W tym roku szkolnym dzieci z Prusowego Borku nie muszą już moknąć w oczekiwaniu na szkolny autobus. Z nowej wiaty przystankowej nie wszyscy są jednak zadowoleni. Jeden z gospodarzy uważa, że utrudnia mu ona pędzenie bydła. Władzom gminy Szczytno zarzuca arogancję i lekceważący stosunek wobec mieszkańców.

Wędrujący przystanek

ZATARASOWANY WYJAZD

Przystanek dla gimbusu gmina Szczytno ustawiła na początku lipca. O jego lokalizacji zdecydowało zebranie wiejskie. Zdecydowana większość mieszkańców wskazała miejsce na niewielkim, wysypanym żużlem placyku, przy rozwidleniu dróg, z których jedna prowadzi do Wawroch, druga do Lipowca. Taki wariant nie przypadł jednak do gustu Stanisławowi Samselowi. Wyjazd z jego gospodarstwa znajduje się niemal dokładnie naprzeciwko przystanku. Rolnik, który hoduje krowy, uważa, że stanowi on poważną przeszkodę w codziennym przepędzaniu bydła na pastwisko. Jego zdaniem godziny przyjazdu gimbusa pokrywają się z porą, kiedy wygania krowy.

- Autobus będzie stał naprzeciwko mojej bramy trzy razy dziennie po pół godziny, dookoła będą biegać dzieci. Poza tym krowy mogą zahaczyć o przystanek i go uszkodzić - wylicza Stanisław Samsel. Według niego najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby odsunięcie wiaty o kilka metrów w głąb placyku. Twierdzi, że starał się o to w gminie w momencie, kiedy przystanek już stał.

- Rozmawiałem w tej sprawie z panem Tyczyńskim, ale kompletnie mnie zignorował. Dlatego próbowałem spotkać się z wójtem. Ponieważ nie mogłem zastać go w urzędzie, zatelefonowałem. Wójt w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać, postraszył mnie tylko policją i rzucił słuchawkę - relacjonuje rolnik. Dodaje, że taka postawa włodarza gminy świadczy dobitnie, że przewróciło mu się w głowie i do pojedynczych mieszkańców odnosi się w sposób arogancki.

- Głosowałem na niego w ostatnich wyborach, ale zrobiłem to po raz ostatni - mówi poirytowany Stanisław Samsel.

ROZMOWY NIE BYŁO

Zupełnie inną wersję wydarzeń usłyszeliśmy w gminie. Zajmujący się w urzędzie sprawami drogowymi Jerzy Tyczyński twierdzi, że obecne pretensje Samsela są o tyle nieuzasadnione, że przystanek był już raz przesunięty i to na wyraźną prośbę gospodarza.

- W stosunku do pierwotnej lokalizacji odsunęliśmy go jeszcze o pięć metrów, tak aby stał jeszcze dalej od bramy pana Samsela - mówi Jerzy Tyczyński. Jego słowa potwierdza również sołtys Prusowego Borku Krystyna Kaczmarczyk. Jerzy Tyczyński dodaje, że o dalszym przesuwaniu wiaty przystankowej nie może być już mowy: tuż za nią znajduje się nieutwardzony grunt, utrudniający autobusom manewry i granica działki gminnej. Wójt Sławomir Wojciechowski podkreśla z kolei, że o umiejscowieniu przystanku zdecydował nie on, tylko mieszkańcy wsi. Protestującemu rolnikowi wytyka, że gdyby pędził bydło zgodnie z przepisami ruchu drogowego, a więc po samej drodze, problemu z przystankiem by nie miał.

Wójt utrzymuje, że Stanisław Samsel do niego wcale nie dzwonił.

- Proponuję, żeby zgłosił sprawę podczas zebrania z moim udziałem, do jakiego dojdzie we wrześniu. Ale nie on będzie decydował o sprawach całej wsi, chyba że zostanie sołtysem albo wójtem - ucina Sławomir Wojciechowski. Co do oskarżeń o arogancję wójt odpowiada, że każdy może mieć własne zdanie na jego temat, a popularność wśród lokalnej społeczności zweryfikują wybory.

DLA DOBRA DZIECI

Sołtys Krystyna Kaczmarczyk podkreśla, że dla niej i większości mieszkańców najważniejsze w całej sprawie jest dobro dzieci, które do tej pory często musiały moknąć w oczekiwaniu na szkolny autobus. Z kolei Stanisław Samsel zdecydowanie podtrzymuje swoje pretensje i twierdzi, że przesunięcie przystanku o trzy metry nie stanowiłoby żadnej przeszkody. Opór władz gminy odbiera jako czystą złośliwość.

Wojciech Kułakowski