Dzieci uczęszczające do przekształconego w miejskie Niepublicznego Przedszkola „Pod Topolą” nie wrócą po wakacjach do swoich zabawek i mebli, mimo że taką obietnicę ich rodzicom złożył publicznie burmistrz Krzysztof Mańkowski. Choć deklarował wolę odkupienia przez miasto od dyrektor Bożenny Mikielewicz wyposażenia przedszkola, niespodziewanie się z tego wycofał. Teraz dyrektor ma duży problem, bo na opróżnienie budynku i pozbycie się sprzętów zostały jej już tylko dwa tygodnie.

Jak burmistrz zostawił dyrektor na lodzie
- Burmistrz potraktował mnie okrutnie – nie kryje goryczy dyrektor Bożenna Mikielewicz, która Niepubliczne Przedszkole „Pod Topolą” prowadzi od 31 lat

DEKLARACJE BURMISTRZA

Na początku roku burmistrz Krzysztof Mańkowski ogłosił, że miasto nie przedłuży dyrektor Bożennie Mikielewicz umowy dzierżawy budynku na ul. Pasymskiej, w którym od ponad 30 lat prowadziła Niepubliczne Przedszkole „Pod Topolą”. Zdecydował, że placówka stanie się filią Miejskiego Przedszkola „Promyczek”, w którym część pomieszczeń zostanie zaadaptowana na nowe miejsca żłobkowe. To wywołało protesty rodziców, którzy nie chcieli likwidacji cenionej przez nich placówki. Część z nich, mieszkająca na terenie gminy, obawiała się też, że dla ich pociech zabraknie miejsc w przedszkolu.

Pod koniec lutego wydawało się, że spór udało się zażegnać. Burmistrz publicznie, podczas sesji Rady Miejskiej deklarował, że po przekształceniu przedszkola dzieci nadal będą mogły do niego uczęszczać i nic dla nich się zmieni, łącznie z wyposażeniem. Miasto miało podjąć negocjacje z dyrektor przedszkola „Pod Topolą” Bożenną Mikielewicz na temat jego odkupienia.

POTRAKTOWAŁ MNIE OKRUTNIE

Dyrektor, zgodnie z ustaleniami, 15 czerwca przedstawiła urzędowi wycenę wyposażenia oraz infrastruktury wokół budynku. Zaproponowała kwotę blisko pół miliona złotych, zaznaczając, że podlega ona negocjacji. - Mówiłam, że zgodzę się na cenę, którą gotowe jest zapłacić mi miasto. Wtedy pan burmistrz stwierdził, abym zaproponowała swoją, a wtedy, jak to ujął, spotkamy się w połowie drogi – wspomina dyrektor. Po przedstawieniu przez nią wyceny nikt z urzędu nie odezwał się do niej przez ponad miesiąc. Nie było żadnych negocjacji, ani sygnałów, że jej finansowe oczekiwania są wygórowane. - Gdyby tak się stało, zeszłabym z ceny, bo zależy mi tylko na dobru dzieci – zapewnia. Niespodziewanie, w czwartek 20 lipca dyrektor odwiedził burmistrz Mańkowski w towarzystwie naczelnika wydziału edukacji Jacka Walaszczyka.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.