a my walczymy o piękne mapy i książki odpowiadając na pytania przygotowane przez leśników z Wielbarka w ich stoisku. Udało się, udzielamy poprawnych odpowiedzi i stajemy właścicielami map i folderów „Bezpieczne grzybobranie”. Z ochotą poddajemy się też lekcji jak czytać mapę. Wreszcie strudzeni siadamy przy stolikach, by wypić kawę i zjeść zakupione za dobrowolne datki ciasto. Przepiękna pogoda sprzyja Wielbarskiemu Festiwalowi Grzybów i wszyscy z tego korzystamy spacerując po stadionie. Nagle dostrzegamy Super Sołtysa Nart i Warchał pana Janusza Gębczyńskiego, który na tle obrazów fotografuje piękną damę - Agnieszkę Gębczyńską prezes Fundacji „Miej Marzenia” Podchodzimy tam, by podziwiać przeznaczone do sprzedaży obrazy i porozmawiać z ich autorami. Ku wielkiemu zdziwieniu dowiadujemy się, że pan Janusz oraz pani Agnieszka są też wrażliwymi malarzami, a pozyskane pieniądze przeznaczają na szczytny cel. Postawa godna uznania. Pani Agnieszka zaprosiła na stronę fundacji www.miejmarzenia.pl. Oczywiście, że tam zajrzymy ale tymczasem zaglądamy do namiotu, gdzie przemiłe panie przemieniają buziaczki dzieciaczków w kotki. Pytam czy i ja mogę przemienić się w miłego kotka, a kilka wprawnych ruchów sprawia, że mam wąsy i piękny czerwony nosek. Pytam moją koleżankę czy mogę tak po stadionie paradować, a ona na to że jej to nie przeszkadza, bo śmieszny ze mnie kotek. Fikuśnie umalowana staję w kolejce gdyż lada moment będzie wydawana zupka grzybowa, a że kotki to łasuchy i lubią zjeść więc mniam mniam aż zamruczałam wspominając wielbarskie grzybówki, gdyż już je z niejednego kotła jadłam. Proszę o dwie porcje ponieważ chcę nakarmić też kolegę pilnującego rowerów. Panie ze Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Wielbarskiej z radością napełniają miseczki, chyba wiedzą, że wydają pyszne jedzonko i od czasu do czasu proszą o wrzucenie symbolicznego grosika do skarbonki. Zabieram miseczki i obiecuję, że za chwilkę wrócę z pieniążkiem. Miseczki są gorące i szybko z nimi odchodzę. Zupa przerasta moje oczekiwania jest tak pyszna, że jedząc widzę cały pełen grzybów las. Wracam do skarbonki i wrzucam pieniążki. Oj dzieje się w Wielbarku, dzieje. Wielbarska społeczność umie zorganizować wspaniałą uroczystość, coś na ten temat wiem ponieważ wielokrotnie w różnego rodzaju imprezach uczestniczyłam. Choć zabawa trwa w najlepsze, my wsiadamy na rowery i wracamy do Szczytna. Gdy na chwilę zatrzymujemy koło przystanku w Zabielach, jeden z naszych kolegów dostrzega piękną, dorodną kanię. Śmiejemy się, że musimy z tą kanią wrócić do Wielbarka, by dowieść, że i my jesteśmy dobrymi grzybiarzami. W efekcie kania jedzie z nami do Szczytna, gdzie zostanie przemieniona w pysznego schabowego, a na pytanie czy to na pewno kania odpowiadam: „Wszystkie grzyby są jadalne. Niektóre tylko raz”. Natomiast do Wielbarka wrócimy niejeden raz.

Grażyna Saj-Klocek