Bardzo ciepła, a właściwie upalna pierwsza połowa września sprawiła nam arcymiłą niespodziankę, wszak nieczęsto się zdarza w naszym klimacie, aby tak gorąco bywało o tej porze roku. Jeszcze w miniony weekend (gdy to piszę jest 15 września) spotkałem na plaży w Spychowie kąpielowiczów. Niestety, dwa dni później nadeszła już jesienna aura. Na Mazurach temperatury dzienne będą się teraz wahać w granicach 16-17 oC, co oznacza definitywny odwrót lata. Szkoda, bo było tak pięknie...
Jeszcze raz zatem, ale już ostatni w tym roku wróćmy nad jeziora, nad spychowski akwen, w którym pod opieką mamy pluskała się malutka wrześniowa kąpielowiczka - fot. 1.
Obok, co widać na zdjęciu, stoi przycumowana do brzegu nieduża żaglówka.
KŁAPOUCHY STERNIK
Sama - tak myślę - nie mogła usadowić się w tym miejscu, wszak wymaga sterowania.
Gdy dobrze przypatrzymy się zdjęciu nr 1, widać na nim czarny punkcik tkwiący mniej więcej w połowie długości łódki - jest to sylwetka żeglarza, ale z powodu maleńkości nie wiadomo kto zacz - potrzebne jest zatem zbliżenie.
No, to popatrzmy na ów szczegół z bliska - fot. 2.
Żeglarzem-sternikiem okazuje się być piesek.
Gdyby ktoś pośród Czytelników mniemał, iż na tym wyczerpaliśmy dziwy, jakie można ujrzeć w Spychowie, bardzo się myli.
W trakcie naszego spaceru po plaży musieliśmy wnet umykać w stronę tamtejszego amfiteatru, gdyż nad brzegiem jeziora w asyście syren, ryku silników i obłoków spalin pojawiło się mnóstwo takich oto pojazdów - fot. 3.
- Olaboga! - wyrwało mi się z ust.
- Cóż to się wydarzyło, że tyle bojowych wozów straży pożarnej pojawiło się naraz na plaży? - nie mogłem nadziwić się zjawisku.
Co się okazało?
Ano akurat zakończyły się wielkie manewry pożarników z całego niemal powiatu, które odbywały się w pobliskich zakładach Shell Gas Polska. Na pożegnanie swoich spychowskich kolegów, pozostali strażacy wykonywali swoimi potężnymi maszynami honorowe rundy pod remizą, która usytuowana jest tuż przy plaży.
W KOLEJCE PO BILET
W Spychowie stoi również pomnik słynnego rycerza Juranda ze Spychowa - fot. 4.
Warto jednak przypomnieć, że wieś, w której stoi pomnik, to tak naprawdę... Pupy. Spychowem została bowiem dopiero w 1960 r.
Przed laty w miejscu dzisiejszej Rozlewni Gazu Płynnego Shell Gas Polska w Spychowie funkcjonowała całkiem spora fabryka kalafonii (budynki jeszcze pozostały).
I teraz uwaga, bo przytoczę krótką historia, jaką usłyszałem od jednego ze starszych mieszkańców tej miejscowości.
Oto główna księgowa z zakładu produkującego kalafonię w ramach swoich licznych obowiązków służbowych musiała m.in. dość często podróżować do centrali w Warszawie. A tam... kiedy na dworcu kolejowym, ustawiwszy się w kolejce, kupowała bilet do rodzinnego sioła, ilekroć wymawiała jego nazwę narażała się na niewybredne żarty, a w najlepszym razie na śmiechy i chichy, co bardzo ją deprymowało. Oblewała się wówczas rumieńcem - od stóp do głów. No, dłużej tak być nie mogło, więc sprawa stanęła na wokandzie POP (podstawowej komórki partyjnej zakładu), stamtąd powędrowała wyżej do szczebla centralnego, skutkiem czego od 1960 roku Pupy stały się Spychowem - niby tym z powieści Sienkiewicza, w którym zamieszkiwał dzielny rycerz Jurand. Taką nazwą postulowali właśnie mieszkańcy, aby nie musieli nigdy więcej wstydzić się imienia rodzinnej miejscowości.
GDZIEŚ NA MAZOWSZU
Sienkiewiczowskie Spychowo (w powieści brak precyzyjnych wskazówek co do usytuowania) leżało gdzieś na Mazowszu, ale blisko granicy z terytorium Prusów, którym zawładnęli Krzyżacy, a więc zdecydowanie bardziej na południe od naszego mazurskiego, ale mniejsza o takie szczegóły.
Jak podaje Andrzej Sapkowski, który w "Wiedźminie" opisuje bitwę pod Starymi Pupami - jest to nawiązanie do autentycznej nazwy wsi Pupy na Mazurach, pochodzącej nie od części ciała, a od rodzaju sprzętu rybackiego.
Z kolei Melchior Wańkowicz ("Na tropach Smętka"), podaje inną wersję. Według niej, nazwa wzięła się od ceramicznych "lalek", z niemiecka "pupen", tj. rodzaju izolatorów stosowanych dawniej na energetycznych słupach.
PRZEDWYBORCZE OBRAZKI
Choć słońce przestało prażyć, nadal mamy gorącą atmosferę, a to z powodu nieodległych wyborów. Tu i tam widać liczne banery lansujące najrozmaitszych kandydatów, nierzadko dość smętnie wiszące nad ulicami, co nie nadaje miastu szyku, a kandydatom zapewne nie przysporzy głosów - fot. 5.
Ktoś tam byle jak odwalił robotę, no i mamy taki efekt, jak widać na zdjęciu.
W dodatku banery, targane podmuchami wiatru, falują i wyginają się w najrozmaitsze strony, co, jak skarżył mi się pewien kierowca, rozprasza uwagę kierujących pojazdami, no i stwarza niebezpieczeństwo.
- A przecież to najruchliwsze skrzyżowanie w mieście - skonkludował.
GDZIE CI POLITYCY?
Cztery lata temu okres przedwyborczy w Szczytnie nie sprowadzał się tylko do wywieszania plakatów czy banerów na co ruchliwszych miejskich arteriach. Całkiem poważni i znani w kraju politycy kandydujący do sejmu albo senatu zjawiali się w naszych progach osobiście. Z emdekowskiej mównicy zapowiadali moc dobrego, oczywiście pod warunkiem głosowania na nich. Nic lub prawie nic z tych dobroci nas przez owe cztery lata nie spotkało, ale przyjemnie było chociaż wtedy posłuchać. W tym roku, niestety, kandydaci promują się głównie w telewizji oraz internecie, a spotkania w małych miasteczkach mało już ich interesują.
- Te wizyty nie kalkulują się i nie przeliczają na głosy w stosunku do "straconego" czasu - usłyszeliśmy od kilku przedstawicieli komitetów wyborczych.
No i mamy to, co mamy. Mimo zapowiedzi, że nas, poczciwych szczytnian zaszczyci swoją obecnością sam prof. Kaczyński, nic z tego nie wyszło - fot. 6.
Spotkanie, jak widać na zdjęciu, zostało odwołane. Może za cztery lata...
2005.09.21