Kilkanaście dni temu odszedł z tego świata Witek Szypszak. Zmarły był przed 30 laty współtworcą NSZZ „Solidarność” w szczycieńskiej „Unimie” i pierwszym przewodniczącym związkowej Komisji Zakładowej w tym przedsiębiorstwie.
Miał także swój niekwestionowany udział w powstaniu ogniw „Solidarności” w innych zakładach Szczytna i powiatu. Był wreszcie autorem koncepcji powołania Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność”skupiającej miejscowe i powiatowe komisje zakładowe Związku. Odszedł ktoś, kto trwale wpisał się w historię miasta. Ktoś, kto kojarzony jest jednoznacznie przez wszystkich, którzy pamiętają sierpniowe lato 1980 roku. To wtedy ten młody wówczas inżynier ujawnił swój talent przywódczy, stając się liderem wielu setek ludzi, których poparcie niosło go i uskrzydlało, i których nie zawiódł. Nigdy.
Przypomnijmy go sobie.
Był człowiekiem bardzo zasadniczym w sprawach ważnych. Źle odbierał słowotoki bez konkretu, skrywające indolencję lub nieprzygotowanie do rozmowy. Sprawiał wrażenie zdystansowanego i chłodnego, które znikało zawsze, ilekroć znalazł się w kameralnej atmosferze w towarzystwie dobrze znanych sobie osób. Stawał się wtedy niezrównanym kompanem, tryskał humorem i był dowcipny.
Był skromny. Nie dbał o zaszczyty, nie zabiegał o tanią popularność, choć ta dopadła go i męczyła nieco. Nigdy jednak nie próbował nawet delektować się nią. Traktował ją w kategoriach kosztu własnego nie do uniknięcia. Obca mu była przypadłość polegająca na dowodzeniu wszem i wobec, że wszystko wie lepiej, wszystko lepiej zrobi, że jest niezastąpiony, że bez niego ...etc.
Miał klasę. Wyczuwając, że nadchodzi czas zmiany przywództwa na mniej ekspansywne w sytuacji zbudowanych już struktur organizacyjnych i podejmowanych innego typu wyzwań, bez najmniejszego ambicjonalnego bólu zrezygnował z przewodniczenia Komisji Zakładowej, doprowadzając do wyboru nowych władz.
Stał się postacią rozpoznawalną także poza Szczytem – najpierw w gdańskiej centrali Związku, gdzie był bardzo częstym i cenionym gościem, później zaś także w olsztyńskiej siedzibie władz regionalnych, gdzie przez moment traktowano go jak konkurenta. Był bowiem taki moment, kiedy gdańska centrala sugerowała Witkowi zorganizowanie siedziby władz regionalnych Związku właśnie w Szczytnie. Odrzucił tę możliwość, uznając słusznie, że siedziby te muszą być zlokalizowane w dużych ośrodkach przemysłowych. Argumentacja, którą wtedy się posłużył wystawia najlepsze noty jego myśleniu, w którym nie było miejsca na ambicjonalne szarże żywiące się niezdrowymi emocjami.
13 grudnia 1981 r. został, jak tysiące innych działaczy związkowych, aresztowany. Internowany został w Iławie. Przesiedział w internie najdłużej spośród wszystkich aresztowanych w Szczytnie. Po wyjściu na wolność, inwigilowany i nękany, zdecydował się na emigrację do USA. Osiadł z rodziną w Bostonie, gdzie skończył swoją ziemską wędrówkę. Szkoda i żal.
Sławomir Parol