Niewielki korytarz na pierwszym piętrze przychodni przy ul. M. Skłodowskiej-Curie stał się przyczyną sporu między doktorem Mirosławem Drapałą a starostwem. Chirurg oskarża powiat o to, że remontując mieszkania przeznaczone dla wychowanków Domu Dziecka, zagarnął części wspólne należące do innych lokatorów. Sprawą zajmie się prokurator.
NARUSZONA WŁASNOŚĆ
Mirosław Drapała kilka lat temu wykupił od starostwa pomieszczenia na parterze budynku przy ul. Skłodowskiej 3. Teraz prowadzi tu przychodnię chirurgiczną. Wyższe kondygnacje zamieszkuje kilkanaście rodzin. Większość z nich wiosną ub. roku także nabyła mieszkania na własność i powołała do życia wspólnotę. Zgodnie z prawem, wszyscy posiadacze lokali, mają swój udział w częściach wspólnych obiektu, np. klatkach schodowych i korytarzach. Dwa nieużytkowane mieszkania na pierwszym piętrze budynku starostwo przekazało w zarząd Zespołowi Placówek Wychowawczych. Po remoncie i wyposażeniu wnętrz mają się do nich wprowadzić dorośli wychowankowie Domu Dziecka. Prace zaczęły się późną jesienią minionego roku. To, co się dzieje piętro wyżej, od razu zwróciło uwagę Mirosława Drapały.
- Stwierdziłem, że podczas remontu bezprawnie zagarnięto korytarz będący częścią wspólną należącą do wszystkich, którzy wykupili tu lokale. Wielokrotnie interweniowałem w tej sprawie i uprzedzałem ekipę remontową, że narusza cudzą własność, ale bez skutku - relacjonuje doktor.
Na dowód swoich racji pokazuje akt notarialny, który potwierdza jego udział w częściach wspólnych. Mirosław Drapała wystąpił też z pismem do starostwa, w którym informuje o naruszeniu prawa własności i żąda przywrócenia stanu pierwotnego, zgodnego z zapisami figurującymi w dokumentach.
- Nie doczekałem się żadnej reakcji ze strony powiatu - mówi chirurg.
Zniecierpliwiony, skierował do Prokuratury Rejonowej w Szczytnie zawiadomienie o popełnieniu przez starostwo przestępstwa.
PACJENT ZMOKNIE
Korytarz włączony do remontowanych mieszkań łączył obie części budynku. Teraz został zamurowany. Mirosław Drapała twierdzi, że przerwanie ciągu komunikacyjnego stanowi poważne utrudnienie dla jego pacjentów. Z drugiej strony przychodni znajduje się bowiem rentgen. Chorzy, by z niego skorzystać, muszą wychodzić na zewnątrz. Gdyby istniał tu korytarz, problemu by nie było.
- A tak, kiedy np. pada deszcz, pacjent musi moknąć, narażając się jeszcze dodatkowo na to, że zniszczy kliszę - mówi Mirosław Drapała.
Oburza go, że przed remontem i w jego trakcie nikt nie uzgadniał z nim szczegółów dotyczących części wspólnych.
- Nie można działać metodą faktów dokonanych, a tak właśnie postąpiło starostwo - nie kryje irytacji doktor.
PIENIACTWO I WARCHOLSTWO
Tymczasem pomysłodawca i jeden ze sponsorów remontu mieszkań, biznesmen Krzysztof Topolski jest zniesmaczony zachowaniem Mirosława Drapały. Charakteryzując postawę doktora nie żałuje ostrych słów.
- To typowy przejaw pieniactwa i warcholstwa - mówi krótko.
Według niego sporny korytarz od końca wojny był nieużytkowany i zamknięty na kłódkę. Twierdzi, że ma na to świadków.
- Doktor Drapała zachowuje się jak pies ogrodnika - uważa biznesmen.
Dodaje też, że wykonawca remontu, "dla świętego spokoju", bezpłatnie pomalował sufit w przychodni chirurga.
Zdaniem Krzysztofa Topolskiego postępowanie doktora to przykład małostkowości i braku zrozumienia dla potrzebujących.
- Od osoby wykonującej tak szlachetny zawód spodziewałbym się, że poprze tę inicjatywę i pierwsza wyłoży na ten cel jakąś sumę, a nie będzie wyrywać biednym dzieciom pieniędzy i za nie każe sobie jeszcze wymalować sufit - mówi Krzysztof Topolski.
Mirosław Drapała trwa jednak przy swoim stanowisku.
- Łatwo być dobrodziejem cudzym kosztem. Nie myślę dawać prezentu starostwu - odpowiada.
PODZIELENI MIESZKAŃCY
Wśród właścicieli mieszkań w budynku przy ul. Skłodowskiej nie ma jednomyślności w sprawie spornego korytarza. Kilka dni temu u starosty odbyło się spotkanie, na którym namawiał ich, by zgodzili się darować włączone już do lokali części wspólne na potrzeby wychowanków Domu Dziecka.
- Najprawdopodobniej mieszkańcy opowiedzą się za tym rozwiązaniem - mówi przewodniczący wspólnoty Jerzy Bojarski.
Sprawa będzie poruszana na najbliższym spotkaniu właścicieli lokali pod koniec marca. Nie wszyscy są jednak za podarowaniem korytarza starostwu, które mimo że oddało w zarząd Domowi Dziecka mieszkania, nadal jest ich prawnym posiadaczem.
- Nikt mnie nie pytał o zdanie na ten temat, nie rozmawiano ze mną o tym. Nie zgadzam się, by odebrano nam korytarz - mówi mieszkająca na pierwszym piętrze, tuż obok adaptowanych lokali Halina Piórkowska.
Ewa Kułakowska
PS.
Do momentu zamknięcia tego numeru gazety, mimo wielu prób, nie udało się nam dowiedzieć, jakie stanowisko w tej sprawie zajmuje starosta.
2006.03.22