Cukinia nad cukiniami

Nasza Czytelniczka, pani Elżbieta Laskowska uprawia działkę od blisko 40 lat, ale nie zdradza jej lokalizacji w obawie przed zazdrośnikami. W korespondencji do nas pisze, że natura niezwykle ją zaskoczyła, gdyż na uprawianej przez nią ziemi wyrósł olbrzymi okaz warzywa. Początkowo nie dbała o roślinę. Pilnowała jedynie, aby nie utonęła w chwastach i to wszystko, gdyż owoc jaki się na niej pojawił był bardzo mizerny. Jednak ku jej zaskoczeniu, choć rósł powoli to powiększał się ustawicznie, aż w końcu osiągnął niebywałe rozmiary i wagę - 4,35 kg! O jakim warzywie mowa? O rekordowej cukini – fot. 1. Zdjęcie przedstawia Elżbietę Laskowską i jej ogromne warzywo. Rzeczywiście jest co podziwiać.

OKAZ PODZIEMNY

Gdy jedni, uprawiając działkę, uzyskują potem wspaniałe okazy roślin naziemnych, inni znajdują nie mniej ciekawe, ale martwe przedmioty pod gruntem. Inny nasz Czytelnik pan Andrzej Kobyliński natrafił właśnie na intrygujące znalezisko przekopując swoją działkę przy ul. Drzymały.

Od jakiegoś czasu uprawia tam niewielki warzywniak, ale tego lata postanowił go nieco powiększyć. Dodajmy, co jest kolejną ciekawostką, że pan Andrzej ma już na karku ponad 80 lat, ale mimo to jeszcze mu się chce i co najważniejsze wciąż ma tyle sił, aby przewracać łopatą ziemię. Właśnie w trakcie takiej roboty, w miejscu gdzie nikt nie grzebał w ciągu ostatnich 50 lat, ni stąd ni zowąd wykopał aluminiową łyżkę - fot. 2. Ponieważ nie była ona zwykłych kształtów, bo z dość dużym czerpakiem i charakterystyczną, choć raczej niespotykaną w przypadku sztućców kulką na końcu trzonka, zastanawiał się, z jakich czasów może ona pochodzić i czy przypadkiem nie jest jakimś skarbem archeologicznym. Gdy jednak nic mu nie przychodziło do głowy, o pomoc w rozwiązaniu zagadki zwrócił się do naszej redakcji.

ROSYJSKA ŁYŻKA

No tak, my też nie jesteśmy specami od archeologii, ale od czegóż jest wszechwiedzący internet. Szperając po jego niezliczonych stronach w końcu natrafiliśmy na pewien trop. Maleńką fotografię podobnej łyżki prezentowanej na wojskowej wystawie w poznańskiej Cytadeli. Pokazywano na niej rozmaite akcesoria żołnierskie różnych armii, nieomal z całego świata, tyle że nie dotyczące militariów, a... kuchni, ponieważ żołnierz nie tylko strzela, ale by mieć siły do walki, musi także jeść. Niestety fotografia eksponatu była tak mała, że na jej podstawie nie można było mieć pewności, czy przedmiot wykopany z ziemi przez naszego Czytelnika to to samo, czyli aluminiowa łyżka żołnierza carskiej armii.

Tymczasem rozwiązanie zagadki przyniosło dość przypadkowe wejście na internetową stronę muzeum w Przasnyszu, na której natrafiliśmy na duże fotografie prezentujące łyżki żołnierzy rosyjskich - fot. 3. Pierwsze zdjęcia ukazywały jednak pewne różnice - o ile części, którymi czerpie się zupę były identyczne, to różniły się trzonki. Jednak na kolejnych ilustracjach prezentujących żołnierskie kociołki, w których wojacy warzyli sobie rozmaite potrawy zauważyliśmy identyczną łyżkę z charakterystyczną kulką na końcu. Tak, to było to – znalezisko naszego Czytelnika! Tak oto rozwiązaliśmy zagadkę archeologiczną z ul. Drzymały – łyżka wykopana przez pana Andrzeja Kobylińskiego pochodzi z czasów I wojny światowej. Zwyczajowo żołnierze rosyjscy nosili schowaną za cholewę buta, no i jako jedyni używali tylko pojedynczego sztućca. W pozostałych armiach walczących w czasach I wojny światowej na wyposażeniu były tzw. niezbędniki, czyli łyżka, widelec i nóż w jednym.

CHODNIK NIE DO CHODZENIA

Redakcję odwiedzają rozmaici Czytelnicy, niekoniecznie z ciekawostkami, bo są też i tacy, którzy dzielą się z nami uwagami w przedmiocie rozmaitych bolączek nękających ich np. w miejscu zamieszkania. Z takim problemem zwrócił się do nas pan Krzysztof Kocieński z ul. Broniewskiego.

Otóż skrzyżowanie tej ulicy z ul. Solidarności jest jego zdaniem dość niebezpieczne, co obrazuje kolejne zdjęcie – fot. 4. Wysoki żywopłot, a właściwie krzaki mocno ograniczają widoczność i nie wiadomo, czy akurat coś nie jedzie od strony ul. Broniewskiego. Trudno nie podzielać tej opinii, ale i tak to tylko część problemów komunikacyjnych w tym miejscu. Od przeciwnej strony jest także wiele rzeczy do poprawienia - fot. 5. I chodzi już nie tylko o to, że w trotuarze brakuje wielu płytek chodnikowych, wskutek czego chodzenie po czymś takim bywa uciążliwe, a o to, że odcinek na samym zakręcie jest bardzo wąski.

Gdyby zaś jeszcze i tego było mało, dodajmy, że pośrodku lokalnego zwężenia idiotycznie stoi znak drogowy – czerwona strzałka na fot. 5. Przejście po takim chodniku nie jest możliwe, a co mają robić np. mamy prowadzące dziecięcy wózek?

Kilka dni temu, jak mówi nam Piotr Kocieński, mało brakowało, a w miejscu tym doszłoby do tragicznego wypadku. Pewna kobieta, pchając wózek z dzieckiem, z powodu braku miejsca zjechała na asfalt i wówczas tylko o przysłowiowy włos minął ją nadjeżdżający z naprzeciwka samochód.

ZAPOMNIANY ZAKĄTEK

Ulica Broniewskiego leży właściwie już na krańcach miasta, no i wskutek tego, jak sądzi nasz Czytelnik, żadne miejskie służby tu nie zaglądają, przez co mamy do czynienia z takimi kwiatkami i to niebezpiecznymi. Gdy zjawiliśmy się w urzędzie usłyszeliśmy, że jeszcze tego samego dnia ruszy ekipa, która przestawi znak i zwróci właścicielowi narożnej posesji uwagę, aby ostrzygł on krzaki. Co do wąskiego lokalnego przewężenia chodnika na styku ul. Broniewskiego - Solidarności to sprawa jest już poważniejsza. W grę wchodzą dwa rozwiązania - albo uda się nakłonić właściciela posesji do odstąpienia kawałka gruntu, albo chodnik poszerzy się kosztem ulicy. Tak czy siak wymaga to jednak czasu, więc dopóki nic się w tym miejscu nie zmieni, trzeba po prostu uważać, a najlepiej nadłożyć nieco drogi i chodzić drugą stroną ulicy, gdzie położono niedawno elegancki i równy trotuar.

BŁYSKAWICZNA AKCJA

Znając rychliwość miejskich służb, mieliśmy pewne wątpliwości co do tego, czy aby pospieszą one bez zwłoki w opisywane miejsce aby przestawić znak i usunąć wysokie chwasty z chodnika.

I co? Ku naszemu zaskoczeniu, zjawiając się nazajutrz na skrzyżowaniu ul. Broniewskiego z Solidarności, zauważyliśmy, że obiecane prace zostały jednak wykonane – fot. 6. Teraz pozostaje liczyć na to, że zostaną także ostrzyżone krzewy na prywatnej posesji.