Jest taki bardzo stary dowcip o niezwykłej konstrukcji pułapki na myszy.
Aby przygotować nowoczesną pułapkę, należy wziąć niewielką deseczkę i przymocować do niej żyletkę ustawioną na sztorc. Z jednej strony położyć kawałek słoninki, z drugiej kawałek kiełbaski. Kiedy myszka zauważy naszą pułapkę – podejdzie i zacznie spoglądać raz w lewo, raz w prawo. Tu słoninka, tu kiełbaska, tu słoninka, tu kiełbaska… A, że pośrodku sterczy żyletka, to myszka ucina sobie głowę. Opowiadający dowcip opisuje następnie jak można taką pułapkę udoskonalić, aby oszczędzić na kosztach słoninki i kiełbaski. Otóż należy zastosować samą żyletkę na deseczce. Kiedy myszka podejdzie do pułapki, to z przyzwyczajenia (!) spojrzy raz w lewo, raz w prawo: tu nie ma słoninki, tu nie ma kiełbaski, tu nie ma słoninki, tu nie ma kiełbaski… No i oczywiście ucina sobie głowę!
To akurat jest tylko dowcip oparty na bezsensie absurdalnego myślenia. Niestety w prawdziwym życiu także stykamy się z czymś podobnym.
Istnieje ministerialne zarządzenia o ochronie dóbr kultury na wypadek konfliktu zbrojnego. Na mocy tego zarządzenia Muzeum Mazurskie w Szczytnie otrzymało polecenie przygotowania planu zabezpieczenia zbiorów. Szczegółowy plan zawierać miał wykaz wszystkich eksponatów, z podaniem ich wagi i rozmiarów. Następnie należało posegregować te przedmioty tak, aby można było umieścić je w skrzyniach, których ciężar nie przekraczałby możliwości transportu. Wymiary skrzyń powinien określać projekt.
Proszę sobie teraz wyobrazić, że w Muzeum Mazurskim przechowuje się około sześciu tysięcy eksponatów. Od malutkich - narzędzia gospodarskie, haftowane serwetki, czy zabytkowe garnki - po całkiem pokaźne; jak malowane szafy, kredensy, czy posażne skrzynie. Jak zważyć szafę? Jak podać wymiary drewnianej chochli? No, a potem jak to „pogodzić” w skrzyniach?
Ciężka praca nielicznego personelu muzeum trwała kilka miesięcy. W efekcie powstał dokument kilkusetstronicowy, z którego ostatecznie wynika, co następuje.
Do zabezpieczenia zbiorów potrzeba około siedmiuset skrzyń. Różnych wymiarów, ale na ogół pokaźnych. Policzyłem, że gdyby ustawić te skrzynie na placu Juranda, zajęłyby dwie trzecie placu, na wysokość około dwóch metrów. Zrobienie takich skrzyń, pomijając koszty, wymagałoby wielodniowej pracy wszystkich stolarni w mieście, a jak wiadomo; podczas wojny stolarze na ogół zajmują się wyrobem trumien. Oczywiście skrzyń tych i tak nie byłoby gdzie składować. No, ale zarządzenie zarządzeniem. Wykonana na piśmie bezsensowna praca, została przez stosowne władze przyjęta życzliwie i jak mnie poinformowano przedstawiana jest innym placówkom kultury za wzorcową!
Jako projektanta zdumiewają mnie niektóre obowiązujące zalecenia ujęte w planach zagospodarowania. Mimo że plany te przygotowują w końcu moi koledzy – urbaniści, ich nieokiełzana chęć wymyślania absurdalnych schematów, niejednokrotnie wykracza poza moją zdolność percepcji. Na przykład obowiązek stawiania jednorodzinnych domków z bezwzględnie obowiązującym zaleceniem, że wszystkie muszą stać w taki sposób, aby kalenice dachów były równolegle do ulicy. Przy jakiejś niewielkiej, zazielenionej, gminnej uliczce! A niby dlaczego? A co z dachami czterospadowymi? A bywają także wielospadowe! A w ogóle każdy domek jest inny, więc co takie zarządzenie ma wspólnego z jakąkolwiek estetyką zabudowy?
W Pracowni Wzornictwa Przemysłowego Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych zadano studentom trudny temat. Wymyślenie przedmiotu dziwnego, nietypowego, bezużytecznego. Przyszedł czas zaliczenia. Umęczeni studenci przedstawiają twory swojej wyobraźni. Tymczasem jeden z nich postawił przed profesorem zwyczajną filiżankę kupioną w sklepie. Co to jest? – pyta zaciekawiony profesor. - Filiżanka dla mańkutów – odpowiada student. Dlaczego? – pada następne pytanie.
- Bo ma ucho z lewej strony - odpowiada student, jednocześnie obracając filiżankę według stron profesora.
Student zaliczył. Pan profesor Tadeusz Ostrzeszewicz potrafił docenić poczucie abstrakcji.
Na zakończenie zatem, zupełnie na poważnie, zagadka i temat do myślenia dla moich czytelników. Dlaczego lustro zamienia w odbiciu stronę lewą ze stroną prawą, a nie przekręca góry z dołem?
Andrzej Symonowicz