Sezon w pełni, pełne i nasze Mazury turystów, zwyczajnych wczasowiczów, czyli tych wszystkich, dla których nawet Szczytno jest godną odwiedzenia atrakcją. Wiadomo wszystkim, że jak jedziemy nad morze to nie ma zmiłuj się, trzeba zjeść halibuta, flądrę, a w ostateczności dorsza czy łososia. Jak na Mazury, to rybka też musi zostać zaliczona, tylko że nasza, z wód słodkich i czystych.

Można trafić do knajpki, można też do jedynej w Szczytnie smażalni, gdzie wybór, niestety, niezbyt wielki. Można do Jedwabna, ale gdy byłem tam niedawno, to do wyboru miałem tylko małe, ok. 25 dkg pstrągi i świeże powietrze. Kawałek dalej, w Szwaderkach wybór już trochę lepszy. Można zjeść na miejscu, samemu coś złapać na wędkę albo po prostu kupić. Najtaniej i najprościej zwyczajną płoć, też niezbyt wielką. Eeee... powiedzš smakosze, co tam płotka, małe to, ości pełno, a i w smaku nic specjalnego. Jasne, nie każdego stać na węgorza, a dla wybrednych proponuję dwa naprawdę proste przepisy na bardzo smaczną płoć, przy czym oba do zrobienia nawet na biwaku.

Przyjmijmy, że udało się nam wieczorkiem przy naszym leśnym pomoście złapać kilkanaście płotek, parę uklejek, a nawet trafił się jeden czy dwa okonki. Na więcej zresztą w naszych bandycko przez pseudorybaków na nich "gospodarujących" przetrzebionych jeziorach nie ma co liczyć. Rybki oczywiście czysto i łatwo oprawiamy i mamy do wyboru proste smażenie na maśle czy lepiej oleju, albo troszkę więcej trudu przy dużo lepszych efektach smakowych. Na początek proponuję odrobinę pracochłonne pulpeciki z białej rybki. Na desce, a taka powinna gdzieś tam przy namiocie się znaleźć, dokładnie ostrym nożem siekamy rybki jak najdrobniej (miksera nikt przecież z sobą nie wozi). Drobno posiekane wrzucamy do miski, możliwie głębokiej, doprawiamy szczyptą soli, odrobiną pieprzu, dużą ilością zielonej pietruszki lub koperku. Jeżeli akurat nie mamy, to może być kupiona w najbliższym sklepie tarta gałka muszkatołowa i majeranek. Ucieramy to i dorzucamy ze dwa białka, a potem dalej, ciągle ucierając, dolewamy śmietanę lub jogurt. Gdy mamy trochę startego żółtego sera, można też go dołączyć do powstałej masy. W momencie, gdy osiągnie konsystencję pozwalającą na uformowanie niewielkich pulpecików kończymy ucieranie, a pulpeciki odstawiamy na kilka minut w możliwie chłodne miejsce. Na patelni lub w metalowej misce podsmażamy na złoto drobno posiekaną cebulkę, dodajemy dwa żółtka utarte z 2/3 butelki piwa, tartą gałkę muszkatołową, dobry byłby ząbek posiekanego czosnku, a konieczny pieprz i sól. Wrzucamy wtedy pulpeciki do prawie wrzšcej wody, a po kilku minutach na talerz i polewamy piwnym sosem. Jadłem niedawno i smakowało wybornie, może dlatego, że w sosie zawieruszyło się parę igieł z najbliższych sosen.

O wiele prostsze jest inne danie, szczególnie do wykonania w domkach letniskowych wyposażonych w lodówkę lub chłodną piwnicę. Te same rybki smażymy w oleju na chrupko. Najlepiej na maksymalnie dużej patelni. Po zlaniu większości tłuszczu dorzucamy ze dwie, trzy cebule pokrojone w talarki, a gdy zmięknie zalewamy 1,5 szklanki gęstego soku pomidorowego, oczywiscie doprawiając do smaku. Dusimy pod przykryciem ok. pół godziny, a następnie wkładamy do kamiennego garnka, w ostateczności słoika. Na noc chowamy do chłodnej piwnicy lub (po wystygnięciu) do lodówki. Rano czeka nas boska uczta, gdyż drobne ości rybek praktycznie rozpuszczają się, a przy dodaniu odrobiny mąki ziemniaczanej tworzy się pyszna pikantna galaretka.

Zamożniejszym smakoszom proponuję szaszłyki z węgorza w sosie tatarskim. Danie drogie, ale bardzo proste. Najistotniejsze jest krótkie - 1 do 2 godz. marynowanie wyfiletowanego węgorza w marynacie z oliwki z cytryną, tymiankiem i liściem laurowym. Przed nadzianiem na rożen można węgorza obtoczyć w mące lub panierce, a poszczególne kawałki przedzielić cienkimi plasterkami boczku. Absolutna pychota!

Wiesław Mądrzejowski

2006.08.09