Kiedy piszę ten felieton - tydzień przed jego ukazaniem się - trwa jeszcze żałoba narodowa. I panuje wielka, wspaniała SOLIDARNOŚĆ wszystkich Polaków. Jak zwykle w chwilach trudnych, groźnych i podniosłych. Tak to jest w Polsce. Od dawna. Szkoda tylko, że trwa na ogół krótko. Po wielkim okresie uniesienia szybko wracamy do codziennych sporów, waśni, zawiści i małostkowych przepychanek. Przeżyte niedawno doniosłe chwile zacierają się i wkrótce w naszych sercach pozostaje niewiele, choć gęby nadal pełne są wzniosłych deklaracji. Tak to widzę z perspektywy faceta po sześćdziesiątce. Faceta z jakimś tam doświadczeniem. Smutne!
Dlatego chciałbym jeszcze teraz, kiedy wrażliwość nasza wyostrzona jest tragedią przeżytych chwil, a sprawa przejścia „stąd do wieczności” dotknęła nas poprzez aż dziewięćdziesiąt sześć istnień, przypomnieć pewien fragment siedemnastowiecznego poematu. Fragment twórczości Johna Donna. A konkretnie część jego wiersza „Medytacja XVII”, który to cytat wybrał Ernest Hemingway jako motto do swojej słynnej powieści „Komu bije dzwon”. A brzmi on tak:
„Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo, jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół, czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie.”
A życie toczy się nadal.
A jednak - mimo że chciałem pisać teraz o naszej szczycieńskiej codzienności - pewien epizod, związany z osobą tragicznie zmarłego w katastrofie Aleksandra Szczygły, szczególnie utkwił mi w pamięci. Otóż około pięciu lat temu poseł PIS - pan Aleksander Szczygło, gościł w Szczytnie, na zaproszenie miejscowych liderów jego partii. Panowie PIS-owscy całą grupą przyszli zwiedzać miejscowe muzeum. Tutejszy lider spytał muzealną obsługę, czy tak dostojny gość jak pan Szczygło musi płacić za bilet (bilet kosztuje sześć złotych!). Zanim muzealne panie zdążyły zająć stanowisko, szacowny gość dał wyraz oburzeniu, deklarując, że ani myśli wchodzić za darmo do placówki kultury, o której wszyscy wiedzą, że „ledwie przędzie” z powodu niedofinansowania. Mało tego - pan poseł Szczygło spytał, czy ma też zapłacić za pozostałych kolegów?
Tragicznie zmarłego pana Aleksandra Szczygło zapamiętali dobrze i na zawsze wszyscy pracownicy muzeum w Szczytnie.
A życie toczy się nadal.
Zapewne zauważyliście państwo, że zniknął z łamów „Kurka” mój ulubiony felietonista - recenzent kulinarny, Wiesław Mądrzejowski. Szkoda, bo zawsze lekturę zaczynałem od jego felietonu. Kiedy zadzwoniłem do Wiesia, powiedział mi, że po piętnastu latach pisania ma dosyć i że napisał już wszystko!
No i co się okazało? Ano, że kiedy nie ma kota, to myszy harcują.
To o miejscowej gastronomii.
Kilka dni temu poszedłem do Coffeiny. Zamówiłem pierogi z mięsem i kieliszek czerwonego wina. O pierogach nie będę się wypowiadał. Przyznaję, że miały jakąś klasę, choć nie zupełnie w moim ulubionym stylu. Ale, co do wina - tragedia. Panienka spytała tylko, czy wytrawne, czy inne i przyniosła mi kieliszek pełen czerwonego, lodowatego napoju, prosto z chłodziarki, a może nawet zamrażarki! Pojęcia nie mam jaki to miało smak, bo temperatura owego była blisko zera. Za to po wypiciu całej zawartości, pozostał na dnie kieliszka paskudny osad świadczący o tym, że niebacznie wypiłem jakieś zepsute paskudztwo. No, ale za to schłodzone!
Coffeina to śliczny lokal. Wystrój wnętrza naprawdę „miastowy”. Nie mam pojęcia, kto jest właścicielem onego przybytku, toteż w skardze mojej nie ma nic personalnego. Ot, tylko żal. Mam o jedną knajpkę mniej, choć i tak w niewielkim mieście, jakim jest Szczytno, nie ma zbyt dużo lokali wartych odwiedzenia.
Andrzej Symonowicz