Część II.

Jesienią 1944 roku życie w naszym powiecie toczyło się tylko na pozór normalnie. Jeszcze latem tego samego roku Gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch wydał polecenie, by przeprowadzane były normalne prace rolne. Jesienią na części pól zasiano zboże ozime z nadzieją na zebranie plonu latem następnego roku.

Koch i jego wojsko

Jesienią 1944 roku życie w naszym powiecie toczyło się tylko na pozór normalnie. Jeszcze latem tego samego roku Gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch wydał polecenie, by przeprowadzane były normalne prace rolne. Jesienią na części pól zasiano zboże ozime z nadzieją na zebranie plonu latem następnego roku.

Takie postępowanie w sytuacji realnego zagrożenia miało przede wszystkim wymiar propagandowy. Chodziło o to, aby pokazać miejscowej ludności, że przygotowana obrona będzie skuteczna. Mieszkańcy powiatu szczycieńskiego nie mieli wpływu na taki bieg wydarzeń. Decyzje zapadały w Królewcu lub Berlinie, a ich skutki niejednokrotnie odczuwane były przez miejscową ludność bardzo boleśnie.

Rosjanie w międzyczasie systematycznie wzmacniali swoje siły przed decydującym natarciem w ramach wielkiej ofensywy styczniowej. III Front Białoruski otrzymał zadanie uderzenia prawym skrzydłem wzdłuż wybrzeża do Kaliningradu tak, aby wschodniopruskie ugrupowania wroga odciąć od portów morskich, jedynej - jak się okazało - drogi zaopatrzenia i ucieczki dla wojsk niemieckich.

Wyzwolenie Szczytna

Pod koniec października zaniepokojony przebiegiem wydarzeń we wschodniej części państwa, przybył do naszego miasta z jednodniową wizytą Erich Koch. Jego przyjazd miał charakter poufny. W szczycieńskich koszarach, gdzie obecnie mieści się Wyższa Szkoła Policji - spotkał się ze stacjonującym w naszym mieście dowództwem Grupy Armii "Środek" i omówił plan działania obrony południowej rubieży naszego powiatu.

Również w tym samym dniu zapadła decyzja, aby dopiero miesiąc później (zapewne ze względu na uniknięcie paniki wśród mieszkańców) rozpocząć formowanie oddziałów Volkssturmu, które miały wspierać w walce jednostki frontowe. Powołano do nich mężczyzn w wieku od 55 do 60 lat oraz chłopców 14-16-letnich. Z góry jednak było wiadomo, że ci żołnierze (nazywani również prześmiewczo przez wojska Wehrmachtu "wojskiem Kocha", podobnie jak umocnienia obronne wzdłuż granicy pruskiej, o których pisałem w poprzedniej części) nie przedstawiali większej wartości bojowej. Owe wojsko tworzyło dość żałosny widok - żołnierze ubrani w wojskowe oraz brązowe, partyjne - pochodzące z NSDAP płaszcze, z bronią w postaci kilku granatników przeciwpancernych oraz pochodzących z początku XX wieku włoskich karabinków i garść amunicji.

Wielka ofensywa

Siły niemieckie ustępowały wojskom radzieckim pod każdym względem. Na przykład na jednego niemieckiego żołnierza piechoty przypadało siedmiu Rosjan, w przypadku wojsk pancernych te proporcje były jeszcze mniej dla Niemców korzystne. Dysponowali ponadto znikomą liczbą oddziałów artylerii, nie istniało w Prusach Wschodnich lotnictwo wojskowe.

12 stycznia 1945 roku wojska radzieckie rozpoczęły pozorowane ataki zaczepne w rejonie Gołdapi. Dwa dni później ruszyła wielka ofensywa w kierunku Prus Wschodnich. 17 stycznia główne siły II Frontu Białoruskiego, po przełamaniu umocnień w rejonie Narwi i w okolicy Ostrołęki przeszły do frontalnego ataku. Mniej więcej w tym samym czasie Hitler osobiście nakazał całkowite wzmocnienie i obsadzenie Pozycji Szczycieńskiej.

Przebywający akurat w Szczytnie dowódca Grupy Armii "Środek" - generał pułkownik Reinhardt otrzymał i przekazał rozkaz Führera stacjonującemu pomiędzy Przasnyszem a Chorzelami dowódcy niemieckiej 4 Armii - generałowi Hossbachowi. W depeszy, już od siebie dodał, że zajmowana przez tę armie pozycja ma zostać utrzymana za wszelką cenę.

Walki o Szczytno

19 stycznia 1945 roku rosyjskie czołgi wjechały do Nidzicy oraz zdobyły rejon umocnień w odległości około 10 kilometrów na południe od Chorzel. Na zatrzymanie wojsk radzieckich w tym rejonie miała niewątpliwie obrona prowadzona przez żołnierzy 129 Dywizji Piechoty oraz część doborowej Dywizji Pancernej "Großdeutschland".

Tego samego dnia - ze względu na słabą obronę przeciwlotniczą oraz całkowity brak wsparcia ze strony niemieckiego lotnictwa - przed południem rozpoczęły się pierwsze naloty na nasze miasto. Lecące nisko i wolno bombowce za cel obrały sobie ważne pod względem strategicznym miejsca, do których należał m.in. dworzec i węzły kolejowe. W ich okolicach było najwięcej ofiar. Wieczorem nad naszym miastem pojawiła się wielka łuna ognia.

Żołnierze oddziałów Volkssturmu (w większości 14-16-letni chłopcy) porzucają broń i ratują rannych oraz zajmują się usuwaniem zwłok z ulic. W mieście, wśród pozostałych mieszkańców nasila się panika. Dzieje się tak na skutek spóźnionych zarządzeń ewakuacyjnych gauleitera Ericha Kocha. Fala ludności zapełnia zaśnieżone szosy wyjazdowe ze Szczytna i kroczy w popłochu na północ w kierunku Zalewu Wiślanego, by statkami popłynąć do Niemiec.

Mieszkańcy Szczytna najczęściej opuszczali miasto wozami, na których już wcześniej ulokowali swój dobytek. Natomiast pozostali oczekiwali na dworcu kolejowym z nadzieją na przyjazd pociągu, który ich zabierze z coraz bardziej zaciskającej się wokół Szczytna pętli wojsk radzieckich.

Był to chyba jeden z najtragiczniejszych okresów w życiu mieszkańców Szczytna. Wśród opuszczających nasze miasto jedni jechali, inni szli pieszo, słabsi zostawali po drodze, matki gubiły dzieci. W długich kolumnach wozów i uciekinierów znajdowali się także przymusowi robotnicy, którzy zmuszeni byli towarzyszyć swoim bauerom. Chaos, dezorientacja i cierpienia towarzyszyły jednym i drugim.

20 stycznia 1945 roku naloty na Szczytno znacznie się nasiliły. Zburzeniu ulega co najmniej połowa budynków przy dzisiejszej ulicy Polskiej i około 30% zabudowy w okolicach ratusza i obecnej ulicy Odrodzenia.

(cdn.)

Robert Arbatowski

2004.01.28