- Na cmentarzu kopią doły - zaalarmował telefonicznie redakcję zaniepokojony Czytelnik.
No tak - pomyślałem sobie - jak tu podzielać czytelniczy niepokój, skoro kopanie dołów akurat na cmentarzu to nic zatrważającego, a zwykła codzienność.
- Przecież pochówku inaczej dokonać nie sposób - odpowiedziałem do słuchawki, sądząc, że uspokoję tym rozemocjonowanego Czytelnika.
- Ba, ale jakie tam kopią doły. Ogromne, jakby na zbiorowe mogiły, a w dodatku wkładają w nie jakieś rury - nie dał za wygraną mój rozmówca i porosił, aby "Kurek" sprawdził, co się tam naprawdę dzieje.
Cóż, nie było wyjścia. Aparat oraz notatnik w dłoń i jazda na miejską nekropolię!
Gdy stawiliśmy się na miejscu, robotnicy już właśnie kończyli zasypywanie dołów, w których zakopali... dość spore zbiorniki odpływowe.
Po jednym przy każdym z wejść do starej części cmentarza.
Do tej pory były tam i są nadal (tak jak i na nowej części) punkty czerpania wody - krany z małymi betonowymi zbiorniczkami pod spodem, ale bez odpływu.
- Zdarzało się tak, że ktoś zapomniał zakręcić kran i woda, wypełniwszy zbiornik, lała się godzinami przez jego krawędzie, zalewając całą okolicę - powiedział "Kurkowi" jeden z pracowników.
Teraz te zbiorniczki wyposażono w kratkę ściekową - fot. 1.
Dalej, poprzez syfon, połączono je z biegnącymi pod ziemią rurami odprowadzającymi wodę do znacznie większych, także podziemnych zbiorników odpływowych. Dało to w rezultacie coś na kształt lokalnej sieci ściekowej. To na początek, później odpływy wykona się na nowych częściach nekropolii.
PARASOL OCHRONNY
Wiadomo, sezon letni się zaczął, więc ruch wszelkich pojazdów jest wzmożony, przez co mamy więcej kolizji, zwłaszcza z udziałem pojazdów jednośladowych. Dlatego, jak sądzę, ktoś zapobiegliwy położył na jezdni ul. 1 Maja ochronny parasol - fot. 2.
Ale czy to aby na pewno zapobiegnie wypadkom?
NISKO GALOPUJĄCE KONIE I CWANY TRAKTORZYSTA
Inna scenka, również z ulic naszego miasta.
Oto drogowy znak, umieszczony na takim poziomie, że już niżej nie można - fot. 3.
Dlatego, jak myślę, ostrzega on przed nisko galopującymi konikami (i ciągnikami).
Oczywiście to żart, bo tak naprawdę ów znak na niskim pułapie przebywał tylko krótką chwilę i zaraz został umieszczony przez pracowników drogowych na właściwym poziomie (tuż obok na słupie energetycznym).
Obserwując scenkę pomyślałem tak: dopóki znak spoczywa na chodniku, no to nie obowiązuje, więc w tym czasie ciągnik albo furmanka mogłaby tędy przemknąć bezkarnie.
Tyle żeby do tego doszło, musiałby nastąpić rzeczywiście rzadki splot okoliczności i raczej nie ma sensu czatować z aparatem gotowym do strzału...
Ale czy na pewno?
Popatrzcie sami, Szanowni Czytelnicy, jak pewien kierowca-chytrusek wykorzystał moment (biała strzałka) - fot. 4.
Śmignął główną ulicą miasta, nim pracownicy zdołali się uporać z zawieszeniem znaku i tyle było go widać, choć dysponował powolnym raczej pojazdem.
BIAŁE POMIDORY
Lato już w pełni, a w lasach są nie tylko poziomki i jagody, bo pokazała się także kurka, czyli tzw. pieprznik jadalny. Są podobno, choć sam jeszcze na nie nie trafiłem, pierwsze koźlaki.
Ktoś, kto nie lubi hasać po borach może co nieco z leśnego runa kupić na miejskiej targowicy.
Dorodne jagody kosztują 8 zł za litr. Podobnie poziomki, a poza tym jest tu wielki wybór wszelkiego warzywa oraz owoców i to dość tanich.
Czereśnie w sklepach spożywczych i supersamach kosztują od 6,50 do 8,50 zł za kg, zaś na targowicy od 4 do 6,50 zł, a dodatkową atrakcją jest to, że owoców można spróbować.
Są też oczywiście i pomidory - od 4 do 4,50 zł za 1000 g.
Choć muszę przyznać, iż dość niezwykłe (patrz - fot. 5.), bo dotąd takich nie widziałem.
ZMIENNA AURA
Zapewne nasi Czytelnicy pamiętają, jakie to kłopoty miał MOS urządzając minionej zimy lodowisko. Podejmował kilka prób, z których nareszcie jedna się powiodła - wylana woda zamarzła w dosyć równą taflę, więc dzieciaki i młódź ślizgały się po niej, ale półtora dnia zaledwie, bo wnet przyszła odwilż.
Coś podobnego spotkało MOS i latem.
Z nastaniem wakacji jego pracownicy urządzili bowiem miejskie kąpielisko.
Ho, ho! Wyposażone nie tylko w boje wyznaczające miejsce do brodzenia i pływania, ale nawet ratownika, odpowiedni zestaw flag i ratunkowe koła (aż dwa). W niedzielę (19.06), później w poniedziałek oraz wtorek kąpielowiczów było sporo - fot. 6.
Ba, od środy puchy - pogoda nie dopisała i kiedy zjawiłem się na plaży, zobaczyłem tylko czerwoną flagę oraz dwa osamotnione koła ratunkowe na molo.
Patrzę i sprawdzam - oba do niczego nie zostały przymocowane, więc jeśli nie zdmuchnie ich wiatr, a mocno dął tego dnia, to zaraz ktoś je podprowadzi, choćby i dla żartu. I już w myślach układałem tekst o tym, jak to MOS dba o swój sprzęt, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł przede mną ratownik i pyta, co ja tam majstruję przy kołach.
Co się okazuje? Ano ratownik pełni dyżur codziennie, od dnia otwarcia kąpieliska, i to zupełnie niezależnie od panującej pogody i frekwencji.
- Czy to słota, czy spiekota czuwam na plaży, nawet jeśli nikt się nie kąpie - tłumaczy "Kurkowi".
Skoro plaża została otwarta, to ratownik być musi, dzień w dzień od 10.00 do 18.00.
Wkrótce pogoda ma się znacznie poprawić i znowu nadejdą upały. A w takie dni aż roi się wzdłuż brzegów Jez. Świętajno (Narty) - fot. 7.
Trochę to dziwi, bo choć woda w akwenie jest ciągle kryształowo przejrzysta, to, niestety, w odróżnieniu od Szczytna trzeba płacić za wstęp na plażę. Aż 3 zł muszą wybulić dorośli, a 2 zł dzieci (niby mniej wypierają wody?). Dodatkowo umknie nam jeszcze z portfela 5 zł za zaparkowanie pojazdu i to nie gdzieś na utwardzonym placu, a na leśnej, pełnej wykrotów, polanie, że aż strach wjeżdżać na taki teren. A i to nie wszystkie koszty, bo przecież za darmo nikt nam nie wypożyczy kajaka, deski windsurfingowej lub łódki.
O tym, dlaczego, mimo tak słonych opłat, jest tam tłoczno, za tydzień. "Kurek" podpatrzył, jakich to sposobów imają się niektórzy kąpielowicze chcący uniknąć "zbędnego" wydawania pieniędzy.
2005.07.06