W drugiej co do wielkości wsi w gminie Rozogi zawrzało. Wśród mieszkańców zarysował się wyraźny podział na tych, którzy są za włączeniem miejscowości do gminy Myszyniec i na tych, którzy zdecydowanie się temu przeciwstawiają.
BURZLIWE SPOTKANIE
O zamiarach włączenia wsi Dąbrowy i Antonia do gminy Myszyniec mówi się już od kilku lat. Zabiega o to myszynieckie Towarzystwo Rozwoju Ziemi Kurpiowskiej oraz komitet tworzony przez mieszkańców, na czele którego stoi sołtys Dąbrów Czesław Lis. Pomysł spodobał się władzom Myszyńca. Przeprowadziły one nawet na swoim terytorium konsultacje w tej sprawie (9 października), wbrew protestom radnych z Rozogów. Większość biorących udział w głosowaniu (70%) było za poszerzeniem terytorium gminy Myszyniec. W najbliższą niedzielę stanowisko zajmą mieszkańcy Dąbrów i Antonii. Głosowanie poprzedziły spotkania, na których lokalna społeczność mogła usłyszeć racje zwolenników i przeciwników odłączenia się od Rozogów. Ostatnie, które odbyło się w niedzielę 6 listopada w Dąbrowach, miało bardzo burzliwy przebieg.
Zaczęło się od dyplomatycznego zgrzytu. Na zebranie przybyły władze Myszyńca, z burmistrzem miasta, Bogdanem Glinką na czele oraz wicemarszałek województwa mazowieckiego Janusz Kotowski. Nie zaproszono natomiast wójta gminy Rozogi Józefa Zaperta, który mimo to przyjechał na spotkanie.
- Do czego to podobne, żeby siedział gdzieś z boku, przecież to nasz gospodarz - oburzali się mieszkańcy.
Zgłosili również wniosek, by w debacie brała udział tylko miejscowa społeczność, bez przedstawicieli władz Myszyńca. Sołtys Lis nie podał go jednak pod głosowanie.
KURPIE NA MAZOWSZE
W trakcie spotkania emocje wyraźnie brały górę nad rzeczową dyskusją. Wśród panującego hałasu i krzyków, burmistrz Bogdan Glinka nie miał wiele do powiedzenia. Większość obecnych na zebraniu mieszkańców Dąbrów nie była zainteresowana tym, co czeka ich po ewentualnym przejściu do sąsiedniej gminy.
- Dąbrowy i Antonia są wioskami kurpiowskimi i powinny należeć do Mazowsza - przekonywał Bogdan Glinka, ale i ten argument nie znalazł zrozumienia.
Coraz bardziej napiętą sytuację próbował łagodzić wicemarszałek woj. mazowieckiego Janusz Kotowski.
- Zmiana granic to nie sprawa życia czy śmierci. Najgorsze byłoby, gdybyście po tym wszystkim czuli do siebie nienawiść - mówił, podkreślając, że sam jest blisko związany z Dabrowami, w których spędził szkolne lata. - Nikt nie odważy się decydować o przyłączeniu wsi do Mazowsza bez waszej zgody - zapewniał.
OBUSTRONNE OSKARŻENIA
Mieszkańcy domagali się, by głos zabrał wójt Zapert. Kiedy wyszedł na środek sali, powitały go gromkie brawa. Miał on wiele uwag do organizatorów spotkania oraz gości z Myszyńca. Tym ostatnim zarzucił, że przyjeżdżając do Dąbrów bez uprzedzenia, złamali zasady dobrego wychowania. Druga strona nie pozostała dłużna. Padły oskarżenia o to, że Józef Zapert buntował mieszkańców, by nie dopuścili do debaty z władzami sąsiedniej gminy. Zwolennicy odłączenia wsi od Rozogów nie przebierali w słowach, porównując metody stosowane przez wójta do tych, jakich używa Łukaszenka.
- Robi potajemne zebrania w salce u księdza, gdzie radzi się swojej drużyny, jak pobić, jak połamać kości przeciwnikom - mówił jeden z członków komitetu na rzecz odłączenia Dąbrów od gminy Rozogi, Zygmunt Tański, nazywając stronników wójta Zaperta "bojówkarzami".
Wobec braku porozumienia między skonfliktowanymi stronami, sołtys Lis zakończył spotkanie.
LEPIEJ Z BOGATSZYM
- To, co się wydarzyło, było wymierzone przeciwko mnie i moim zwolennikom - uważa Czesław Lis. - Chcemy tylko, żeby ludzie mieli szansę opowiedzieć się po którejś ze stron, uszanujemy każdą decyzję - zapewnia. Według niego Dąbrowy po odłaczeniu od Rozogów zyskałyby większe możliwosci rozwoju.
- Nie ma co ukrywać, województwo warmińsko-mazurskie jest biedniejsze od mazowieckiego.
Rozczarowania przebiegiem debaty nie kryje także burmistrz Myszyńca.
- Rozumiem, że zawsze znajdzie się jakaś opozycja, ale dzisiejsze zachowanie mieszkańców nie było normalne - żalił się Bogdan Glinka.
Przypomniał, że wola przejścia pod władzę Myszyńca pojawiła się w już w momencie reformy administracyjnej w 1999 roku. Zawiązał się wtedy komitet, który zebrał ponad 700 podpisów na rzecz odłączenia się od Rozogów.
- Wtedy jednak ówczesne władze gminy Myszyniec nie wyrażały zainteresowania takim rozstrzygnięciem.
Jego zdaniem obie wsie znacznie by zyskały, odłączając się od Rozogów.
- Nasza gmina jest dwa razy większa, mamy większy budżet, a w związku z tym więcej możliwości inwestowania.
KTO WIĘCEJ INWESTUJE
Burmistrz podkreśla także czynnik kulturowo-historyczny oraz konieczność integrowania mieszkańców Kurpiowszczyzny. Z tą argumentacją nie zgadza się wójt Rozogów.
- Kurpie są nie tylko w Myszyńcu i powiecie ostrołęckim, ale w całej Polsce i poza jej granicami. Kurpiowskie organizacje i zespoły folklorystyczne działają prężnie w Szczytnie oraz Olsztynie. Pielęgnują tradycję być może nawet bardziej niż w Myszyńcu - uważa Józef Zapert.
Według niego sąsiednia gmina nie ma też powodów do dumy, jeśli chodzi o liczbę realizowanych na jej terenie inwestycji.
- Bardzo chętnie bym je obejrzał. Widziałem załącznik do budżetu gminy Myszyniec na 2005 rok. Co prawda wpisano do niego dużo planów, ale z wcieleniem ich w życie jest kiepsko. Z tego, co wiem, nasi sąsiedzi nie pozyskali żadnych środków unijnych, podczas gdy my realizujemy dwa projekty w ramach ZPORR - argumentuje Józef Zapert.
Wtóruje mu radny Romuald Kaczmarczyk.
- Nasza gmina jest w 100% zwodociągowana, natomiast gmina Myszyniec tylko w 30%. Mamy też dwa razy dłuższą sieć kanalizacyjną i najnowocześniejszą w województwie oczyszczalnię ścieków - wylicza.
PODZIELONA WIEŚ
Zdaniem wielu mieszkańców za próbę oderwania Dąbrów odpowiada sołtys Lis, wokół którego skupia się opozycja wobec wójta Zaperta.
- Chodzi im o to, żeby udowodnić, kto tu naprawdę rządzi. Nie zgadzamy się, by robiono to naszym kosztem - mówią mieszkańcy.
Sa też tacy, którzy nie wierza, że włączenie wsi do sąsiedniej gminy wpłynie na poprawę sytuacji miejscowej społeczności.
- Ludzie nie chca zmian. Na pewno od tego nam się nie poprawi - uważa jeden z mieszkańców, który zdradza nam, że nie jest zwolennikiem wójta, ale potrafi trzeźwo patrzeć na rzeczywistość.
W Dąbrowach głośno mówi się o tym, że bez względu na wynik niedzielnych konsultacji, wieś na długo pozostanie skłócona. Podział na zwolenników secesji i jej przeciwników jest wyraźny nawet w rodzinach.
- Zdarza się, że żona opowiada się za Rozogami, a mąż za Myszyńcem. Do takich sytuacji dochodzi w wielu rodzinach - przyznają mieszkańcy.
Ewa Kułakowska
2005.11.09