Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego w trzyklasowej podstawówce w Orzeszkach nie zabrzmi już pierwszy dzwonek. Choć Rada Gminy zdecydowała o likwidacji placówki kilka miesięcy temu, to rodzice wciąż nie mogą się z tym pogodzić.

Bez pierwszego dzwonka

SPOTKANIE OSTATNIEJ SZANSY

O tym, że trzyklasowa podstawówka w Orzeszkach od 1 września przestanie funkcjonować, było wiadomo od blisko roku. W styczniu odbyło się pierwsze zebranie wiejskie, podczas którego mieszkańcy domagali się zachowania placówki. Od tamtego czasu nic się jednak nie zmieniło i decyzja radnych została utrzymana w mocy. Sprzeciw rodziców wobec tych zamiarów władz gminy nie osłabł. Spotkanie (26 sierpnia) z wójtem gminy Rozogi Józefem Zapertem miało być ostatnią szansą na pozostawienie podstawówki w Orzeszkach.

- Nadchodzi 1 września i czujemy gorycz w związku z zamknięciem szkoły. To jedyna instytucja kulturalna we wsi, tu odbywały się liczne imprezy integrujące społeczność. Może jeszcze nie jest za późno, by zmienić decyzję - apelowała do wójta sołtys Orzeszek Zofia Kosiorek. Józef Zapert tłumaczył, że podjętych ustaleń nie da się już cofnąć.

- Na styczniowym spotkaniu poinformowałem was, że dzieci będą od nowego roku szkolnego uczęszczały do Klonu, bo jest ich po prostu za mało i w tej sytuacji utrzymywanie placówki w Orzeszkach się nie opłaca - wyjaśniał wójt, przypominając, że podobny los czeka od 1 września również szkołę w Spalinach, a za 2-3 lata także w Farynach. - Demografia jest bezlitosna - podkreślał.

WALKA NA SŁOWA

Od nowego roku szkolnego 30 uczniów z Orzeszek ma uczęszczać do podstawówki w Klonie.

Zapert uspokajał zdenerwowanych rodziców mówiąc, że transport do odległej o kilka kilometrów placówki potrwa najwyżej kilka minut.

- Lekcje zaczynają się tam dopiero o 9.00, więc dzieci mogą wstawać nawet po ósmej, a i tak zdążą - przekonywał.

Argumenty te nie trafiły jednak do licznie przybyłych na spotkanie mieszkańców.

- A co będzie zimą, kiedy na autobus trzeba czasami czekać pół godziny? Po co dzieci mają marznąć na dworze, skoro tu jest szkoła - nie kryli poirytowania rodzice. Przy okazji zarzucili szefowi gminy niedotrzymywanie wyborczych obietnic i mijanie się z prawdą.

- Przed wyborami słyszeliśmy zapewnienia, że dopóki będzie pan wójtem, to szkoła w Orzeszkach przetrwa. Teraz kłamie pan w żywe oczy.

Zapert próbował tłumaczyć, że utrzymanie placówki byłoby zasadne tylko w przypadku, gdyby uczęszczało do niej więcej dzieci.

- Obiecywałem, że szkoła będzie istnieć wtedy, gdy będą uczniowie - odpierał ataki.

WINO W SZKOLE

Sytuację próbowała załagodzić dyrektorka Szkoły Podstawowej w Klonie Marzena Błaszczak. Przekonywała zebranych, że kierowana przez nią placówka zapewni dzieciom z Orzeszek dobre warunki do nauki. Również i jej wystąpienie nie spotkało się z przychylną reakcją. Zdaniem rodziców, w Klonie dochodzi często do aktów przemocy, uczniowie używają wulgarnego słownictwa, a nauczyciele nie zapewniają im odpowiedniej opieki podczas przerw.

- Na lekcjach dzieci grają tam w karty albo piją wino. Wiem, bo sama chodziłam do tej szkoły - mówiła jedna z matek.

- Takie sytuacje są jednostkowe, mogą zdarzyć się w każdej szkole - odpowiadała dyrektor Błaszczak.

Mieszkańcom Orzeszek nie udało się przekonać wójta do odstąpienia od likwidacji placówki. Zdesperowani nie zamierzają jednak ustąpić:

- Pierwszego września i tak przyślemy nasze dzieci tu, a nie do Klonu - zapowiedzieli opuszczając spotkanie.

SMUTNE PROGNOZY

W minionym roku szkolnym do podstawówki w Orzeszkach uczęszczało łącznie 23 uczniów. Według wójta Zaperta, by utrzymywanie placówki miało sens, w jednym oddziale powinno być ich co najmniej 18. Tymczasem prognozy demograficzne nie napawają optymizmem. Choć w tym roku sytuacja nieco się poprawiła, to nadal nie zanosi się na wzrost liczby urodzeń.

- W minionym roku w całej gminie przyszło na świat tylko 58 dzieci. To zaledwie dwie pełne klasy - mówi Józef Zapert. Zapowiada, że na terenie gminy wkrótce funkcjonować będą jedynie trzy szkoły: w Rozogach, Klonie i Dąbrowach. Roczne koszty utrzymania jednej placówki wahają się w granicach 150 tys. zł. Większość nakładów przeznacza się na opłacenie nauczycielskich etatów.

- Inaczej jest w szkołach niepublicznych, gdzie nie płaci się nauczycielom za ferie, wakacje czy święta - mówi wójt. Przyznaje, że utworzenie takich placówek byłoby wyjściem z zaistniałej sytuacji. Szkoły niepubliczne działają z powodzeniem w innych gminach powiatu szczycieńskiego.

- Niestety, u nas nie znalazł się nikt, kto podjąłby się ich prowadzenia - twierdzi Zapert.

Ewa Kułakowska

2005.08.31