Miejski stadion leśny był areną niecodziennego sportowego wydarzenia. Arbiter główny Zbigniew Dobkowski poprowadził mecz, który był 2 500. w jego

20-letniej karierze. Ów wynik stawia go w ścisłej krajowej czołówce sędziowskiej.

Dwa i pół tysiąca meczów

Jubileusz wypadł w niedzielne południe, kiedy Zbigniew Dobkowski prowadził mecz rozgrywany między drużynami MKS Szczytno a Tęczą Biskupiec (juniorzy starsi). Tuż przed rozpoczęciem, arbiter główny otrzymał ogromny pamiątkowy puchar z rąk Szczepana Bronakowskiego, wiceprzewodniczącego Zarządu Kolegium Sędziów Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej. Były też rozmaite dyplomy i kwiaty od zaprzyjaźnionych działaczy sportowych z powiatu.

Dwa i pół tysiąca poprowadzonych meczów to wynik niebagatelny. Sędziuje się przecież nie na stojąco, trzeba poruszać się, i to momentami bardzo szybko, aby nadążyć za akcją. W sumie podczas swojej sportowo-sędziowskiej kariery Zbigniew wyliczył, że biegając po bardziej lub mniej równych murawach rozmaitych boisk, pokonał dystans równy trzykrotnemu obiegnięciu granic całej Polski, kraju przecież niemałego.

Jakim był i jest sędzią?

Mimo, może nawet więcej niż delikatnego brzuszka, porusza się po boisku żwawo, dość oszczędnie gestykulując, słowem pozwala grać zawodnikom. Niestety, jak to w lidze okręgowej, ale i nie tylko tej bywa, czasami zdarzały się przypadki gry brutalnej i używania niecenzuralnych słów przez zawodników, albo nawet rękoczyny. Zbigniew zawsze opanowywał takie sytuacje, choć bywało i tak, że w trakcie jednego meczu zmuszony był pokazać czerwoną kartkę aż trzykrotnie.

- W swojej sędziowskiej pracy staram się być przede wszystkim obiektywny i sprawiedliwy - mówi sam o sobie. Wymaga, aby gra była prowadzona fair-play.

KOŃSKI TARG I KARIERA SĘDZIOWSKA

Swoje pierwsze mecze malutki wówczas Zbyś rozgrywał na placu końskiego targu, który istniał przez pewien czas na dzisiejszym osiedlu królewskim w okolicach ul. Gdańskiej. Wiadomo, we wtorki i piątki plac należał do handlarzy koni, w pozostałe dni brali go w pacht młodzi miłośnicy futbolu, w tym 6-letni, bramkostrzelny napastnik Zbysio. Już wówczas wraz z kolegami starali się dorównać prawdziwym I-ligowym piłkarzom, jeśli nie umiejętnościami, to wyglądem i strojami. Wychodzili na boisko-targowisko w kolorowych koszulkach, do których przyklejali numery wycięte z plastikowych okładek od zeszytów szkolnych. Oj, dostawali potem niezłe bury od nauczycieli, za niekompletne oprawy kajecików. W swojej zawodniczej karierze piłkarskiej Zbigniew trafił na Śląsk, gdzie był podstawowym zawodnikiem drużyny juniorskiej GKS Katowice trenowanej przez Stanisława Oślizło, a później AKS Chorzów. Stanęła przed nim szansa na większą karierę. Zainteresował się nim prowadzący I-ligową Polonię Bytom Jan Liberda. Niestety losy potoczyły się nieco inaczej - trzeba było iść do wojska, potem nastał stan wojenny, no i po tym wszystkim Zbigniew powrócił do Szczytna. Tutaj grał w znanej chyba wszystkim Gwardii. Po latach, gdy już wiek nie był ten, po namowach Antoniego Zabłotnego poświęcił się karierze sędziowskiej. Swój pierwszy mecz poprowadził 20 lat temu w dość odległym Dobrym Lasku, i tak rok po roku, aż do dzisiaj, kiedy ma już za sobą 2 500 meczów, co jest wynikiem nietuzinkowym. Na palcach jednej ręki można policzyć takich arbitrów (w skali kraju), którzy przesędziowali więcej spotkań. Jego praca na boisku została zauważona przez sportowe władze krajowe - z rąk Michał Listkiewicza otrzymał brązową odznakę PZPN, od Alojzego Jarguza dyplom z podziękowaniami od ogólnopolskiego związku sędziów, itp. Gdyby nie przerwa spowodowana poważną chorobą, miałby już znacznie więcej „zaliczonych” meczów, zapewne trzy tysiące. Teraz jest to liczba, którą chciałby osiągnąć, jeśli zdrowie dopisze.

Nie tylko sędziowanie i piłkę nożną ma Zbigniew Dobkowski w głowie. Uwielbia zwierzaki, a w szczególności swoje dwa pieski wzięte ze schroniska - Kubusię i Miśka. Hoduje z zapałem brzoskwinie, a czasami w wolnych chwilach chwyta za... sztalugi. Oto cały Zbyś... i jeszcze ta jego pasja społeczna - organizowanie wielu sportowych imprez dla najmłodszych, na które nie żałuje własnych pieniędzy. Jego nasłynniejsza inicjatywa to „Akcja Lato”, już z 14-letnią tradycją. Zapracowany arbiter i społecznik znajduje także czas na współpracę z „Kurkiem”. Trwa ona już od ... 19 lat.

Marek J.Plitt/Fot. M.J.Plitt