Gminie Dźwierzuty grozi epidemia, a poszkodowani będą sądownie dochodzić odszkodowań z tytułu utraty zdrowia. Taka przyszłość, według lekarza Marioli Kurpiel-Jędrzejek, czeka mieszkańców gminy, jeśli władze dopuszczą do budowy na jej terenie wytwórni podłoża zastępczego.

Precz ze smrodem

Klęska dla gminy

- Zgoda na budowę takiego zakładu jak w Lemanach to bardzo nieprzemyślana decyzja i wzbudzi falę protestów - mówiła do dźwierzuckich radnych miejscowa lekarka podczas ostatniej sesji. Jej zdaniem, grozi to nieobliczalnymi konsekwencjami, szczególnie zdrowotnymi. Przytaczane dane świadczyć miały o tym, że jedną z najpowszechniejszych obecnie dolegliwości jest alergia, na którą - przy przewidywanych rozprzestrzeniających się wyziewach z wytwórni - ludzie zapadać będą gremialnie. Dla tych, którzy już chorują istnienie zakładu będzie wyrokiem, bo w procesie produkcji wydzielane są - według pani doktor - bardzo groźne dla zdrowia składniki. Ostrzegała też rolników, że związki azotu, gdy zaczną osiadać na ich polach, spowodują, że ich (rolników) produkty nie będą spełniać podstawowych norm unijnych, co zniweczy jakiekolwiek szanse na zaistnienie na europejskich rynkach.

- Moi pacjenci już teraz mają wiele obaw. Jeśli zakład powstanie, a ich stan zdrowia się pogorszy, to nie będzie trudno udowodnić przyczyny, a wtedy sypną się odszkodowania - ostrzegała doktor Jędrzejek.

Nie ona jedna miała wątpliwości co do procesu podejmowania decyzji w gminie Dźwierzuty. Leśniczy Mariusz Rolka ubolewał nad tym, że mieszkańcy o sprawach dla siebie istotnych dowiadują się z prasy.

- Wiedzą wtedy choć trochę, co się dzieje, ale nie wiedzą - dlaczego, więc kombinują i twierdzą, że na takich decyzjach ktoś w tej gminie chce załatwić coś dla siebie, a nie dla innych - mówił leśniczy powołując się na liczne rozmowy z mieszkańcami.

Bez smrodu nic nie urośnie

Rozgorączkowanych i oburzonych obserwatorów sesji próbował uspokoić przewodniczący Leszek Dec.

- Radni wydali jedynie opinię o zabudowie na niedużym areale. Do powstania zakładu droga daleka i nie wiadomo w ogóle, czy on powstanie - tłumaczył przewodniczący, nie przekonując jednak doktor Jędrzejek.

- Ale wiedzieliście, co tam chcą budować! Wiele straciliście w oczach mieszkańców niczego z nimi nie konsultując - polemizowała lekarka podkreślając, że negatywna opinia, jaką sobie radni zaskarbili, źle wpłynie na ich notowania w przyszłych wyborach.

Z medycznymi wskazaniami nie wszyscy się zgadzali. Sołtys Popowej Woli Kazimiera Klobuszeńska była zdania, że "tylko kilku oszołomów się buntuje", a większość ludzi wcale nie zgłasza sprzeciwów.

- Łatwo mówić tym, co mają pieniądze. A co powiedzieć ludziom, którzy nie mają pracy i na nią liczą? - pytała przeciwniczki budowy zakładu. - Jak piwo w samym środku Dźwierzut sprzedają, to nikomu nie przeszkadza. Jak szamba się wylewa na pola - to też nikomu nie śmierdzi. Bez smrodu na tej ziemi nic się nie urodziło i nic nie urosło. To normalne - twierdziła sołtys Klobuszeńska. Sołtys jest przekonana, że walkę z wytwórnią podłoża prowadzi kilku właścicieli okolicznych gospodarstw agroturystycznych, którzy przybyli na Mazury, kupili grunt, postawili pensjonaty i teraz "udają" rolników.

Źródła głównych sprzeciwów przewodniczący Dec szukał w sąsiedniej, biskupieckiej gminie.

- Pewien pan z Labuszewa powiedział mi na przykład, że nawet jeśli będziemy chcieli postawić zakład skręcania długopisów, to oni nam na to nie pozwolą - informował zebranych. - A inwestor z Leman był na tyle uczciwy, że powiedział wcześniej o co chodzi, choć wcale nie musiał tego robić.

Konflikt z przyrodą

Emocje budzi, przypomnijmy, planowana budowa zakładu podobnego temu, który istnieje w Lemanach. Na działce otoczonej z trzech stron lasem, między Giślem a Rutkowem, ma powstać "siostrzany" zakład wytwórni podłoża zastępczego. To między innymi efekt "buntu" mieszkańców Szczytna, których narzekania na "złowonne zapachy" doprowadziły miasto i właściciela wytwórni przed oblicze sądu. Postępowanie zostało odroczone na rok z okładem, który to czas właściciel obiecał wykorzystać na takie inwestowanie, które ochroni nosy szczytnian.

Stąd też i nowa lokalizacja dla tej części produkcji, która owe nieznośne wonie "tworzyła". Przyszły zakład ma powstać blisko granicy z gminą Biskupiec, z terenu której także już płyną sprzeciwy, anonsowane podczas dźwierzuckiej sesji. Inwestor Karol Spychał (syn Mariusza) obiecuje zatrudnienie dla co najmniej 45 ludzi, co nie jest bez znaczenia dla wciąż ubożejącej ludności tej gminy. Największymi oponentami są rzeczywiście właściciele gospodarstw agroturystycznych, zarówno z ziemi szczycieńskiej, jak i biskupieckiej, których obawy dotyczą nie tylko przyszłości ich własnych "przedsiębiorstw turystycznych", ale i otaczającej przyrody. Jednym z koronnych argumentów na "nie", jakie przedstawiono "Kurkowi", jest dość bliskie sąsiedztwo planowanego zakładu z tzw. Łąkami Dymerskimi, największym w Polsce, a zapewne i w Europie, zlotowiskiem żurawi.

- W okolicy występuje wiele rzadkich ptaków i roślin. Kto nam zagwarantuje, że nie doznają one uszczerbku? Taka produkcja nie może się odbywać na terenie o wysokich walorach przyrodniczych i ekologicznych - tłumaczyła "Kurkowi" współwłaścicielka gospodarstwa w Szczepankowie Halina Messerschmidt.

Sesyjna debata o planowanej na terenie gminy inwestycji, choć momentami gwałtowna, nie prowadziła do żadnych wniosków. Każdy kto chciał, powiedział własne zdanie, i na tym się skończyło.

Halina Bielawska

2003.07.30