Część VII.

Jak to z zegarami w Szczytnie było...

W połowie lutego 1945 roku życie w Szczytnie toczyło się w miarę spokojnie. Mieli na to niewątpliwie wpływ nieliczni mieszkańcy. Na miejscu pozostało kilka rodzin autochtonów, a z Polski przybyli już pierwsi osadnicy oraz niewielka grupka kolejarzy. Monotonne życie powojennego Szczytna potrafili za to "urozmaicić" różnymi rozporządzeniami Rosjanie. Wiadomo było, że wraz z nimi zawitał do naszego miasta nowy ład i porządek, który był regulowany wydawanymi sukcesywnie przez Sowietów nakazami i zakazami.

Do jednych z nich, który na kilka miesięcy zdezorganizował życie mieszkańców Szczytna, było ustalenie porządku dnia pracy według określonego przez Sowietów pomiaru czasu. I nie chodzi w tym przypadku o "trofiejnyje czasy" (zdobyczne zegarki - przyp. aut.), ale o zmianę strefy czasu. Był to jednak pomysł dość absurdalny i z góry skazany na niepowodzenie.

Wyzwolenie Szczytna

Podłożem konceptu komendanta był obowiązek, jaki na nim spoczywał. Oto bowiem wszelkiego rodzaju meldunki radziecki komendant miasta Romanienko musiał przekazywać do swych przełożonych telegraficznie, o określonych ściśle godzinach według czasu moskiewskiego. Komendant często osobiście brał udział w patrolach, a wtedy mylił go "nieprawidłowy" czas wskazywany przez zegary na wieżach kościołów ewangelickiego i katolickiego (na wieży ratuszowej zegar był wówczas uszkodzony). Nakazał więc, aby wszyscy mieszkańcy Szczytna na swoich zegarach i zegarkach przesunęli czas o dwie godziny do przodu (!) i od tej pory zaczęli żyć i pracować według czasu moskiewskiego. Obowiązywał on w naszym mieście aż do końca maja, czyli momentu oficjalnego przekazania władzy w ręce polskie.

Pierwsi osadnicy

Z początkiem lutego 1945 roku do miasta zaczęli napływać osadnicy z pobliskiego Mazowsza oraz innych regionów Polski. Wraz z osadnikami nadciągały również niezliczone rzesze szabrowników liczących tutaj na łatwy łup. Podobnie jak i żołnierze radzieccy, w dużym stopniu przyczynili się oni do znacznego zniszczenia miasta oraz powiatu szczycieńskiego. Z Polski centralnej wożono do powiatu szczycieńskiego żywność i spirytus, wracano zaś ze sprzętem gospodarstwa domowego, meblami, urządzeniami przemysłowymi. Aby zdobyć materiały budowlane, rozbierano budynki czasem wzdłuż całych ulic. Szabrownicza działalność miała też nieliczne pozytywne akcenty. Dla przykładu: odbudowali oni nawet zniszczoną kolejkę wąskotorową do Ełku, by sprawniej wywozić łupy z Prus Wschodnich.

We wspomnieniach wielu pierwszych osadników przybyłych na ziemię szczycieńską przewija się wątek ciepłego "przyjęcia" ich przez przedstawicieli władzy radzieckiej. Twórca powojennej szczycieńskiej służby zdrowia - doktor Jan Gauze w swym dzienniku, w którym wszystko skrupulatnie notował pisze, iż 7 lutego 1945 roku do Szczytna wszedł z wielką atencją niczym do świątyni muzułmańskiej, albowiem tylko w skarpetkach. Stało się tak dlatego, ponieważ w okolicach dzisiejszej ulicy Mazurskiej grupa, w której znajdował się również i doktor Gauze, została zatrzymana przez patrol radziecki. Była to tylko rutynowa kontrola i potoczyłaby się bez większych ekscesów, gdyby lekarz nie zwrócił na siebie uwagi Sowietów. Wszystkiemu były winne... buty, mające jedną wadę: były za dobre. Krasnoarmiejcy nakazali mu niezwłocznie zdjąć obuwie. Nie byli jednak barbarzyńcami tak do końca. W zamian bowiem zostawili doktorowi parę zdezelowanych trepów, tyle tylko, że o kilka numerów za małych. Doktor Gauze przy trzaskającym mrozie musiał więc do miasta wejść w skarpetkach.

Demontowanie miasta

Szczytno na początku 1945 roku przedstawiało przygnębiający widok. Główne ulice - obecnie Polska i Odrodzenia - były zniszczone i wypalone. W mieście panowała kompletna cisza, którą od czasu do czasu przerywał stukot podkutych, wojskowych butów. Byli to żołnierze radzieccy, patrolujący dość często główne ulice miasta. Wszystkie ważniejsze budynki, do których należały m.in. rozdzielnia wysokiego napięcia, gazownia ze zbiornikami gazu, wodociągi ze stacją pomp oraz studniami - były zajęte przez komendanturę radziecką.

Żołnierze radzieccy w ramach "odszkodowań wojennych" szabrowali miejscowe zakłady. Z fabryki mebli oprócz różnego rodzaju obrabiarek wywieziono również główny napęd - generator prądu z maszyną parową. Aby usunąć urządzenie z budynku, trzeba było wyburzyć ścianę, przed czym się zresztą Rosjanie nie wzbraniali.

Z nieistniejącej już roszarni wywieziono wszystko, co można było zdemontować. Budynki magazynowe w obecnej Wyższej Szkole Policji, gdzie przejściowo Rosjanie składowali zdobycz, po brzegi były zapełnione zwiezionymi z całego powiatu szczycieńskiego przewodami i silnikami elektrycznymi. W miarę upływu czasu "trofiejnego" towaru zaczęło krasnoarmiejcom przybywać, natomiast miejsca do jego składowania było coraz mniej. Do tego celu postanowiono wykorzystać nieistniejące już dziś baraki, które stały wzdłuż dzisiejszych ogródków działkowych, aż do obecnej ulicy Leśnej. Natomiast na dzisiejszym lotnisku w Szymanach radziecka komendantura zorganizowała bazę bydła pędzonego na wschód.

Rosjanom i tego było mało. Z czasem rozmontowali wszystkie urządzenia na stacjach kolejowych, a nawet tory kolejowe biegnące do Pisza, Biskupca i Wielbarka. Nosili się także z zamiarem demontażu linii kolejowej ze Szczytna do Olsztyna i tylko dzięki interwencji obecnych w Szczytnie polskich kolejarzy do tego nie doszło.

Radzieccy żołnierze nie gardzili nawet takimi "łupami" jak kosy, grabie lub widły.

Ze sprawozdań pierwszego powojennego starosty szczycieńskiego Waltera Późnego wynika, iż Sowieci w pierwszych dniach "wyzwolenia" z powiatu szczycieńskiego wywieźli około 14 tysięcy sztuk bydła.

26 maja 1945 roku na dziedzińcu zamkowym w Szczytnie odbyło się oficjalne oddanie władzy w ręce polskie. Jednak już po uroczystości komendant Romanienko wezwał Waltera Późnego do siebie i dał mu jasno do zrozumienia, że jeszcze przez dłuższy czas oni będą gospodarzami tej ziemi, a on choć starosta, ma nie ingerować w ich poczynania. W dziejach Szczytna rozpoczął się następny etap, który trwał ponad 40 lat.

Epilog

Armia Czerwona nie była ani pierwszym, ani ostatnim wojskiem, dla którego gwałt i rabunek był dozwoloną częścią operacji wojennych lub narzędziem rasowego upokorzenia wroga. Taktyka ta była stosowana co najmniej od czasów starożytnych (Rzymianie), a całkiem niedawno również przez wojska w Bośni i Ruandzie. Rozwija się technika i nauka, ludzie... jakby stoją w miejscu.

Robert Arbatowski

2004.03.03