Lipiec roku 1963. Moje ostatnie wakacje przed rozpoczęciem studiów. Spędziłem je w Międzyzdrojach. Właśnie zdałem egzamin wstępny na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej; zaraz po otrzymaniu matury.
Był to rozszalały dla młodych czas big beatu. Gwiazdy polskiego rock and rolla jak Bogusław Wyrobek (śpiewał „Dianę” – piosenkę Paula Anki), Michaj Burano, Karin Stanek, czy wiecznie młody Wojciech Gąsowski; to był nasz świat. Trudno dziś uwierzyć, że wciąż popularny Gąsowski („Gdzie te prywatki”), w czerwcu tego roku, skończy sześćdziesiąt osiem lat.
Mieszkając w Szczytnie, miałem do niedawna znakomitą okazję, raz do roku, powspominać czasy owe, w towarzystwie najwyższego autorytetu w dziedzinie muzyki tamtych lat – Marka Gaszyńskiego. Marek regularnie przyjeżdżał do Szczytna jako juror letniego Konkursu Klenczonowskiego, który w 2010 r. się nie odbył. Dla przypomnienia – to Marek Gaszyński jest autorem tekstu piosenki „Gdzie te prywatki”.
W roku sześćdziesiątym trzecim wszedł na polskie ekrany brytyjski film muzyczny „Zabawa na sto dwa” (tytuł oryginalny – „It’s Trad Dad”) z udziałem takich światowych gwiazd piosenki bigbeatowej jak Helen Shapiro, Gene Vincent, czy wynalazca twista (taki taniec) Chubby Checker. To było nasze pierwsze wizualne zetknięcie z wielkim światem popularnej muzyki. Film ten obejrzałem – oczywiście kilka razy – właśnie w Międzyzdrojach. Tamże, niedaleko kina, funkcjonował modny wówczas wynalazek „Non Stop”, czyli dancing na wolnym powietrzu, pod namiotem, gdzie grały do tańca najlepsze rodzime zespoły beatowe. Tamtego lata królował na estradzie zespół „Luxemburg Combo” z zapomnianym dziś nieco, znakomitym piosenkarzem o pseudonimie Toni Keczer. Król estrady naprawdę nazywał się Antoś Kaczor. Dwa lata temu zmarł w wieku siedemdziesięciu czterech lat.
Tamże – w Non Stopie - odbył się wielki konkurs taneczny. Miał on wyłonić najlepszych wykonawców modnego wówczas twista. Wziąłem w nim udział, mając za partnerkę swoją młodszą siostrę. No i… wygraliśmy! Otrzymałem wówczas tytuł „Mister Twister 63”, co łączyło się z sezonowym, codziennym, darmowym wstępem pod namiot Non Stopu. Jakże ważna nagroda wakacyjna dla maturzysty! Dziś, w epoce telewizyjnego „Tańca z gwiazdami”, z dumą wspominam ów rok, żałując, że wysokie jury - z panią Beatą Tyszkiewicz na czele - nie mogło mnie zobaczyć i ocenić w tamtych latach.
Skończyły się wakacje i od października rozpoczęły się pierwsze zajęcia na Politechnice. Zatem jeszcze kilka wspomnień akademickich. Jeśli chodzi o słuchanie muzyki, to nic się nie zmieniło. No może tylko to, że w środowisku moich kolegów ulubionym programem telewizyjnym był „Kabaret Starszych Panów”. Toteż poza rock and rollowym mocnym uderzeniem lubiliśmy posłuchać „Addio pomidory”, czy „Odrażającego Draba”. Jeśli chodzi natomiast o polski big beat, to wkrótce ogarnął nas szał uwielbienia dla powstałego w roku 1965 zespołu „Czerwone Gitary”. Piosenki Klenczona, czy Krajewskiego śpiewaliśmy podczas wszystkich wakacyjnych praktyk studenckich.
A podczas zajęć akademickich? Ano bywało czasem i śmieszno, i straszno. Oto jedno ze wspomnień.
Mieliśmy taki przedmiot – organizacja placu budowy. Wykładowcą był Pan Profesor, o którym mówiono, że tytuł profesorski uzyskał z racji swoich zasług w tworzeniu, w latach czterdziestych, słynnych trójek murarskich. Ponoć był autorem trójkowego sposobu murowania. Profesor uwielbiał systematyzować wiedzę; trochę na wzór przyjęty w armii. Jego skrypty do złudzenia przypominały regulaminy wojskowe i żeby zdać u Pana Profesora egzamin, należało wyryć się owych schematów na pamięć. Do dzisiaj pamiętam jak musiałem wyliczyć rodzaje koparek. Otóż różnica między nimi polega na tym jak pobierają ziemię i jak ją odrzucają. Ogólnie rzecz ujmując biorą ją one w kierunku od siebie lub pod siebie i wyrzucają za siebie lub także przed siebie. Zatem do obowiązku studenta należało wyrecytować, według skryptu, że koparki dzielą się na:
1. przedsiębierną – zasięrzutną, 2. przedsiębierną – przedsięrzutną, 3. podsiębierną – zasięrzutną i 4. podsiębierną – przedsięrzutną.
Rytm jak w bigbeatowej muzyce. Coś z twista.
Andrzej Symonowicz