W poszukiwaniu interesujących ludzi zamieszkujących nasz powiat, "Kurek" natrafił na kogoś nieprzeciętnego. Kazimierz Strusiński - mieszkaniec Świętajna, jest skromnym, powszechnie lubianym gospodarzem, na pozór nie wyróżniającym się spośród swego otoczenia. Jednak po przekroczeniu bram jego podwórza znajdujemy się w bajkowej krainie, gdzie na każdym kroku czeka nas niespodzianka: wystrugane z pniaków stworki, żurawie do pobierania wody, holenderskie wiatraki i oczko z wodospadem.

Wszystko jest wkomponowane w przyrodę, obsadzone drzewkami, kwiatami i trzciną. Można w tym dostrzec wielką pomysłowość, a także troskliwą rękę właściciela. Sasiedzi kręcą niedowierzaniem głowami, ale imponuje im talent i pasja pana Kazimierza. Dlaczego z tak wielkim entuzjazmem oddaje się swoim zainteresowaniom?

- To mi sprawia sporą satysfakcję. Są tacy, którym podobają się moje pomysły, ale niektórzy uważają to za stratę czasu. Przecież z hobby trudno wyżyć. Ale mi nie zabiera to dużo czasu. Jak już wpadnę na pomysł to idzie jak z płatka.

Skąd czerpie pomysły?

- Tak po prostu przychodzą. Wszystko wymyślam sam, nigdy niczego nie podpatrzyłem. Zresztą to sama przyroda robi takie cuda, ja je tylko przerabiam na swoją modłę, lub staram się odtworzyć. Czasem uda się lepiej, czasem gorzej.

Początkowo twórczość pana Kazimierza nie była szerzej znana. Jego dzieła powstawały jedynie na potrzeby własne. Z czasem zaczęło się to jednak zmieniać.

- Ozdabiając swoje podwórko, pokazałem ludziom, że potrafię robić takie rzeczy. To zadziałało jak reklama. Dostałem dużo różnych zleceń. Robiłem wodospady, oczka, kaskady, skalniaki, wiatraki. Żadna z tych rzeczy nie jest dla mnie trudna. Po prostu lubię to robić. Ale w pracy muszę mieć jednak wolną rękę - zastrzega.

Pan Kazimierz nie poprzestał na tym - w wolnej chwili, zupełnie sam wybudował na terenie swego gospodarstwa dwa domki letniskowe, które wynajmuje chętnym za niewygórowaną, ustaloną indywidualnie opłatą. Każdy, kto korzystał z jego gościnności, jest urzeczony gospodarzem i magicznym otoczeniem (łącznie z pasącą się leniwie kobyłką i maleńkim pieskiem). Aż żal opuszczać ten niewielki, a tak niezwykły zakątek. Można tylko żałować, że większość ludzi ogranicza się do tradycyjnych pelargonii na parapecie. I że gdy ktoś już wyrwie się poza tę rutynę, to jest zbyt skromny, by się z tym obnosić. Ale, jak mówi stare, polskie przysłowie: sieda w kącie - znajdą cię.

Monika Cudnoch

2006.07.26