Część I.

- Każdy, kto będzie się ewakuował, zostanie uznany za zdrajcę - tymi słowami w połowie września 1944 roku rozpoczął swe orędzie do podległych mu mieszkańców Gauleiter Prus Wschodnich (naczelnik okręgu w partii hitlerowskiej) - Erich Koch.

- Każdy, kto będzie się ewakuował, zostanie uznany za zdrajcę - tymi słowami w połowie września 1944 roku rozpoczął swe orędzie do podległych mu mieszkańców Gauleiter Prus Wschodnich (naczelnik okręgu w partii hitlerowskiej) - Erich Koch.

Wyzwolenie Szczytna

Gauleiter Erich Koch

W lipcu 1944 roku, w wyniku zwycięskiej operacji "Bagration", wojska radzieckie przekroczyły Bug i zmusiły niemieckiego okupanta do opuszczenia wschodniej części terytorium Polski. Nowo utworzona linia frontu przebiegała w ten sposób, że Prusy Wschodnie znalazły się w bezpośrednim zapleczu frontowym. Przygotowanie przez Niemców akcji "martwej albo spalonej ziemi", a wraz z nią ewakuacji ludności stało się dla władz III Rzeszy sprawą niezwykle pilną.

4 września 1944 roku na spotkaniu w Gdańsku gauleiterów Prus Wschodnich i Zachodnich - Kocha i Forstera - omawiano przebieg ewentualnych szlaków ewakuacyjnych. Erich Koch od samego początku do całego pomysłu podchodził dość sceptycznie. Propozycję Forstera, dotyczącą koordynacji podczas ewakuacji pomiędzy Prusami Wschodnimi i Zachodnimi Koch całkowicie zlekceważył. Twierdził, że jego teren nie musi być objęty takimi działaniami, ponieważ nie będzie zdobyty przez Armię Radziecką.

Owa widoczna ignorancja i pewność siebie gauleitera Kocha spowodowała, że ewakuację Prus w późniejszym czasie przeprowadzano w pośpiechu i całkowitym bezładzie, a napływające od jesieni 1944 roku do Prus Wschodnich grupy uciekinierów z innych rejonów zajmowanych przez Rosjan powodowały coraz większe zakłócenia, pogarszając i tak trudną sytuację miejscowej ludności.

Podobnie było i w naszym regionie. Według zeznań świadków, którzy przeżyli ową ucieczkę przed radziecką nawałnicą - wiele rodzin, pomimo ostrzeżeń gauleitera, miało już wcześniej spakowany dobytek, umieszczony na wozie w każdej chwili gotowym do wyjazdu.

Zimą 1945 r. w głąb Rzeszy uciekały z Prus Wschodnich, Pomorza Zachodniego i Śląska setki tysięcy Niemców. Władze III Rzeszy do ostatniej chwili ociągały się z wydaniem rozkazu ewakuacji, a kiedy do niemieckich granic dotarł front wschodni, nastąpiła ona niejako samoczynnie nabierając charakteru bezładnej ucieczki. Warunki były ciężkie. Kto nie zamarzł - ginął od radzieckich bomb i pocisków.

Erich Koch nie przewidywał aż tak szybkiego posuwania się Armii Radzieckiej w kierunku Prus. W niedługim czasie zostały one odcięte od Rzeszy, a na ich obszarze uwięzione niemieckie wojska: 4 armia, 3 armia pancerna oraz sześć dywizji piechoty i dwie dywizje zmechanizowane 2 armii.

"Ortelsburger Waldstellung"

Niewątpliwie wpływ na taką postawę Ericha Kocha miały fortyfikacje Prus Wschodnich utworzone na przestrzeni dwóch wojen światowych. Umocnienia tworzyły skomplikowany system obronny. W skład tego systemu wchodziła "Ortelsburger Waldstellung" (Szczycieńska Pozycja Leśna), mająca za zadanie obronę południowej granicy Prus Wschodnich.

Znajdujące się na terenie naszego powiatu umocnienia nie imponowały wielkością w porównaniu z innymi podobnymi w innych częściach Prus Wschodnich. Nie były to również nowe pozycje obronne, ponieważ pierwsze umocnienia wytyczono już według projektu niemieckiego Sztabu Generalnego w 1898 roku.

Początkowo umocnienia nosiły nazwę "Nieder-Schoben Stellung" od nazw jezior pomiędzy którymi się rozciągały - Nidzkiego i Sasku Wielkiego. Pozycje obronne swój początek brały od torów biegnących obok obecnej stacji kolejowej Karwica Mazurska, następnie omijając od północy Spychowo, ciągnęły się w kierunku Powałczyna, a następnie Jerutek. Omijając od strony wschodniej nasze miasto ich trasa biegła następnie na północ od Siódmaka do jezior Sasek i Sędańskie wykorzystując przy tym naturalne zapory nie do przebycia w postaci moczarów i bagien.

Wokół Szczytna linię obrony "Ortelsburger Waldstellung" od wschodu poprowadzono przez jezioro i rzekę Wałpusz. Do dziś można zobaczyć elementy wymienionych umocnień w postaci np. bunkra, który znajduje się w okolicach tzw. Czerwonego Mostku.

Latem 1944 roku niemieckie dowództwo postanowiło odnowić i wzmocnić pas obronnych konstrukcji wokół Prus Wschodnich. W "Ortelsburger Waldstellung" wybudowano nowe bunkry, określane prześmiewczo przez żołnierzy Wehrmachtu "Kochtöpfe" (garnki Kocha). Część z nich można zobaczyć jeszcze dziś m.in. w okolicach drogi biegnącej w kierunku Witówka. Swoją konstrukcję wywodziły jeszcze z okresu walk o Tobruk, gdzie były nazywane wówczas "Ringstand-Tobruk".

Jeśli wierzyć różnym zapiskom pochodzącym z okresu II wojny światowej, to na owych bunkrach zarobił sporą kwotę produkujący je masowo w swoich betoniarniach generał straży pożarnej Fiedler, który był podobno bardzo bliskim i serdecznym przyjacielem Ericha Kocha.

W połowie września 1944 roku szczycieńskie władze na mocy wydanego przez Kocha nakazu zaczęły wzmacniać obronę Szczytna. W dość szybkim czasie wykopano rów przeciwczołgowy w kształcie trapezu o szerokości 6 metrów i głębokości 3 i pół metra. Na wszystkich dojazdowych drogach ustawiono stalowe jeże przeciwczołgowe, które niekiedy zastępowano również beczkami wypełnionymi gruzem. Nie pominięto też poprawy starych sieci kolczastych, natomiast wszystkie leśne drogi zaminowano. Aby jeszcze bardziej utrudnić przejazd pojazdom wroga, poprzewracano dodatkowo w poprzek dróg drzewa.

Niespełna dwa miesiące później pod osłoną Szczycieńskiej Pozycji Leśnej ulokował się w naszym mieście sztab niemieckiej Grupy Armii "Środek", która miała pod swoimi rozkazami trzy armie niemieckie - 2 Armię, 4 Armię oraz 3 Armię Pancerną. Armia "Środek" miała za zadanie kontrolować obszar od Kłajpedy aż po Modlin. Również w obecnym powiecie szczycieńskim zgrupowano dość silny odwód w postaci Korpusu Pancernego "Grossdeutschland" oraz 83 Dywizji Pancernej. Szczytno było gotowe do obrony.

(cdn.)

Robert Arbatowski

2004.01.21