Nerwowa atmosfera towarzyszyła wprowadzaniu nowych stawek podatkowych w Pasymiu. Tu skala procentowa ich wzrostu jest niewielka, ale w porównaniu do Rozogów podatki już wcześniej zostały mocno wyśrubowane, czyli zbliżone do maksymalnych kwot dopuszczalnych przez ministerstwo finansów.

Przetrwajmy to jakoś

Odbicie w kieszeni

Decyzje o wzroście stawek podatkowych zapadły na sesji 7 grudnia.

Radny Bernard Mius proponował pozostawić na dotychczasowym poziomie opłaty targowe, które według przedstawionej propozycji miały wzrosnąć o współczynnik inflacji.

Radny Benedykt Młynarski ostrzegał, że wprowadzenie podwyżki opłaty targowej, jak i innych podatków pociągnie za sobą bolesne skutki.

- Czym zrekompensuje je sobie człowiek trudniący się handlem, czy to w sklepie, czy na targowisku, jeżeli nie podwyżką cen oferowanych towarów, za które zapłaci społeczność naszej gminy - mówił radny.

- Niestety, podatki mają to do siebie, że zawsze odbijają się na kieszeni podatnika - szczerze przyznawał rację przedmówcy skarbnik Młyńczak, zaznaczając jednak, że od czterech lat opłata targowa nie była zmieniana.

Ostatecznie wniosek radnego Miusa poparło 5 radnych. Większość była za podwyżkami.

Czekając na letników

Jeszcze większe emocje wzbudziła propozycja podniesienia podatku rolnego. Przy jego ustalaniu brana jest pod uwagę cena 1 kwintala żyta, którą wyznacza rada gminy. Do tej pory stawka wynosiła 25 zł, a komisje rady zarekomendowały wzrost o 6 zł.

Zdaniem skarbnika, wysokość tego podatku od 1999 roku była sztucznie zaniżana, powodując nierównomierne obciążenie mieszkańców gminy obowiązkiem podatkowym.

- Dlaczego tylko mieszkańcy zurbanizowanych terenów, czyli Pasymia mają ponosić istotne koszty utrzymania całej gminy? - pytał skarbnik, napotykając na ostry protest radnej Tańskiej.

- To, co pan powiedział graniczy z paranoją - zwracała się do Młyńczaka Tańska. Argumentowała, że niska stawka podatku rolnego w roku ubiegłym spowodowana była suszą, która pociągnęła za sobą straty w plonach sięgające 50-60%.

- Rolnicy bardzo ucierpieli, a teraz jeszcze im się dokłada, żeby już ich całkowicie pogrążyć - wytykała pasymskiej władzy radna, natrafiając jednak na replikę burmistrz Lucyny Kobylińskiej. Ta przypomniała radnej, że prowadząc duże gospodarstwo rolne skorzystała ze znacznej ulgi dzięki ogłoszeniu roku 2003 rokiem klęski suszy.

- Tylko pani z tego przywileju skorzystała w naszej gminie, bo żaden inny rolnik nie posiadał w tej sprawie wiedzy, którą pani miała.

Skarbnika gminy broniła też przewodnicząca rady Brygida Starczak. Przyznawała, że większość opłat w gminie ustalona jest na poziomie 97-100% tego, co dopuszcza ministerstwo finansów. Wyjątek stanowi tylko podatek rolny, którego maksymalną stawkę ministerstwo określiło na 37 zł za 1 q żyta.

- Wszyscy czekamy lata, żeby trochę na letnikach się odkuć. Postarajmy się tą naszą biedą jednakowo dzielić - apelowała przewodnicząca. Ostatecznie radni przyjęli wniosek radnej Gadomskiej, aby cenę 1 q żyta ustalić na 30 zł.

Co wy robicie

Na koniec sesji o głos poprosił przysłuchujący się obradom współwłaściel sklepu spożywczego Włodzimierz Brzozowski.

- To, co rolnicy płacą to grosiki. Czy wy wiecie, że nikt w województwie za lokal handlowy nie płaci więcej niż my? (15,5 zł/m2 - przyp. red.) - grzmiał handlowiec, zarzucając jednocześnie radnym, że od dwóch lat prosi ich w imieniu miejscowych przedsiębiorców o spotkanie. - Wy w ogóle macie nas głęboko gdzieś.

Przewodnicząca Starczak próbowała wybrnąć z sytuacji.

- Pani burmistrz przymierzała się do spotkań z podmiotami gospodarczymi. Mam nadzieję że do tego dojdzie.

- Po fakcie? Jakie to będzie miało znaczenie - komentował Brzozowski.

Najlepszym podsumowaniem pełnych emocji obrad były słowa wypowiedziane przez przewodniczącą rady z okazji zbliżających się świąt: - Życzę państwu spokoju i abyście jakoś przetrwali.

(olan)

2004.12.22