W ubiegłym roku minęło dokładnie sto lat od założenia przez fabrykanta Richarda Andersa parku na dzisiejszej ulicy Skłodowskiej-Curie. Przed wojną była to wspaniała wizytówka miasta, której nie powstydziłyby się nawet znacznie większe od Szczytna miejscowości. Dziś trudno odnaleźć tu ślady dawnej świetności.

Zapomniana wizytówka

DAR FABRYKANTA

Park przy Szkole Podstawowej nr 3 znają chyba wszyscy mieszkańcy Szczytna. Dość rozległy teren między ulicami Skłodowskiej-Curie a Kochanowskiego to ulubione miejsce zabaw i lekcji na świeżym powietrzu uczniów pobliskiej podstawówki. To tu odbywają się często zajęcia z wychowania fizycznego, i to nie tylko w okresie wiosny i jesieni, ale także zimą, kiedy w najlepsze można lepić bałwana lub rzucać się śnieżkami. Dawniej, kiedy jeszcze istniał tu zasypany kilka lat temu schron z okresu II wojny światowej, milusińscy urządzali z niego zjazdy saneczkowe. Park odwiedzają też często właściciele ogródków działkowych usytuowanych w jego bliskim sąsiedztwie oraz posiadacze czworonogów, którzy udają się tutaj na spacery ze swoimi ulubieńcami. Niewiele osób pamięta jednak o tym, że teren zielony na ulicy Skłodowskiej-Curie swój parkowy charakter spełnia już od przeszło stu lat. Jego początki są nierozerwalnie związane z postacią Richarda Andersa, żyjącego w latach 1856-1934 fabrykanta, właściciela kilku dużych tartaków w tej części dawnych Prus Wschodnich. Na przełomie XIX i XX wieku do rodziny Andersów należała 1/3 obszaru Szczytna. Richard, absolwent biologii na Uniwersytecie Królewieckim, przyczynił się w znacznym stopniu do rozwoju miasta. Ten przedstawiciel staropruskiego rodu dbał nie tylko o swoje interesy, ale też charakteryzował się niespotykaną już dziś postawą obywatelską, brał czynny udział w życiu społecznym ówczesnego Szczytna. Słynął również z pasji kolekcjonerskiej, związanej z kierunkiem ukończonych studiów. Za pośrednictwem Królewieckiej Pruskiej Stacji Doświadczalnej zbierał nasiona egzotycznych roślin. Być może właśnie to zainteresowanie stało się impulsem do założenia na nieużytkach należących do przedsiębiorcy, a ciągnących się w stronę Wielbarka, parku miejskiego.

JEDYNY W SWOIM RODZAJU

Park powstał w 1906 roku i od razu stał się atrakcją grodu. Na jego terenie utworzono m.in. staw i niewielki amfiteatr, gdzie każdej niedzieli przygrywała spacerowiczom orkiestra miejska lub wojskowa. Zbudowano także boiska do gier zespołowych, a nawet imponujących rozmiarów kort tenisowy. Urodzona w Szczytnie w 1926 roku mieszkanka wspomina, że w czasach jej młodości obiekt ten, leżący częściowo na terenach zajmowanych dziś przez ogródki działkowe, robił duże wrażenie.

- W tamtych czasach w małym przecież Szczytnie to było naprawdę coś - wspomina.

Najbardziej zapamiętała jednak parkową roślinność i wzorowo utrzymane alejki. Opiekę nad całością sprawowało zresztą kilku ogrodników, był też stróż, który pilnował porządku.

- Park Andersa był jedyny w swoim rodzaju. Ten nad jeziorem nie mógł się z nim równać, choć przecież także o niego dbano. Tu jednak można było znaleźć niezwykłe bogactwo egzotycznych drzew, krzewów oraz kwiatów. Kiedy tylko jedne przestawały kwitnąć, na ich miejsce od razu pojawiały się nowe, i to kilka rodzajów - opowiada kobieta.

W 1911 roku na terenie parku przy ówczesnej Bismarckstrasse (obecnej Skłodowskiej-Curie) postawiono fontannę-obelisk z popiersiem kanclerza Rzeszy - Otto Bismarcka. Do dziś zresztą zachowały się jeszcze resztki tego charakterystycznego, uwiecznionego na przedwojennych pocztówkach obiektu. Park służył wszystkim mieszkańcom Szczytna. Stał się ulubionym miejscem spacerów. Często odwiedzały je matki z dziećmi, choć nie było tu placów zabaw. Wystarczającą atrakcję stanowiło podziwianie rzadkich okazów roślin.

RÓW I BAGNO

Wszystko zmieniło się w czasach powojennych. Wtedy park uległ stopniowej dewastacji i nikt nie myślał o tym, by zachować ten piękny teren w dawnej postaci. Wkrótce porósł on chaszczami, a niepielęgnowana roślinność zatraciła dawną urodę. Do dziś jednak pozostało parę okazów drzew godnych uwagi. Są wśród nich dwa dęby szypułkowe, które obecnie znajdują się poza obrębem parku, lecz dawniej wchodziły w jego skład. Jeden z nich, mierzący około 20 metrów rośnie na posesji na ulicy Kochanowskiego 2 D, drugi o podobnej wysokości, na posesji Kochanowskiego 2 A. Dwa lata temu oba okazy zostały uznane za pomniki przyrody.

Starsi mieszkańcy Szczytna wspominają, że jeszcze kilkanaście lat po wojnie tu i ówdzie przetrwały resztki dawnej świetności parku w postaci drewnianych mostków na utworzonych tu przed wojną ciekach wodnych, ale i one dość szybko zniknęły. Wkrótce teren opanowali amatorzy mocnych trunków, którzy szczególnie upodobali sobie okolice bunkra i pobliskie zarośla. Kolejnym poważnym problemem stało się zachwianie stosunków wodnych na tyłach parku. Tereny te zmieniły się w jedno wielkie bagno, które po większych opadach deszczu czy roztopach stawało się zupełnie niedostępne. Uroku parkowi nie przydawał też płynący przez jego obszar rów ze ściekami. Mieszkająca w Szczytnie od 1956 roku długoletnia kustosz Muzeum Mazurskiego Stanisława Ostaszewska zapamiętała, jak opłakany stan przedstawiał park w kolejnych powojennych dekadach.

- Były to czasy, kiedy niszczono wszelkie ślady niemieckiej przeszłości miasta - mówi.

Stanisława Ostaszewska wspomina, że park sięgał dalej niż dziś i zajmował obszar ulic Skłodowskiej-Curie i Kochanowskiego, na którym pobudowano potem duży sam "Społem" oraz kilka domów jednorodzinnych, mimo że zgodnie z pierwotnymi założeniami powinno się zachować tam tereny zielone.

NAJPIERW JEZIORA, PARK POCZEKA

Pierwsze większe porządki w parku wykonano dopiero w latach 90. Polegały one na wyrównaniu terenu, zrobieniu nowych nasadzeń i postawieniu ławek. Wtedy też przeprowadzono inwentaryzację terenu. W 1993 roku opracowano koncepcję zagospodarowania parku pozytywnie zaopiniowaną przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Zakładała ona m.in. stworzenie tu nowych funkcji - edukacyjnych i komercyjnych. Planowano również budowę obiektów małej architektury. Zakres prac obejmował także korektę drzewostanu, regulację warunków wodnych oraz budowę kompleksu sportowego z kortami i placykiem treningowym. Koncepcja ta znalazła się nawet w powstałym dwa lata temu "Lokalnym programie rewitalizacji miasta Szczytna", ale na razie nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie plany te zostały zrealizowane.

- W chwili obecnej najważniejszą sprawą jest zagospodarowanie brzegów jezior. Najprawdopodobniej w najbliższym czasie w parku nie będą prowadzone żadne większe prace - mówi Krystyna Lis, inspektor w Wydziale Gospodarki Miejskiej UM. Dodaje, że i tak udało się niedawno uporządkować warunki wodne, dzięki czemu parkowe tereny nie są tak podmokłe, jak dawniej.

SPÓR O FUNDATORA

Wiosną 2005 roku o parku zrobiło się głośno, lecz powodem nie były wcale nowe plany jego zagospodarowania. Grupa przedwojennych mieszkańców Szczytna skupiona w stowarzyszeniu "Heimat" wystąpiła z inicjatywą postawienia tu tablicy upamiętniającej fundatora - Richarda Andersa. Sprzeciwiła się temu część radnych miejskich. Sprawa zakończyła się skandalem. Przybyli z różnych stron świata na odsłonięcie tablicy potomkowie fabrykanta dopiero na miejscu dowiedzieli się, że uroczystość nie dojdzie do skutku. Ówczesny burmistrz Paweł Bielinowicz poprosił o opinię w kwestii upamiętnienia Richarda Andersa Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Ta wypowiedziała się negatywnie, motywując swoje stanowisko tym, że fabryka zbudowana przez fundatora parku służyła w czasie wojny interesom III Rzeszy. Mimo że taka argumentacja wywołała liczne sprzeciwy, pomysł postawienia tablicy i nadanie parkowi imienia Andersa, upadł. Wśród osób rozczarowanych takim obrotem sprawy jest kustosz Muzeum Mazurskiego Monika Ostaszewska-Symonowicz.

- Wielka szkoda, że do tego nie doszło, bo w ten sposób zamknięto drogę do skorzystania ze środków zewnętrznych, które mogłyby posłużyć przywróceniu parkowi dawnego blasku - uważa szefowa muzeum.

Monika Ostaszewska-Symonowicz jest zdania, że teren parku to idealne miejsce na lapidarium, w którym znalazłyby się nie tylko pamiątki z przeszłości Szczytna, ale też pomniki niepasujące do innych części miasta.

- Resztki fontanny to dobry początek dla tego typu obiektu. Oczywiście wszystko wymagałoby odpowiedniego otoczenia zielenią, ale myślę, że byłaby to turystyczna atrakcja Szczytna - mówi kustosz.

Ewa Kułakowska

2007.04.25