Podobno o naszym człowieczeństwie świadczy to, jaki mamy stosunek do zwierząt. Niestety, życie pokazuje, że nie jest z tym u nas najlepiej i daleko nam jeszcze do bardziej cywilizowanych krajów. Świadczą o tym drastyczne przypadki porzuceń czworonogów w lasach oraz przy drogach. Pracownicy schroniska w Szczytnie i członkowie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami ciągle spotykają się z sytuacjami świadczącymi o ludzkim okrucieństwie, nieodpowiedzialności, a nawet zwykłej głupocie.

limg("16_FOTO A.JPG", "Kocur porzucony przy drodze na Olsztyn w worku (na zdjęciu pokazuje go Sylwia Warczak - Chojnacka)

znalazł dom w Lipowej Górze Wchodniej, stając się ulubieńcem Dominiki i jej rodzeństwa");

KOT W WORKU

Jeszcze do niedawna panowało powszechne przekonanie, że najwięcej porzuceń zwierząt jest w okresie letnim, kiedy jadący na urlop właściciele, chcąc pozbyć się kłopotu, po prostu zostawiają w lesie swojego do niedawna ulubionego psa czy kota, skazując go na pewną śmierć. Tymczasem takie zachowania stały się niemal normą, i to nie tylko w wakacje.

- Teraz to już powszechne zjawisko, niezależne od pory roku – mówi wolontariuszka ze szczycieńskiego schroniska „Cztery Łapy” Sylwia Warczak – Chojnacka. Wystarczy podać przykłady tylko z ostatnich dni. W sobotę 18 lutego późnym popołudniem jadący w kierunku Olsztyna mężczyzna znalazł przy drodze porzuconego kota. Zwierzę ktoś najpierw wsadził do worka, potem wyrzucił do przydrożnego rowu. Kot zdołał się uwolnić i wskoczył na pobliskie drzewo. Nie wiadomo, ile czasu na nim spędził, cały zziębnięty i wystraszony. Mężczyzna, który go zauważył powiadomił Krystynę Lis ze szczycieńskiego Urzędu Miejskiego. Zwierzak od razu znalazł tymczasowy dom, otrzymał pomoc lekarską i został dokładnie przebadany.

- Okazało się, że był zadbany i zdrowy. Widać, że miał swój dom i opiekunów – opowiada Sylwia Warczak – Chojnacka. Po kilku dniach kocur trafił do rodziny z Lipowej Góry Wschodniej. - Powoli się tam aklimatyzuje i czuje się dobrze – zapewnia pani Sylwia. Pani Bogusława, która przygarnęła kota mówi, że największą radość jego pojawienie się w domu sprawiło dzieciom. Rudzielec od razu stał się ich ulubieńcem.

PSIAK ZE ZŁAMANĄ ŁAPĄ

Tego samego dnia strażnicy leśni w Gizewie natknęli się na kilkumiesięcznego szczeniaka. Piesek miał złamaną tylną łapkę. Ktoś nieudolnie usztywnił ją kijkami i, najprawdopodobniej nie chcąc ponosić kosztów leczenia malucha, wyrzucił go do lasu. Psiak miał szczęście, że trafili na niego strażnicy. Szczeniak został przewieziony do szczycieńskiego schroniska. Tu lekarz weterynarii założył mu gips z prawdziwego zdarzenia. Zwierzak jest w trakcie leczenia i czeka na nowego, odpowiedzialnego opiekuna.

Biorą, potem porzucają

- Najbardziej przeraża mnie to, że ludzie porzucają zwierzęta, które sami wcześniej wzięli i traktowali jak domowników. W większości te psy i koty są zadbane, widać, że miały właścicieli – mówi Sylwia Warczak – Chojnacka. Sama wiele razy miała do czynienia z przypadkami porzuceń.

- Kiedyś wybrałam się na grzyby w okolicę Jerutek. Znalazłam sześć szczeniąt, które wydostały się z worka i biegały po lesie – opowiada. Psiaki były wychudzone i pełne kleszczy. Na szczęście cztery jeszcze tego samego dnia trafiły do nowych właścicieli, dwa do schroniska. Zdarzają się też przypadki, kiedy opiekun sądzi, że postępuje właściwie, oddając czworonoga do schroniska. Jednak często robi to w sposób zagrażający życiu zwierzęcia. Tak było podczas niedawnej fali siarczystych mrozów, kiedy wieczorem ktoś zostawił pod schroniskiem karton z małym szczeniakiem. „Czuły” opiekun wypisał nawet imię pieska, nie pomyślał tylko, że podrzucając malucha wieczorem w duży mróz, skazuje go na pewną śmierć, bo schronisko było już o tej porze zamknięte. Szczęśliwym trafem, przypadkowo przebywał tam jeszcze pracownik, który zauważył pieska.

- Ludzie często zostawiają zwierzęta pod schroniskiem, co nie jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza teraz, gdy na wyremontowanej ulicy panuje duży ruch – mówi wolontariuszka, prosząc, by tego nie robili. Są też i tacy, którzy po prostu przerzucają czworonogi przez ogrodzenie, powodując różnego rodzaju urazy.

BRAK WRAŻLIWOŚCI

Jak mówi Sylwia Warczak – Chojnacka, trudno oszacować liczbę porzuceń zwierząt, ale jest ich bardzo dużo.

- Myślę, że wynika to z braku wrażliwości. Nawet jeśli dla kogoś zwierzak zaczyna stanowić problem, to przecież jest mnóstwo innych sposobów na jego rozwiązanie.

Podpowiada, że można bezpłatnie umieścić ogłoszenie o chęci oddania psa czy kota w schronisku, które odwiedza wiele osób myślących o adopcji. Taki anons można też zamieścić np. w gazecie albo choćby w sklepie zoologicznym. Czasem wystarczy tylko spytać sąsiadów lub znajomych, czy nie chcą wziąć pod swój dach czworonoga.

Część porzucanych zwierząt, dzięki dobrym ludziom i szczęśliwym zbiegom okoliczności, udaje się uratować. Niestety, bywa też i tak, że pomoc przychodzi za późno. Tak było w przypadku kota znalezionego w czasie mrozów na ul. Polskiej. Chory, skrajnie wyziębiony i wycieńczony zwierzak leżał w widocznym miejscu, mijany obojętnie przez przechodniów. Z pomocą przyszły mu członkinie TONZ. Niestety, ratunek okazał się spóźniony. Zwierzak otrzymał pomoc weterynaryjną, znalazł się dla niego nawet tymczasowy dom. Chory kot jednak nie przeżył.

- Jego widok był przerażający. Do dziś mam go w pamięci – wspomina nasza rozmówczyni. Jej zdaniem problem bezdomnych i porzucanych zwierząt można by było ograniczyć, gdyby powszechnie stosowano u nas ich sterylizację i kastrację. Takie działania podejmuje TONZ.

- Tam, gdzie żyją bezdomne koty dokarmiane przez ludzi, wykonujemy takie zabiegi na koszt towarzystwa – mówi prezes szczycieńskiego oddziału TONZ Ewa Czerw. Dodaje, że przydałaby się u nas, na wzór krajów zachodnich, straż dla zwierząt, interweniująca np. w przypadkach znęcania się nad czworonogami. Obecnie jej rolę pełnią inspektorzy TONZ wraz ze strażą miejską lub policją.

- Staramy się, aby przeszkolić w tym kierunku 2 – 3 osoby, które miałby uprawnienia do interwencji – mówi Ewa Czerw. Apeluje też do mieszkańców, by widząc chore lub porzucone zwierzę, nie przechodzili obok niego obojętnie. Najlepiej w takiej sytuacji zawiadomić straż miejską, schronisko, albo Urząd Miejski.

Ewa Kułakowska