RYMOWANE ŻYCIE

Jest to felieton specjalny. Poświęcony jednemu pisarzowi, a właściwie pisarce - Wandzie Chotomskiej. Dlaczego tak? Bo Wanda jest moją przyjaciółką, a ja mam prawo raz na jakiś czas napisać o znajomej.

Osoba jest znana na terenie naszej gminy, bo Niepubliczna Szkoła w Trelkowie od września 2003 roku nosi imię pisarki. Teraz Wanda przyjechała z okazji konkursu recytatorskiego, który szkoła zorganizowała. Przy okazji niektórym mieszkańcom wręczono statuetki "Przyjaciel Niepublicznej Szkoły Podstawowej nr 1 im. Wandy Chotomskiej w Trelkowie"

... Z pieca spadło

Ale dosyć reportażowych informacji.

Mam książkę Wandy z następującą dedykacją: "Basi (to moja żona) i Markowi - po latach, ale - jak mawiał Miron Białoszewski (wielki poeta, też przyjaciel Wandy) - jeszcze nie w zaświatach - najserdeczniej jak potrafię dedykuję tę hagiografię, a zwłaszcza moje dopiski i butenkowe obryski - Wanda Chotomska."

Dziwicie się może, że dedykacja jest rymowana. Nie ma się co dziwić. Wanda rymuje niemal każdy tekst, który wypowiada. I nie są to rymy częstochowskie. Oto przykłady:

"Moja babcia gra na trąbie,

A ja dedykację rąbię."

Bo

"Wanda Chotomska

Z radością dziką

Rymami kłania

Się czytelnikom!"

Opisanie życia Wandy Chotomskiej jest niemożliwe. W jej życiu ciągle coś się dzieje, co kilka godzin, co kilka minut. W części jej teatru uczestniczyłem przez parę lat. I chociaż tego nie żałuję - nie miałem żadnej wolnej niedzieli. Bo Wanda uznała, że najlepszą porą na zabawę dla dzieci jest czas po niedzielnej mszy świętej. I tak było: msza w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, a potem naprzeciwko w Domu Literatury "Ciastko z bajką".

Sponsorzy fundowali ciastka, a Wanda robiła "szoł". A po przedstawieniu, w którym występowali najsławniejsi polscy aktorzy, zabawa w kotka i myszkę. Dom Literatury wielki, a zakamarków w nim co niemiara. Idealne miejsce do zabawy. Wszyscy dorośli musieli szukać dzieciaków, na szczęście nigdy nikt nie zaginął.

Myliłby się niewątpliwie ten, kto potraktowałby rymowanki Chotomskiej jako błahe, nic nie znaczące. Dowcip pisarki jest o wiele głębszy - przeczytajcie poniższy tekst uważnie:

"Usłyszała wołanie:

"Wandziu!" to głos cioci

Sypnęła razem ptactwu

Ostatek łakoci.

Do gąsiora sięgnęła,

Co stał na kredensie

I chwyciwszy w przelocie

Białe pióro gęsie

Sypnęła rymów krupy...

I w stroju porannym

Wzniosła toast wiśniówką

Za zdrowie Joanny."

Nieobeznanym ze środowiskiem pisarzy dla dzieci spieszę wyjaśnić, że Joanna - to pani profesor Joanna Papuzińska z Uniwersytetu Warszawskiego, także znana pisarka dla dzieci. A sam wierszyk? Toż to parodia spotkania Tadeusza i Zosi z epopei narodowej.

Wanda słynie też z celności niektórych sformułowań. Na przykład poetę ks. Jana Twardowskiego nazywała Świętym Mikołajem polskiej poezji, a ksiądz pewnie chętnie podpisałby się pod dwuwierszem Wandy Chotomskiej:

"Stawiamy szlaban medialnym śmieciom!

Pora na książki - czytajmy dzieciom!"

Ale też śpiewajmy. Bo wiele wierszy Chotomskiej jest jakby specjalnie ułożonych dla zespołów, z którymi współpracowała. Z "Gawędą" Andrzeja Kieruzalskiego, z Dziecięcą Oficyną Wydawniczą Marka Karpowicza z Sejn czy ze sławnym zespołem poznańskim "Łejery".

Wypada dodać, że jest autorką i inicjatorką wielkich przedstawień słowno-muzycznych, a nawet opery musicalowej buffo "Skąd to zwierzę w operze".

"Łejery" to oddzielna karta. Mocno powiązana z zespołem harcerskim "Otwartych" wywodzących się z opozycji. Chotomska musiała tam być, skoro programem "Otwartych" były cztery klucze do otwierania "rąk, serc, głów i oczu". Znajomość musiała zaowocować poezją, a poezja prędko obrosła muzyką wspaniałej kompozytorki przypisanej do Wandy przez wiele lat - Teresy Niewiarowskiej.

"Otwarte mamy oczy na dobre i na złe,

Otwarte mamy serca na każdą ludzką łzę.

Otwarte mamy ręce i klucze mamy w nich,

By lepszy świat otworzyć od piwnic aż po strych.

Nasze klucze są złote jak słońce,

Zielone jak młody las.

Naszych kluczy nie robią ślusarze,

Bo to klucze do marzeń i gwiazd (...)"

Podróż do Poznania to w pewnym okresie najczęstsza podróż Wandy. Ale nie była to zwyczajna wyprawa. Na dworcu w Poznaniu czekała odpowiednio ubrana "ochrona", która odwoziła Wandę "Poezję" Chotomską (tak ją "Łejery" nazywały) do ich siedziby na ulicę Brandstaettera. Wanda nigdy nie przyjeżdżała bez słowno-muzycznego prezentu.

"Łejer to jest taki człek,

co nie zważa na swój wiek Wszystko jedno

Czy przedszkolak, czy emeryt.

My z fantazją za pan brat

Wędrujemy przez ten świat

I gwiżdżemy

Na przeszkody i bariery.

Łejery, Łejery..."

Bardzo ładna ta pieśń o Łejerach.

Jeżeli taką przystanią w Poznaniu była przystań łejerowska, to równie często Łejery odwiedzały mieszkanie Wandy "Poezji" Chotomskiej w Warszawie na ul. Tamka. Nieduże, ale przyjemne, przytulne. I ja tam bywałem.

Nie ma co kryć, Wanda nie jest najmłodsza. Ale, daj nam Boże tyle energii! I to po ciężkiej chorobie. Wszystko jest możliwe, kiedy przyjmuje się zasadę Wandy:

"Do góry nogami

To bardzo odmładzająca pozycja:

Jak się tak stanie w wieku 99

To od razu ma się 66."

Obym w zdrowiu dożył 100-letnich urodzin Wandy "Poezji" Chotomskiej.

Marek Teschke

2005.06.22