Za nami sportowe święto zwane Szczycieńskim Biegiem Niepodległości. Widowiskową imprezę zorganizowało Powiatowe Centrum Sportu, Turystyki i Rekreacji w Szczytnie, a Honorowym Patronatem objął Starosta Szczycieński Pan Jarosław Matłach. Oczywiście jak zwykle najwięcej emocji wzbudzał Bieg Główny, ale poprzedzająca go rywalizacja w Małym Szczycieńskim Biegu Niepodległości; Jazda Na Rolkach, czy wreszcie Marsz Na Kijkach, także cieszyły się zainteresowaniem.
Piękna, słoneczna pogoda sprzyjała uczestnikom konkurencji oraz tym, którzy po prostu przyszli kibicować. Na Placu Juranda zebrało się wielu mieszkańców Szczytna, ale także liczne grono gości przybyłych min. z Ostrołęki, Nidzicy, Wielbarka,Olsztyna, Jednorożca... Nie sposób wszystkich wymienić, ale było miło ich w Szczytnie gościć i prezentować uroki - biegnącej brzegiem jeziora Dużego Domowego – trasy. Mimo, że kilka osób spodziewało się, iż powtórzę swój wyczyn z 2014 r. gdy najpierw z kijami, potem na rolkach, a wreszcie biegiem trzykrotnie pokonałam niepodległościowa trasę, to ja tym razem wybrałam tylko jedną dyscyplinę: Marsz Na Kijkach. Wówczas tak czasowo te konkurencje zaplanowano, że mogłam we wszystkich wziąć udział i do dziś szczycić, że jako jedyna wpadłam na taki oryginalny i jedyny w swoim rodzaju pomysł. W tym roku kilka osób szło z kijami, a potem biegło, to też wyczyn. Przed startem jak zwykle sesja zdjęciowa i pełne emocji słowa spikera, w którego rolę po raz kolejny wcielił się Zbigniew Stasiłojć. Zapowiadał on, że do marszu przygotowują się min. „Patyczaki” i my „Kręciołki”ale w tej kijkowej konkurencji po prostu: „Włóczykije”.Mimo, iż umawialiśmy się, że idziemy razem i jednym tempem, to emocje zwyciężają. Nasz kolega Rysio Dąbrowski, tak wyrwał, że mowy o wspólnym marszu nie było. Koleżanka Ala Piotrowska też pomknęła do przodu, a ja niesiona dopingiem pozostałych koleżanek, że jej nie dogonię pomknęłam za nią.
Pościg rozpoczęłam przy restauracji „Pryma” i dopiero za przyrządami do ćwiczeń w okolicach Kamionka zrównałyśmy krok. Oczywiście mogłam biec i w prosty sposób ją dogonić, ale jak marsz, to marsz. Rozpędzona zaproponowałam byśmy wyminęły idące przed nami trzy panie z dwójką dzieci. Niestety koleżanka stwierdziła, że ona idzie swoim tempem, a ja jak chcę,to mogę ich gonić. Nie było to trudne, jednak gdy dogoniłam,wdałam się w rozmowę. Maszerowałam z mieszkankami Jednorożca i z zaciekawieniem słuchałam, że dzieci trzeba wyciągać z domu i pokazywać im pełen uroku świat. W miłym towarzystwie dotarłam do restauracji „Zacisze” i tam pożegnałam. Postanowiłam poczekać na koleżanki, by jak na „Włóczykije” przystało ciągnąc kijki wspólne wejść na metę.Jednak krzyki, że za chwilę ruszać będą biegacze sprawiły, że nie czekając na koleżanki ruszyłyśmy na metę. Tam czekały na nas brawa, pamiątkowy medal osobiście zawieszony przez Starostę Pana Jarosława Matłach oraz uścisk dłoni Pana Jerzego Cimoszyńskiego dyrektora PCSTiR. Bieg Główny porwał olbrzymią rzeszę uczestników, ale nie kazali oni na siebie długo czekać gdyż pierwszy zawodnik zameldował się na mecie po 16 minutach i 26 sekundach. Miło gościć gości wśród startujących, ale patriotyzm lokalny i tak sprawiał, że wyczekiwaliśmy „naszych”. Jako pierwszy z „naszych”zameldował się Dariusz Wędrowski, potem dostrzegłam Rafała Kota,który po minięciu mety wrócił na trasę, by wspierać biegacza z nr 172. Piękna postawa i moim wrażliwym okiem dostrzeżona. Zawodnicy na mecie meldowali się różnorodnie,na kilku ojców czekały przyodziane w biegowe koszulki pociech, by wspólnie przekroczyć metę mocno trzymając tatę za rękę. Była też chłopiec na hulajnodze, niemowlę w wózku w gronie Klubu Biegacza Jurund Szczytno... I wreszcie wyczekiwany Artur Trochimowicz, który trzymając za rękę zawodniczkę z nr 214 przekroczył linię mety. Impreza rozgrzała i rozpaliła, a kąpiel Morsów te emocje pogłębiła. Gratulacje dla organizatorów, ukłony dla sponsorów, brawa dla gości,że chcieli z nami czcić dzień niepodległości.
Grażyna Saj-Klocek