W dniu 26 lipca mąż został ukąszony przez osę i stracił przytomność. Ponieważ jest uczulony na ukąszenia, musi otrzymać natychmiastową pomoc. Miał duszności i wysypkę. Nie wzywając karetki, żeby było szybciej, sama zawiozłam go do szpitala. Tam spotkało mnie ogromne rozczarowanie. Panie na izbie przyjęć nie były zainteresowane pacjentem. Tłumaczyłam im, że już wcześniej po ukąszeniu przez owada miał problemy, tracił przytomność, odczuwał duszności i leżał nawet w szpitalu. Mimo to odesłały nas na ulicę Kościuszki do przychodni. Zdenerwowana i przestraszona nawet nie pamiętam, jak jechałam. Z przychodni na Kościuszki panie odesłały nas do Elmedu. Kiedy tam dojechaliśmy, odetchnęłam z ulgą. Mąż został natychmiast przyjęty przez lekarza i otrzymał pomoc doraźną. Mimo to karetka została wezwana do przychodni, bo mąż nadal źle się czuł. Ponownie trafił więc na izbę przyjęć. Jestem oburzona całą tą sytuacją. Czy służba zdrowia ma dużo pieniędzy, czy szpital tak powinien udzielać pomocy? Czy musiałam robić wycieczkę po Szczytnie, żeby mąż został wreszcie przyjęty? Nie mogę tego zrozumieć.
Zofia Popsuj, Szczytno.