W środę, przed tygodniem, siedzę ja sobie na greckiej plaży nad Morzem Egejskim. Temperatura w cieniu prawie czterdzieści stopni, a tu dzwoni moja komórka. Telefonuje dobry, stary przyjaciel ze Szczytna, a zarazem czytelnik moich felietonów. Nie wiedział, że jestem za granicą. A zadzwonił z niejaką pretensją, że wypisuję bzdury, bo oto przeczytał mój świeży felieton, a ja tam napisałem, że aktorka Teresa Tuszyńska zagrała w filmie Polańskiego „Nóż w wodzie”. Oburzyłem się, bo nic takiego nie napisałem i z pamięci, bez sprawdzania, wiem w czym mniej więcej Tuszyńska grała. Na pewno nie w słynnym, niejako debiutanckim, filmie Polańskiego. Tymczasem ktoś z moich zacnych kolegów, czy koleżanek redakcyjnych dopisał za mnie – w nawiasie, przy nazwisku aktorki – „Nóż w wodzie”. Nie mam nic przeciw uzupełnieniu moich felietonów niezbędnymi wyjaśnieniami, podobnie jak poprawianiem pomyłek. Przykładowo poprawiono mi – w poprzednim felietonie – adres restauracji Mazuriana. I całkiem słusznie. Ale kochani moi koledzy z pracy - tej redakcyjnej. Jak już coś dodajecie to z sensem! Kiedy piszę wspominkowe historyjki, to moje zwoje mózgowe rozpalają się do czerwoności, żeby przypomnieć sobie wszystkie znaczące fakty i niczego nie zełgać. Jak czegoś nie jestem pewien, to sprawdzam, ale póki co pamięć lat dawnych, typowa dla starców, dopisuje mi całkiem nieźle. A tu proszę – inteligentny przyjaciel mój, znawca epoki narażony został na nie zamierzony potworny wydatek – komórkowy telefon do Grecji, żeby wypomnieć mi, że jednak jestem stary sklerotyk. Mam nadzieję, że redakcyjny sprawca owej historycznej pomyłki stosownie się pokaja.

A co do Teresy Tuszyńskiej.Była to przepiękna dziewczyna (zmarła w wieku 55 lat, w roku 1997), która zadebiutowała w roku 1958 w filmie „Ostatni strzał”. Wybrano ją na podstawie konkursu ogłoszonego przez tygodnik „Przekrój”. Film bardzo dobry, dający się oglądać jeszcze dzisiaj. Niedawno pokazywany był w TVP Kultura. W rolach głównych zagrali Stanisław Jasiukiewicz i Emil Karewicz. W sumie Teresa Tuszyńska zagrała w dwunastu filmach. Te bardziej znane to, na przykład „Do widzenia, do jutra” lub „Rozwodów nie będzie”.

Jeśli chodzi o film Romana Polańskiego, z roku 1961 „Nóż w wodzie” to rolę żeńską zagrała Jolanta Umecka, ale głos podłożyła jej Anna Ciepielewska. Przy okazji warto dodać, że choć rolę chłopaka zagrał zawodowy aktor, później bardzo popularny Zygmunt Malanowicz, to i on nie mówił głosem swoim. Reżyser uznał, że głos Malanowicza brzmi zbyt poważnie i podłożył mu własną interpretację. Malanowicz mówi więc głosem Polańskiego.

Dość już tej historii kultury i sztuki. Wróćmy do tytułu felietonu. Nadal jestem w Grecji i stąd prześlę do „Kurka” powstający obecnie tekst.

Mieszkam w hotelu w miasteczku Platamonas, na Riwierze Olimpijskiej, to jest u stóp pasma górskiego - Olimp. Na południe od Salonik. Pierwszy raz w życiu poleciałem do tak zwanych ciepłych krajów latem, a nie wczesną wiosną lub na jesieni - tak jak to robią mądrzy ludzie. No, ale mnie zachciało się zobaczyć jak to jest, gdy temperatura powietrza sięga do czterdziestu stopni w cieniu. No to mam za swoje! Gdyby nie hotelowa klimatyzacja, to pewnie uciekłbym po dwóch dniach.

Uwielbiam Greków. Jest to naród, który potrafi fantastycznie się bawić. Nigdy nie spotkałem tu żadnego smutasa. Nawet jeśli załatwia się jakiekolwiek sprawy urzędowe, to zawsze w atmosferze żartu, uśmiechów i znakomitego, wręcz prywatnego kontaktu.

Jeszcze wczoraj płynąłem statkiem turystycznym na historyczną wysepkę SKIATHOS. Trzy godziny w jedną stronę, później trzy godziny z powrotem. To co wyprawiał kapitan statku i jego załoga (z resztą w większości rodzina, czyli synowie, córki i ich małżonkowie), to był nieprawdopodobny kabaret. Nauka tańca Zorba (osobiście kapitan w mundurze wyjściowym wraz ze swoim ojcem – właścicielem jednostki; cudownym starszym panem), wspólne śpiewanie, jakieś konkursy no i picie Metaxy (taki ichni koniak), po części na koszt firmy. Jeśli dodam, że wokół statku pojawiały się stadka delfinów, to łatwo zrozumieć, że nawet „wściekły gorąc” nie mógł zepsuć zabawy. A delfiny to nieprawdopodobne zwierzaki. Zachowują się zupełnie jak wiejskie psy. Płyną obok statku i co chwilę, tuż przy burcie, wyraźnie ścigają się z nim. Widać, że to świadoma zabawa. No tyle tylko, że nie szczekają.

Andrzej Symonowicz

Od redakcji

Rzeczywiście podczas korekty tekstu felietonu zamieszczonego w poprzednim numerze doszło do niefortunnej pomyłki, za którą przepraszamy.