"Kurek", zapuszczając się w okolice miejskiej targowicy, napotkał znajomego, który wybrał się tutaj, aby sprawić sobie tanie buciki, takie za 20, góra 25 zł.
Czym to grozi, o tym za chwilę. Tymczasem nasz znajomy, zachwalając miejską targowicę twierdził, że warto tutaj kupować, gdyż jest tu wielka obfitość obuwia, a kilka stoisk prześciga się sortem, fasonem i ilością oferowanego towaru. Największe z nich znajdują się zaraz u wejścia, jak również i z drugiej strony - u wyjścia.
Hmm, "Kurek" również czasami zaopatrywał się na targowisku, ale zawsze przy stoisku obok sklepu GS-u zwanym powszechnie "Rolnikiem".
Tym razem próbujemy jednak inaczej. Wchodzimy na plac targowy od strony apteki "Słonecznej", ale - choć rozglądamy się dookoła - butów raczej nie widać. Zamiast nich, wzrok przyciąga, mamiąc orgią kolorów coś takiego - fot. 1.
Najrozmaitsze misiaczki, lwy i inne bliżej niezidentyfikowane pluszaki.
Ponieważ w gronie bliskich znajomych urodził się niemowlaczek, to pytam po ile te maskotki.
- Jakie, panie, maskotki? - odpowiada zdziwiony pan Michał, który obsługiwał stoisko.
- No, jak to jakie, te, co tu wiszą na sznurkach - mówię, wskazując ręką, a on swoje, że żadnych maskotek nie sprzedaje.
I już ściąga dwa okazy pluszowych lwów, aby zademonstrować mi, co to takiego - fot. 2.
Są to po prostu bambosze! Do chodzenia po domu, a doskonale sprawdzają się tam, gdzie są zimne podłogi. Kosztują niewiele - 28 zł. Co ciekawe, nie są bynajmniej dla dzieci, a dorosłych!
- Faktycznie, są bardzo przyjemne w noszeniu, takie mięciutkie, ale u mnie w domu, gdy je założę, aż nadto grzeją - mówi pani Urszula, przymierzająca akurat kozaczki i dodaje:
- Szkoda, że nie są przystosowane do chodzenia po ulicy, bo wówczas nigdy stopa by nie zmarzła.
Jeszcze bardziej kolorowe i bardziej fantazyjnych kształtów są bamboszki dla dzieci. Głównie w kolorze jaskrawej czerwieni, w której, jak pamiętam z czasów dzieciństwa, lubowałem się ogromnie - fot. 3.
Buty zwykłe, do codziennego chodzenia po miejskich chodnikach też tu są. Nieco wyższe, z futerkiem, w sam raz na zimę i na grubej antypoślizgowej podeszwie. Kosztują jednak już znacznie drożej.
UWAGA, ŚLISKO!
Nie tak dawno temu, bo w sobotę 5 listopada "Kurek" obserwował niepodległościowe biegi organizowane przez "Nawę" i "Amatorski Klub Biegacza". Idąc po zakończeniu zawodów do sali, gdzie wręczano medale oraz puchary nieomal wywinąłem u wejścia kozła. Tak śliskie, jak mniemałem, było podejście. Gdy w niedługi czas potem, zapomniawszy o zdarzeniu, wychodziłem z sali, znowu - szust! I zjechałem w dół, w kaskaderskiej pozie, takiej jak demonstruje to Patryk na fot. 4.
Tego dnia pomagał on organizatorom zawodów w charakterze wolontariusza.
Kiedy zjawiłem się w tym samym miejscu po weekendzie i jeszcze raz spróbowałem podejść po pochylni, by upewnić się, nim udam się do dyrekcji szkoły z pretensjami, czy faktycznie jest tu tak ślisko, stało się zgoła coś dziwnego.
Tym razem podejście okazało się być normalnym, takim jak każde inne i ani mowy o tym, bym mógł zjechać na podeszwach w dół.
- W czym rzecz? - zastanawiałem się, nie mogąc rozgryźć zagadki.
Po konsultacjach z fachowcami, w tym z szewcem, okazało się, że za ów poślizgowy incydent winę ponosiło nie podłoże, a tani sort obuwia. Gdy byłem tu pierwszy raz miałem na nogach buty za 20 zł. Ich podeszwy ścierają się w błyskawicznym tempie i zaraz robią się niebezpiecznie śliskie. Ot, w czym rzecz!
MOHEROWE BERETY
Jak wygląda moherowy beret i jaką ostatnio robi karierę - wie każdy. Być zatem na miejskiej targowicy i nie zapytać o ów rodzaj nakrycia głowy, byłoby wielkim niedopatrzeniem. Ba, w gąszczu oferowanego tu dobra, znaleźć odpowiednie stoisko nie jest tak łatwo.
- Panie, niemodne, to i nie sprowadzam - mówi jedna z pań parająca się sprzedażą rozmaitych nakryć głowy.
Po dłuższych poszukiwaniach wreszcie jednak znajdujemy.
W małym zakątku widać nieduże stoisko z różnobarwnymi moherowymi beretami i to z antenką, czyli w najmodniejszym obecnie fasonie - fot. 5.
Ogląda je pani Ula, poznana wcześniej przy stoisku z butami.
Kręci jednak nosem. Nie kupi, mimo że są tak trendy, bo wolałaby coś bardziej młodzieżowego.
"Kurek" pyta jeszcze panią obsługującą stoisko, jak idą, czy może byli tu tacy, którzy posłuchali wiadomego apelu i zakupili berety, aby wysłać je do niedoszłego prezydenta Tuska?
- Są i owszem kupowane, ale czy dla Tuska, tego akurat nie wiem. W Warszawie, gdzie się w nie zaopatruję, mówią, że idą jak woda!
PS.
Jak podaje internetowa encyklopedia-słownik PWN moher to "wełna kóz angorskich; przędza z tej wełny" lub "wyrób z przędzy moherowej, np. sweter, szalik". Ci z PWN są jakby nie na czasie, bo nic nie piszą o moherowych beretach z antenką.
WIEDZA TO ZDROWIE
Kilka dni temu odwiedziłem księgarnię przy ul. Polskiej. Szykowała się mała wyprawa w nieznane okolice, więc trzeba było zaopatrzyć się w szczegółową mapę szczycieńskich przyległości. Są tam takie, a oprócz tego jeszcze i... owoce.
- Jak to? - zdziwił się mój kolega, gdy mu o tym opowiadałem.
- Żeby z księgarni robili warzywniak?
Nic podobnego.
Kupując tutaj np. książkę, mapy itp., dostajemy w prezencie piękne jabłuszko z koszyczka, od nie mniej pięknych dziewcząt. Kto nie wierzy, niechaj patrzy - fot. 6.
Agnieszka podaje towar z niemałym ładunkiem wiedzy, zaś Mirka ofiarowuje jabłuszko, a wszystko to, w myśl akcji, którą obrazuje takie równanie: jabłko + książka = zdrowie i wiedza.
"Kurkowi" bardzo się to spodobało. Może w innych szczycieńskich placówkach handlowo-usługowych pojawią się podobne inicjatywy?
2005.11.23