Miasto i gmina Szczytno dołączą do samorządów, w których funkcjonuje darmowy transport publiczny. Ma to zachęcić mieszkańców do rezygnacji z poruszania się prywatnymi pojazdami, a tym samym wpłynąć na jakość powietrza. Wątpliwości ma przewodniczący Rady Miejskiej Tomasz Łachacz, który zastanawia się, kto weźmie na siebie koszty rezygnacji z biletów i czy przypadkiem nie jest to kiełbasa wyborcza.
Już kilkadziesiąt gmin w Polsce zdecydowało się na wprowadzenie bezpłatnej komunikacji zbiorowej. W większości są to małe samorządy, jednak po zsumowaniu liczby mieszkańców okazuje się, że korzystanie z transportu jest darmowe dla ponad 1,6 mln Polaków. W województwie warmińsko – mazurskim na taki krok zdecydowały się Giżycko i Kętrzyn. Wiele wskazuje na to, że z początkiem nowego roku dołączą do nich gmina i miasto Szczytno. Na początku tygodnia projektem uchwały wprowadzającej darmową komunikację pochwalił się w swoich mediach społecznościowych burmistrz Krzysztof Mańkowski. Na taki krok pozwolić miały inwestycje w nowe, elektryczne autobusy, instalacje fotowoltaiczne w Zakładzie Komunikacji Miejskiej oraz rozszerzenie przez tę spółkę usług turystycznych.
Zaskoczenia projektem uchwały nie kryje przewodniczący Rady Miejskiej Tomasz Łachacz. Jak mówi, nikt nie konsultował go z radnymi. Jego zdaniem sam kierunek jest słuszny, ale zastanawia się, jakie to posunięcie będzie miało skutki finansowe, głównie dla ZKM. - Skoro nasza sytuacja finansowa jest taka dobra, że wprowadzamy bezpłatny transport publiczny, to dlaczego burmistrz chce podnosić ludziom podatki? - pyta przewodniczący. - Na kilka miesięcy przed wyborami możemy robić kiełbasę wyborczą, ale pytanie, czy nas na to stać – dodaje.
Prezes ZKM Karol Włodkowski zapewnia, że wprowadzenie darmowej komunikacji publicznej nie będzie pociągało za sobą skutków finansowych dla kierowanej przez niego spółki. Wartość biletów w łącznej kwocie 200 tys. zł pokryją samorządy – miasto i gmina, przy czym to pierwsze wyłoży 120 tys. zł, a druga – 80 tys. złotych. - Co prawda całkowita wartość sprzedawanych biletów była większa, ale odchodzą nam koszty ich druku, dystrybucji, kontroli czy serwisu kasowników – tłumaczy prezes Włodkowski.
(ew)