Wyruszyli wczesnym rankiem ostatniego dnia lipca. Do Częstochowy dotrą dwa dni przed świętem Wniebowzięcia NMP. Około dziewięćdziesięciu pielgrzymów z powiatu szczycieńskiego pod opieką księdza Pawła Łukaszewicza zaniesie na Jasną Górę swoje intencje, prośby i podziękowania.
Przystanek w Jedwabnie
Piesza pielgrzymka na Jasną Górę organizowana jest po raz dwudziesty. W tym roku ze Szczytna wyruszyła prawie siedemdziesięcioosobowa grupa "Galindia". W Janowcu Kościelnym miało dołączyć do niej dwudziestu pielgrzymów z Rozogów. Opiekę nad wszystkimi sprawuje ksiądz Paweł Łukaszewicz.
- Jest dużo osób nowych, ale nie brakuje też znajomych z ubiegłorocznej pielgrzymki. Wtedy szedłem z "Galindią", nie wiedząc jeszcze, że wkrótce zwiążę moje losy ze Szczytnem na dłużej - mówi ksiądz Paweł. To właśnie on zajął miejsce księdza Krzysztofa Lautera w parafii pw. św. Stanisława Kostki w Szczytnie.
Wczesnym popołudniem pierwszego dnia pielgrzymki (31 lipca), jej uczestnicy zawitali do Jedwabna. Tam właśnie zastaliśmy ich w czasie posiłku i krótkiego odpoczynku.
Pielgrzymkowi rekordziści
W "Galindii" dużo jest osób, które od lat w sierpniu wędrują do Częstochowy.
- Co roku wmawiam sobie, że to moja ostatnia pielgrzymka. Tłumaczę, że to już nie na moje lata i zdrowie. Ale gdy zbliża się sierpień, jakby coś mnie pchało ku Jasnej Górze. Zostawiam wszystko i ruszam w drogę - mówi pani Teresa ze Szczytna.
W gronie piechurów najstarszy "stażem" jest Piotr Muszyński ze Szczytna. W tym roku odbywa swoją piętnastą pielgrzymkę do Częstochowy.
- Zawsze brałem w niej udział, jeżeli tylko dopisywało zdrowie i dostałem urlop. Najważniejsze na pielgrzymce są jednak wygodne buty - opowiada "rekordzista". Właśnie z powodu butów najgorzej wspomina swoją pierwszą wyprawę: - To były ciężkie czasy, nic nie można było kupić. Pożyczyłem więc tenisówki i... po drodze zdarłem całe podeszwy. Na pielgrzymki najlepiej zakładać wygodne, sprawdzone adidasy - radzi pan Piotr.
O doświadczeniu pana Piotra świadczy nie tylko ilość pielgrzymek, ale także miejsca, które odwiedzał. Oprócz Częstochowy, dwa razy pielgrzymował do Ostrej Bramy. Tu jednak "lepszy" od niego jest ksiądz Paweł, który i do Wilna i do Częstochowy pielgrzymował po osiem razy.
Najstarszy wiekiem w tegorocznej grupie jest Aleksander Kot, który ma 64 lata. Tegoroczna pielgrzymka jest trzecią w jego "karierze".
- Pielgrzymować zacząłem dopiero na emeryturze. I zamierzam chodzić, dopóki zdrowie dopisze. Pielgrzymuję właśnie po to, by dziękować Bogu za dobre zdrowie - zwierza się pan Aleksander.
Z kolei najmłodszy pielgrzym ma tylko 16 lat, więc do Częstochowy wyruszył pod opieką mamy, cioci i kuzyna. Dla Przemka Kowalczyka jest to trzecia wyprawa na Jasną Górę. Co roku zachęca kolegów ze szkoły, ale jak dotąd żadnego nie namówił do towarzyszenia mu w pielgrzymich trudach.
Intencje w głębi serca
Szczycieńscy pielgrzymi niechętnie zwierzają się z intencji, dla których decydują się na dwutygodniową wędrówkę. Chowają w głębi serca prośby o zdrowie, pracę, szczęście rodzinne. Wielu z nich idzie do Częstochowy, by podziękować za łaski boże, których doświadczyli.
Swojej cichej intencji nie chce również zdradzić ksiądz Paweł. Zwierza się natomiast z uczuć towarzyszących mu po dojściu do celu pielgrzymki: - Jest to wielka radość, ale jednocześnie przeświadczenie, że to nie koniec drogi. Całe życie człowieka jest pielgrzymką do nieba, a te dwa tygodnie wędrówki to tylko jej wycinek... Ważne jest, by po powrocie do domu zmienić swoje życie na lepsze.
Katarzyna Mikulak
2003.08.06