Nieprzemyślana inwestycja doprowadziła do tego, że z każdym rokiem poziom wód w jeziorze Narty opada

W OBLICZU KATASTROFY

Zapewne wielu z nas słyszało o największej katastrofie ekologicznej dotyczącej jezior, mam na myśli wyschnięcie w blisko 80% Jeziora Aralskiego. Przyczyną tego było nieprzemyślane działanie człowieka - odcięcie wód zasilających jezioro poprzez skierowanie ich na nawadnianie pól. Dzisiaj widok jest przerażający, po kilkudziesięciu latach na miejscu bujnej przyrody pozostała pustynia. Wyschły również nawadniane pola.

(W obliczu katastrofy; Mity o Karcie Nauczyciela...)

Namiastkę tego zjawiska mamy w naszym powiecie. Wysycha perła okolicznych jezior - jezioro Narty.

Obecnie lustro wody cofnęło się od linii brzegowej miejscami nawet do 10 m. Zaraz znajdą się tłumaczenia, że poziom wód gruntowych opadł, że rok był suchy, itp. Od razu, aby przeciąć ten sposób myślenia informuję, że większość jezior zanotowała bardzo mały spadek poziomu wód lub w ogóle on nie wystąpił. Przykładem mogą być obydwa jeziora w Szczytnie, jez. Sasek Wielki, Wałpusz i wiele innych.

Prawdziwą przyczyną powoli postępującej katastrofy jest prawdopodobnie inwestycja melioracyjna przeprowadzona w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy to wody gruntowe zasilające jezioro Narty z powierzchni ok. 1000 ha odprowadzono do położonego metr bliżej Jeziora Brajnickiego, które ma ogromny nadmiar wody.

Ta nieprzemyślana inwestycja doprowadziła do tego, że z każdym rokiem poziom wód w jeziorze Narty opada. Należy sądzić, że proces ten będzie się nasilał z każdym rokiem.

Jezioro co prawda jest we władaniu Agencji Własności Rolnej, która w ogóle nie zamierza się tym tematem zająć, lecz prawdziwym gospodarzem terenu jest Wójt Gminy Jedwabno. Najwyższy czas, aby administrator gminy zaczął ratować to jezioro. Bo dodatkowe inwestycje polegające na budowie kanalizacji sanitarnej wokół akwenu może i potrzebne, mogłyby być przesunięte w czasie, a zamiast nich powinno się zrealizować projekt ratowania jeziora.

Zwłaszcza, że budowa kolektora odprowadzającego wody gruntowe do akwenu kosztowałaby najwyżej 200 tys. zł.

Należy przystąpić do budowy ww. kolektora natychmiast, gdyż istnieje autentyczne zagrożenie katastrofą ekologiczną.

Stefan Piskorski

Autor jest dyrektorem Biura Spółki Wodno-Ściekowej "Sawica", absolwentem UWM w Olsztynie, specjalność chemizm wód

"Przekonanie, że likwidacja "KN" usunie wszelkie bolączki systemu edukacji w Polsce, w tym głównie finansowe, jest zdecydowanie błędne i ma posmak manipulacji"

MITY O "KARCIE NAUCZYCIELA"

W jednym z wrześniowych numerów "Kurka Mazurskiego" zawarte były wyniki internetowej ankiety: czy jesteś za zniesieniem KARTY NAUCZYCIELA? 54% osób opowiedziało się pozytywnie, pozostałe 46% - negatywnie.

Odnosząc się do wyników redakcyjnej sondy warto - jak sądzę - przekazać czytelnikom nieco informacji o ustawie dotyczącej pragmatyki zawodowej nauczycieli, a właściwie podważyć mity, które wokół "Karty Nauczyciela" przez długi czas narosły. Mają one charakter jednostronny i krzywdzący zarazem, a wynikają z niedokładnej lub niepełnej lektury tego dokumentu, albo też - jak twierdzą niektórzy - u podłoża jego krytyki stoją względy polityczne.

MIT PIERWSZY:

podstawowym argumentem przeciwników "Karty" są dane o kosztach, jakie wynikają z jej stosowania. Coraz częściej słychać głosy, że "KN" jest główną przeszkodą w dostosowaniu sieci szkół i liczby zatrudnionych nauczycieli do istotnych - w ostatnich latach - zmian demograficznych. Pogląd to z gruntu fałszywy. Potwierdzeniem jest kilka tysięcy zlikwidowanych w ostatnich latach przedszkoli, szkół i placówek opiekuńczo-wychowawczych właśnie pod rządami tej ustawy. Jak się wydaje, solą w oku dla wielu jest tzw. pensum nauczycielskie, często utożsamiane z wymiarem czasu pracy nauczyciela. Niewielu wie (chce wiedzieć), że czas pracy nauczyciela to nie 18, 20, czy 26 godzin tygodniowo. W "KN" jest zapis, że "czas pracy nauczyciela zatrudnionego w pełnym wymiarze zajęć nie może przekraczać 40 godzin tygodniowo". Problem czasu pracy nauczycieli stał się ostatnio tematem licznych działań samorządów, które, nie licząc się z obowiązującym prawem, podejmowały próby własnych regulacji. Działania te były swoistą odpowiedzią na mity towarzyszące 18-godzinnemu pensum dydaktycznemu nauczyciela. Były także dowodem na stopień niewiedzy o zawodzie nauczycielskim tak w formalnoprawnym, jak i praktycznym wymiarze. Wystarczy dokonać rejestru dokumentów wymaganych od nauczycieli dotyczących procesów dydaktycznych i pracy wychowawczo-opiekuńczej. Nie wspomnę o biurokracji, do której zobowiązani dyrektorzy. Nauczyciel i dyrektor wciąż muszą na piśmie udowadniać, że w ogóle coś robią. Dochodzi wręcz do tego, że na właściwą pracę nie staje czasu, nawet tego 40-godzinnego, wziąwszy pod uwagę liczne zajęcia pozalekcyjne, wycieczki, olimpiady i szereg innych zadań, o których wiele można by opowiadać. Próby udowadniania "luzów czasowych" w nauczycielskiej pracy spowodowane są w zasadzie jednym: brakiem wystarczających środków finansowych na oświatę w gminie. Nie jest też tajemnicą, że oświata jest tą dziedziną, gdzie można stosunkowo łatwo szukać oszczędności: a to przez zwiększenie liczebności uczniów w klasie, a to przez zatrudnienie tanich nauczycieli, a to przez likwidację kosztownych placówek oświatowych i wychowawczych lub też przez nieadekwatne wynagradzanie pedagogów.

MIT DRUGI:

funkcjonująca w społecznym obiegu opinia, że "KN" chroni złych nauczycieli. Nieprawda. Nie chroniła i nie powinna chronić złych nauczycieli. Są w niej zapisy, które pozwalają eliminować z zawodu takich pedagogów. Ponadto system kształcenia, doradztwo i wielostopniowy nadzór pedagogiczny stanowią skuteczne zapory dla tych, którzy w szkole nie powinni pracować.

MIT TRZECI:

likwidacja "KN" usunie wszelkie bolączki systemu edukacji w Polsce, w tym głównie finansowe. Przekonanie zdecydowanie błędne, mające natomiast posmak manipulacji. Opinie takie obliczone są na pozyskanie samorządowców wedle zasady kija i marchewki: zwiększone obciążenie nakładane na gminy uzasadnia ich prawo do prowadzenia własnej polityki oświatowej (w praktyce realizowanej na miarę rzeczywistych możliwości ekonomicznych lub/i autorskich koncepcji w dysponowaniu środkami pozyskiwanymi z budżetu państwa).

WĄTPLIWE PRZYWILEJE

W zakończeniu: jakież to przywileje ma w praktyce korporacja nauczycielska?

Urlop wypoczynkowy: niekoniecznie pełne dwa wakacyjne miesiące, bo tydzień może zagospodarować (i często to robi) dyrektor szkoły; a przygotowanie koncepcji i rozkładu zajęć (np. przy podjęciu realizacji nowego przedmiotu, czy poziomu nauczania) to też czas zajęty przed 1 września - dniem rozpoczęcia roku szkolnego. Nie bez racji Rzecznik Praw Obywatelskich podejmować będzie temat urlopów dyrektorów szkół (też przecie nauczycieli objętych "KN") w okresie wakacyjnym "na okrągło" zajętych remontami, rozliczaniem poprzedniego i przygotowaniem nowego roku szkolnego. Uczestnictwo w licznych formach dokształcania i doskonalenia zawodowego też odbywa się w okresie wakacyjnym. I słusznie. Z tego jednak tytułu urlop dodatkowy nauczycielom nie przysługuje.

Urlop zdrowotny: pierwszy po siedmiu latach pracy, ale z gwarancją odpracowania w przyszłości, dla uzyskania pełnych praw emerytalnych. Chyba oponentom tego "przywileju" nie chodzi o to, by nauczyciel pracował z dziećmi i młodzieżą w niedyspozycji zdrowotnej i wbrew orzeczeniom lekarza?

MAJSTROWANIE W OŚWIACIE

"Strategia Rozwoju Edukacji Narodowej na lata 2007 - 2013" przyjęta w sierpniu br. przez rząd premiera Belki wywołuje ogromne zaniepokojenie nauczycieli nie tylko w kwestii przewidywanych modyfikacji lub likwidacji "Karty Nauczyciela". Pracownicy edukacji są świadomi wielu innych jeszcze zagrożeń wynikających z majstrowania w oświatowym systemie. Jak się wydaje, wiedzę na ten temat winni mieć nie tylko nauczyciele i samorządowcy, ale całe społeczeństwo zainteresowane przecież, jaki los polskiej oświacie gotują wybrańcy narodu, czyli nasi parlamentarzyści.

Adam Bednarski

Sekretarz Zarządu Oddziału Powiatowego ZNP w Szczytnie

2005.11.16