Z Budek Borowskich do Jedwabna

SZEŚĆDZIESIĄT DWA LATA RAZEM

W Jedwabnie przy ul. 1 Maja mieszkają od 62 lat państwo Bronisława i Józef Januszkiewiczowie. - Ślub wzięliśmy w Zielone Świątki 9 czerwca 1946 r. w Butrynach, bo w Jedwabnie w tym czasie jeszcze nie było księdza – wspomina pan Józef.

- Tu urodziły się nasze dzieci – dodaje pani Bronisława. Mają pięciu synów i jedną córkę, doczekali się także 12 wnuków i 11 prawnuków.

Od ponad dwudziestu lat pan Józef jest na emeryturze. Gospodarzył na rodzinnych 11 ha, jednocześnie pracując, początkowo w miejscowym tartaku, a następnie jako robotnik leśny w Nadleśnictwie Jedwabno. Dziś jest aktywnym członkiem Związku Kombatantów i Związku Inwalidów Wojennych, uczestniczy w uroczystościach patriotycznych organizowanych w Jedwabnie bądź w Szczytnie.

DOMOWE LEKCJE HISTORII

Pan Józef urodził się 28 marca 1920 r. w Budkach Borowskich w województwie wołyńskim, gmina Kisowice-Rokitna, powiat Sarny. W Budkach rodzina Januszkiewiczów osiadła po powstaniu styczniowym w 1863 r. Zostali niespodziewanie deportowani przez władze carskie z rodzinnego Mazowsza za udzielanie pomocy powstańcom. Stąd nazwa wsi, od budek, jakie naprędce budowali osiedleńcy w czasie jesiennych słot.

Mały Józek zanim poszedł do Szkoły Powszechnej w Budkach uczył się polskiej historii słuchając wspomnień dziadka i ojca.

Jeszcze przed pierwszą wojną światową ojciec Heronim został wcielony do carskiego wojska. - Wysłali go na dalekowschodni front, aż za Bajkał na Syberii – mówi pan Józef. – Jechał ponad dwa miesiące. Niebawem wybucha wojna światowa. W ciągu niecałych dwóch tygodni był już z powrotem na froncie austriackim pod Przemyślem. Długo nie nawojował. Trafił do niewoli austriackiej do czeskiej Pragi. W 1918 r. po wymianie jeńców wrócił do domu.

BUDKI, NIETREBA, OKOPY I DOŁHAŃ

Ojciec pana Józefa ożenił się z bratową, wdową po zmarłym na gruźlicę bracie Feliksie. Miał duże, czterdziestohektarowe gospodarstwo. Mały Józek dorastał w gronie ośmiorga rodzeństwa.

- Budki były polską wsią – wspomina pan Józef. - Oprócz polskich rodzin była tylko jedna rodzina żydowska i jedna ukraińska.

Po ukończeniu czterech klas polskiej Szkoły Powszechnej w Budkach pracuje razem z całą rodziną na ojcowskiej ziemi. Pobliska Nietreba, Okopy i Dołhań stanowiły cały świat dorastającego chłopca.

W 1935 r. w Okopach Polacy budują drewniany kościół.

- Drewno dało Nadleśnictwo. Mieliśmy blisko, wcześniej trzeba było iść do kościoła parafialnego w Rokitnie odległym o 20 km. W 1939 r. mieliśmy już na stałe swojego księdza proboszcza Ludwika Włodarczyka mieszkającego w Okopach.

Kończy się spokojne życie Budek Borowskich. Armia Czerwona razem z Wehrmachtem wkraczają na polską ziemię.

Zaczynają się zsyłki w głąb Związku Radzieckiego.

- Byliśmy już umieszczeni na liście do zesłania zaplanowanego na lipiec 1941 r.

W czerwcu rusza na wschód niemiecka ofensywa. Zaczyna się wojna dwóch okupantów Polski.

SZLUMA

Niemcy zaczynają swoje porządki od rozprawy z Żydami rękami Ukraińców.

- W Rokitnie ukraińska policja zebrała wszystkich Żydów z okolicznych wsi do kopania dołów, o których przeznaczeniu niedługo się dowiedzieli od pilnujących ich wartowników – Ukraińców. „Jutro z wami koniec”, wydali nam ostrą amunicję.

Wszyscy w popłochu uciekli do pobliskich zagajników i lasów.

- Ukraińcy zaczęli chodzić po lasach i zabijać napotkanych Żydów. Do Budek wróciła żydówka Gitla. Prawie obłąkana, szukała swojego syna, 14-letniego Szlumy w kółko powtarzając: gdzie mój Szluma, gdzie mój Szluma.

Po kilku dniach daremnych poszukiwań poszła dobrowolnie do Niemców, przekonana, że tam spotka swego ukochanego synka. Nazajutrz zjawił się we wsi wynędzniały Szluma i zniknął. Po kilku tygodniach u sąsiadów na poddaszu obory w stercie siana znaleziono go martwego.

- Umarł z głodu. Wstydził się poprosić sąsiadów o jedzenie, bał się Niemców i Ukraińców. Gospodarze, przerażeni karą śmierci za ukrywanie Żydów, zakopali biednego Szlumę pod klepiskiem obory.

PŁONĄCE WSIE

Po eksterminacji Żydów przyszła kolej na Polaków.

- Nasi ukraińscy sąsiedzi z Budek uciekli do Ukraińskiej Powstańczej Armii. Nocowaliśmy w lesie a rano szło się prosto do pracy w polu.

Pewną osłonę dawał oddział radzieckiej dywersyjnej partyzantki im. Czapajewa operujący w tej okolicy. Powstające organizacje Armii Krajowej również powstrzymywały zapędy UPA.

- Młodszy brat należał, ja nie. W tym czasie rozchorowałem się na tyfus.

Po jednym z leśnych noclegów ugotowali herbatę na wodzie z kałuży, do której jak się okazało spływała posoka z rozkładających się ciał pomordowanych Żydów. Nagle na rozkaz zza linii frontu, znika oddział radzieckich dywersantów. Na Budki i okoliczne wsie ruszają Ukraińcy.

- Zamordowali siekierami czterdziestu ośmiu Polaków. Wcześniej został zabity ks. Włodarczyk. Mimo ostrzeżeń, powiedział, że nie opuści ołtarza i przenajświętszego sakramentu. Ukraińcy wywlekli go z kościoła, skatowanego wlekli 6 km za furmanką.

Nazajutrz nieszczęścia dopełnili Niemcy. Zapłonęły zabudowania Budek, Nietreby i Okopów. Spodziewając się tych zagrożeń, ojciec pan Józefa wyniósł kilka dni wcześniej z kościoła w Okopach obrazy, szaty liturgiczne i „wieczną lampkę” znad tabernakulum. Na spaloną ziemię wkracza ponownie Armia Czerwona.

W POLSKIM WOJSKU

Dwudziestotrzyletni Józek zostaje objęty poborem do wojska. Poborowi z Budek jadą do Sum i dalej do Sielc nad Oką.

- Po trzech tygodniach wygłodzeni na suchym prowiancie docieramy do polskiego wojska. Dostaję rusznicę ppanc., 22 kg wagi i 2,20 m długości. Zaniosłem ją na plecach aż do Warszawy.

3. Batalion 9. Pułku Piechoty dostaje zadanie forsowania Wisły w czasie powstania w Warszawie. Wcześniej przez miesiąc stał w okopach u ujścia Pilicy do Wisły. - Na zachodnim brzegu Wisły spotykamy się z powstańcami. „Co to za wojsko” krzyczą na nas, prowadząc do bezpiecznej strefy przed ostrzałem niemieckim.

Szeregowiec Józek zostaje trafiony w tył głowy. Nie wie, jak się znalazł z powrotem na praskim brzegu. Przytomność odzyskuje dopiero w szpitalu. Po leczeniu szpitalnym przechodzi rehabilitację w batalionie ozdrowieńczym w Świdrze.

DO ARESZTU

Po leczeniu szeregowiec Januszkiewicz trafia do kompanii gospodarczej przy Szkole Oficerów Politycznych w Rembertowie.

- To była szkoła, trzy miesiące i już przyszywali gwiazdki. Później przebywałem w Łodzi w Centralnej Szkole Polityczno – Wychowawczej. We czterech przez trzy miesiące pracowaliśmy na kuchni dla 800 chłopa. 8 maja kończy się wojna. Idę na odpoczynek na 12 dni do … aresztu. Nadzorujący nas oficer inspekcyjny znalazł schowaną szynkę. Koledzy tłumaczyli się, że to pies ją wyniósł. Ja, mieszając kocioł zupy, zanosiłem się od śmiechu na to tłumaczenie.

MY JEDZIEM Z POWROTEM NA WOŁYŃ

Mijają dwa lata od poboru. Józek nie ma żadnych wiadomości od członków rodziny. Nie wie gdzie są, co się z nimi dzieje. Na wieść, że transport Polaków z Budek Borowskich został skierowany na Dolny Śląsk zgłasza się na ochotnika do przeniesienia do Jeleniej Góry.

- Biegam od transportu do transportu, szukając znajomych z rodzinnych stron. Wreszcie jest jakiś ślad. Dowiaduję się, że transport z rodzicami, który miał trafić na Dolny Śląsk został skierowany do Nidzicy koło Olsztyna. Dostałem 3 dni urlopu, jadę do Olsztyna. „Siadaj z nami, panie żołnierzu” - zaprasza mnie do rodzinnego posiłku na olsztyńskim dworcu starsza pani. Głodny byłem, ale wstydziłem się przyjąć zaproszenie.

W Nidzicy jest już pewna wiadomość. Rodzice z rodzeństwem są w Jedwabnie, przyjechali w maju pierwszym transportem.

- Nie poznałem braci.

Wyjaśnia się sprawa braku wiadomości o ich losach.

- My nie meldowali się, przyznał ojciec mówiąc: a po cholerę, my jedziem z powrotem na Wołyń.

Było to we wrześniu 1945 r. Nie przypuszczali, że zostaną w Jedwabnie już na zawsze.

KONIEC TUŁACZKI

Zanoszą do kościoła w Jedwabnie przewiezione z Okopów kościelne skarby. Obrazy: „Serce Pana Jezusa”, „Pan Jezus Dobry Pasterz”, „św. Jan”, stacje „Drogi Krzyżowej”, szaty liturgiczne i olejową „wieczną lampkę”.

- Pamiętam jak podczas pierwszych Misji Świętych ksiądz misjonarz odprawiał nabożeństwo w pięknej kapie z naszego kościoła w Okopach - wspomina pani Bronisława.

Dziś nie ma już tych szat, nie ma zdjęcia księdza Ludwika Włodarczyka z Okopów. „Droga Krzyżowa” i obraz „Serce Pana Jezusa” trafiły do pobliskiego Nowego Dworu.

- Szkoda, że tak się stało - mówi pan Józef.

Paweł Bielinowicz/Fot. A. Olszewski, archiwum rodzinne