- Noworodki to takie istoty, które w jedynym momencie wydają się ładne i zdrowe, a po chwili mogą przejść załamanie zagrażające ich życiu – mówi doktor Tatsiana Hancharuk, koordynator oddziału neonatologicznego szczycieńskiego szpitala. Do Polski przyjechała blisko półtora roku temu z Białorusi z kilkuletnią córeczką. Do rządzonego przez dyktatora kraju nie zamierza już wracać. - Nie chcę, by moje dziecko żyło w Związku Radzieckim – tłumaczy.

Doktor Tatsiana od noworodków
Doktor Tatsiana Hancharuk: – W życiu trzeba wszystko robić na maksa, bo jest ono za krótkie

W BIAŁORUSI MASZ SIEDZIEĆ CICHO

Był 22 luty 2022 r., dwa dni przed agresją Rosji na Ukrainę, gdy mieszkająca w Grodnie lekarka Tatsiana Hancharuk wraz z sześcioletnią córeczką Alisą wsiadła do samochodu i wyjechała z rządzonej przez dyktatora Aleksandra Łukaszenkę Białorusi do Polski. O tym, że opuści swoją ojczyznę, zdecydowała już kilka miesięcy wcześniej. Dziś przyznaje, że impulsem do wyjazdu była sytuacja polityczna w jej kraju. Po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 r. i masowych protestach społecznych dyktator zaostrzył kurs wobec opozycji. - To był u nas niełatwy czas. Pomyślałam, że nie chcę, aby moje dziecko, które miało wtedy sześć lat, żyło w Związku Radzieckim. Nie chcę, aby zaznało tego przymusu, tego nacisku, którego myśmy doznawali – mówi Tatsiana Hancharuk. Pracując w szpitalu w Grodnie niejednokrotnie mogła się przekonać, jak władza zwalcza swoich przeciwników. Nawet drobne gesty sprzeciwu na Białorusi są tłumione. - Musisz siedzieć i być cicho. Jeśli się nie zgadzasz i to okazujesz, to masz problemy – opisuje realia panujące w zniewolonym kraju. Jako przykład podaje sytuację, kiedy osoby niezgadzające się z polityką reżimu, zawiązywały białe wstążeczki na znak sprzeciwu. - Niejeden raz te wstążeczki były obcinane na szpitalnym parkingu. Robił to ktoś z pracowników szpitala – opowiada doktor.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.