Nadzwyczajna, ostatnia tegoroczna sesja Rady Gminy Dźwierzuty nie doszła do skutku. Tym razem obrady zbojkotowali radni opozycyjnie usposobieni do wójta, a pozostałych było zbyt mało, by podjąć prawomocne decyzje.

Odcięli się od świata

Na wniosek wójta Czesława Wierzuka przewodniczący rady Leszek Dec zwołał nadzwyczajną sesję Rady Gminy na poniedziałek 29 grudnia. Sam jednakże na nią nie przybył.

- O tym, że będę prowadził obrady tej sesji, dowiedziałem się na godzinę przed jej rozpoczęciem - mówi Piotr Mielecki, drugi z zastępców przewodniczącego. Nie napracował się wiele, bowiem przyszło mu jedynie stwierdzić, że w obradach uczestniczy za mało radnych, by ich decyzje były prawomocne. Do sali konferencyjnej dźwierzuckiego Urzędu Gminy przybyło bowiem zaledwie 7 radnych - zwolenników wójta. Nie pojawił się natomiast żaden z ośmiu jego przeciwników.

- Zgodnie ze statutem, pod nieobecność przewodniczącego obrady powinien prowadzić starszy wiekiem wiceprzewodniczący, czyli radny Sawicki, ale tego też na sesji nie było - mówi Mielecki. Poczynania obu kolegów z prezydium Rady uważa za niezgodne z prawem. - Nikt z nieobecnych radnych nie usprawiedliwił swojej absencji, a wszelkie próby telefonicznego kontaktu okazały się niemożliwe, bo wszyscy po prostu wyłączyli aparaty, zarówno komórki, jak i telefony stacjonarne.

W programie sesji ujęto większość tych punktów, które nie znalazły aprobaty opozycyjnych radnych na sesji poprzedniej, 16 grudnia. Przypomnijmy, że wówczas obecni byli wszyscy radni, a przewaga ośmioosobowej grupy przeciwnej wójtowi sprawiła, że, między innymi, nie zostały wprowadzone ostatnie, korygujące poprawki do budżetu. To zresztą spowodowało, że salę obrad opuścili radni prowójtowi. Bojkot nie uniemożliwił pracy pozostałej ósemce, która wówczas nie przyjęła także uchwały o przystąpieniu gminy Dźwierzuty do projektu dotyczącego ochrony rzeki Krutyni, a także odmówiła zgody na proponowane przez wójta transakcje z zakresu obrotu nieruchomościami.

30 tys. przeszło koło nosa

I ta ostatnia sprawa stała się - jak wyjaśnił "Kurkowi" wójt Czesław Wierzuk - podstawowym argumentem do zwołania kolejnej sesji, na 29 grudnia. W tym dniu bowiem, po zakończeniu obrad, miało dojść do podpisania dwóch ważnych dokumentów, sygnowanych z jednej strony przez gminę, z drugiej zaś przez Agencję Nieruchomości Rolnych. Aktem notarialnym gmina miała się zgodzić na przejęcie dwóch budynków mieszkalnych wraz z gruntami, o łącznej wartości około 60 tysięcy złotych. Drugim natomiast dokumentem była umowa, mówiąca o tym, że ANR pokryje koszt wykonanych już dokumentacji technicznych na kilka wodociągów (np. w Małszewku), których budowę zaplanowano w tym roku.

- Agencja miała przekazać gminie ponad 30 tysięcy złotych na te dokumentacje, a w przyszłym roku partycypować także, kwotą 300 tysięcy, w budowie wodociągów - wyjaśnia wójt Wierzuk, którego Rada obecnej kadencji, na samym początku istnienia, pozbawiła możliwości podejmowania samodzielnych decyzji w zakresie obrotu majątkiem gminy. Nie może więc, jak to ma miejsce w znakomitej większości pozostałych samorządów, bez każdorazowej zgody radnych, ani niczego dla gminy przyjąć, ani też nic sprzedać. Z braku quorum sesja w ogóle się nie odbyła, oczekiwane przez wójta decyzje nie mogły więc zapaść i tym sposobem ponad 30 tysięcy złotych przeszło gminnej kasie koło nosa. Dokumentacje zostały jednak wykonane i - tak czy inaczej - gmina musi za nie zapłacić, szukając środków we własnym budżecie.

- Tylko że nie ma gdzie - skarbnik gminy Irena Kołakowska bezradnie rozkłada ręce.

Minorowe nastroje

Tuż przed końcem roku nastroje mniejszościowej grupy dźwierzuckich radnych są minorowe. Co prawda sesja, której de facto nie było, skończyła się łamaniem opłatkiem i wzajemnymi życzeniami, ale nie brzmiały one zbyt pewnie i przekonująco.

Najbardziej oburzony zachowaniem większościowej opozycji jest radny Leszek Zbrzyski.

- Tak dalej być po prostu nie może, bo dzieje się ze szkodą dla gminy. Obawiam się, że nie będziemy mieli innego wyjścia, jak po prostu przeprowadzić referendum w celu odwołania całej rady - skomentował radny działania swych kolegów.

Referendalny pomysł spodobał się też pozostałym radnym z mniejszościowej "siódemki". Jeśli desperacja tej grupy faktycznie poprowadzi mieszkańców gminy do urn, będzie to z pewnością pierwszy taki przypadek w historii Polski samorządowej.

Halina Bielawska

2004.01.07