Telewizyjny kabaret II

Dwa tygodnie temu, kiedy opisywałem spektakle telewizyjnych kabaretów poczułem pewien niedosyt. Ramy jednego felietonu wystarczyły wprawdzie, aby całość ująć historycznie i chronologicznie, ale zabrakło miejsca na tę weselszą stronę, czyli żart, anegdotę i ciekawostki. W końcu pisząc o kabaretach należałoby także zacytować coś zabawnego z ich programów. Postaram się nadrobić to dzisiaj.

Zacznijmy od „Kabaretu Starszych Panów”.

Wszyscy zapewne pamiętamy, że spektakle panów Przybory i Wasowskiego cechowała niezwykła elegancja. Staroświeckie stroje i maniery oraz kulturalny sposób wysławiania się - nawet gdy dotyczył on odrażającego draba lub tanich drani. Tymczasem w jednej z piosenek, nagle i znienacka padło brzydkie słowo „dupa”. Piosenkę tę śpiewała Irena Kwiatkowska. „Shimmy Szuja”, którego to utworu stosowny fragment zacytujmy:

Gdy życie zdarło z faceta już maskę,

gdy mu fasada rozpada się z trzaskiem,

gdy zza niej wyjrzy jak dupa z pokrzywy

pysk zły i obrzydliwy…

Reakcja telewidzów była natychmiastowa. Rozległy się liczne protesty i Starsi Panowie Dwaj musieli przeprosić swoich wiernych wielbicieli za popełnione faux pas. Pamiętam, że zrobili to z właściwym sobie wdziękiem.

Dzisiaj już wspaniałych twórców Kabaretu Starszych Panów nie ma pośród nas. Ale pamięć po nich pozostała. Na budynku TVP przy ulicy Jasnej 14/16 jest wmurowana tablica ku ich czci. W Opolu, na wzgórzu uniwersyteckim postawiono im pomnik. Dwóch siedzących Starszych Panów naturalnej wielkości.

A teraz kilka wspomnień z realizacji programów Gruzy, Fedorowicza i Kobieli, czyli z widowisk „Poznajmy się” i „Małżeństwo doskonałe”.

W kolejnych spektaklach „Poznajmy się” regularnie brylował kuzyn z prowincji. Była to mistrzowska kreacja Romana Kłosowskiego. Późniejszy Maliniak z „Czterdziestolatka” już wtedy stworzył postać, której nie da się zapomnieć.

#KONIEC

Napisałem przed dwoma tygodniami, że w programach „Poznajmy się” prezentowano filmy z ukrytej kamery. Po raz pierwszy w Polsce. W jednym z nich podłożono pod koło dużego samochodu pięćsetzłotowy banknot. Obserwowano później jak poszczególni przechodnie usiłują pieniądz ów wyciągnąć. Czegóż ten naród nie wyprawiał! Można było boki zrywać obserwując inwencję rodaków.

Nie mniej zabawnym był film z gadającą skrzynką na listy, która głosem Fedorowicza pouczała osoby wrzucające swoje przesyłki jak mają się zachować. Ten filmik można zresztą obejrzeć w Internecie na You Tube.

Do programu „Małżeństwo doskonałe” zapraszano uznanych twórców, takich jak Osiecka, czy Młynarski, którym kazano podczas wieczoru napisać tekst piosenki opartej na podanym haśle. Pamiętam jak Wojciech Młynarski, w ciągu godziny, napisał znakomity utwór, który zaczynał się następująco:

Przyszli raz do mnie z jasnym obliczem,

przed niewieloma dniami,

pan Gruza z panem Fedorowiczem.

Nieszczęścia chodzą parami!

W identyczny sposób powstała inna piosenka Młynarskiego, wielokrotnie później przez niego wykonywana, czyli „Ułańska fantazja”.

Przed jednym z programów autorzy zapowiedzieli, że poszukują osoby podobne do Bogumiła Kobieli. Przybyło więc do teatru STS (skąd transmitowano „Małżeństwo doskonałe”) całe mnóstwo kandydatów na sobowtóra znakomitego aktora. No i odbył się konkurs pod hasłem „Kobielopodobni”. Po kolejnych etapach prowadzący - Jacek Fedorowicz zażądał od finalistów pokazania ile też mają gotówki w swoich portfelach. Za zwycięzcę, czyli sobowtóra Kobieli uznano tego z zawodników, który nie miał ani grosza, bowiem było to ponoć najbardziej charakterystyczną cechą mistrza.

Na zakończenie jeszcze drobna wzmianka o moim ulubionym artyście Jerzym Dobrowolskim. Pisałem o kabareciku kolejowym z roku 1973. Ale już dziesięć lat wcześniej (1963) Dobrowolski wraz z Pokorą i Kobuszewskim zainicjowali telewizyjny kabaret „Mix”. Nie utrzymał się. Dowcip prezentowany przez wymienionych artystów był zbyt abstrakcyjny jak na owe lata, a żartobliwy język Dobrowolskiego zupełnie niezrozumiały. Dopiero dziesięć lat później śmiano się, gdy znakomity aktor, w przedziale kolejowym rozpoczynał rozmowę z współpodróżnym, czyli Wojciechem Pokorą od słów: „dokąd jedziesz z tym psem w przybliżeniu”. W tym samym programie pan Jerzy spytany gdzie leży Bałtyk odpowiedział - no chyba gdzieś nad morzem.

Andrzej Symonowicz