DEMOLKA
W miejscu byłego kina „Jurand”, którego nędzne szczątki w postaci fragmentów figur i okruchów ceramicznej mozaiki zdobiącej niegdyś jego elewację możemy podziwać obecnie w ratuszowej wieży, stoi wielki metalowy parkan. Jest to prawie centrum miasta, a tu takie widoki - fot. 1.
- Co to w ogóle ma znaczyć? - pyta jeden z Czytelników „Kurka” będący mieszkańcem domu sąsiadującego z owym „placem budowy”. I dodaje, że przez szpary w ogrodzeniu widać, jak straszliwie została zdemolowana stojąca tam kabina toaletowa. Udaliśmy się zatem na miejsce, aby naocznie przekonać się, co się na placu po byłym kinie wyprawia. Przeniknąwszy przez znaną tylko sobie szczelinę w ogrodzeniu, od razu wypłoszyliśmy gromadę dzieciaków dokazujących w najlepsze na tym niebezpiecznym, bo z głębokimi wykopami terenie. Młodzi chłopcy, biegając po resztkach starych fundamentów, w każdej chwili mogli wpaść do piwnicznych dołów, a czym to mogłoby się skończyć - nietrudno sobie wyobrazić. Wykopy obecnie wypełnia woda i śmieci. Po prostu okoliczni mieszkańcy urządzili tu sobie istne wysypisko nieczystości - fot. 2.
Ale chyba nie tylko oni, bo wśród wyrzuconych rzeczy widać wielkie ilości reklamowych ulotek pewnej firmy pożyczkowej. Ba, wśród odpadków znaleźliśmy także kilkusetstronicowe opasłe tomiszcze - niemiecki atlas drogowy obejmujący kraje unii. No, ale poczesne miejsce na tym opustoszałym placu budowy zajmuje stojąca nad urwiskiem kabina toaletowa - fot. 3.
Na zdjęciu widać, że ktoś w jej wnętrzu dokonał niemałej demolki i wyrwał wielki płat blachy, którą wyłożono ściany. Z kolei w podłodze zieje głęboka dziura, bo wymontowano z niej stalową pokrywę osłaniającą podziemną armaturę. Częściowo wyrwana jest także gąbczasta izolacja termiczna, a wysoko nad głową, na styku ścian z sufitem krawędzie blach są powyginane i poszarpane w zgoła niepojęty sposób. W drzwiach nie ma klamek i zamka. Coś, co kiedyś było zgrabną i elegancką w formie umywalką do rąk obecnie prezentuje się tak - fot. 4.
Widać, że wszystkie te zniszczenia stanowią bezmyślny akt wandalizmu, bo gdyby grasował tu przeciętny złodziejaszek, nie pogardziłby zapewne wodną rurką w metalowej, elastycznej osłonie, czy ładnym, niklowanym kranem.
DZIWNA AMNEZJA
Kabina ta, zakupiona przecież za niemałe pieniądze, miała służyć miejscowym i turystom w chwilach nagłej potrzeby. Ba, od czasu jak ogrodzono ją parkanem, Urząd Miejski oraz administrator całkiem o niej zapomnieli. Jak wyjaśnić ów dziwny przypadek amnezji? W Urzędzie Miejskim tłumaczono nam, że o kabinie wcale nie zapomniano, że szuka się nowej dla niej lokalizacji i jednocześnie pracuje nad projektem podłączenia do mediów. Poza tym, odpowiedzialnym za nią jest obecnie dzierżawca i on to musi dbać o jej bieżące utrzymanie. Niby jest to jakieś wytłumaczenie, ale mało przekonujące, wszak na owe czynności (wyszukanie nowego miejsca i podłączenie do mediów) czasu było aż nadto, przecież od momentu odseparowania kabiny metalowym parkanem minął już prawie cały rok!
JĘZYK GESTÓW
Tuż za księgarnią, na rogu ulic Polskiej i 1 Maja rozciąga się niewielki zielony skwerek częściowo otoczony żywopłotem. Przy nim zaś stoi tabliczka oznajmiająca, że to teren prywatny, no i w związku z tym nie wolno tu wyprowadzać psów - fot. 5.
Wychodzi więc na to, że ów zakaz stanowi jawne ograniczenie psich swobód. No i cóż owe czworonogi, jako niepiśmienne i nie potrafiące mówić są w stanie uczynić w odruchu protestu? Wydawałoby się, że zgoła nic. Tymczasem nie jest aż tak źle, wszak mogą one wyrazić swoje zdanie w języku gestów, i to całkiem dosadnych, jak choćby ten, uchwycony przez kurkową, wszędobylską kamerę - fot. 6.
RATUJMY BOĆKA
Kilka dni temu od mieszkańców wsi Kobylocha otrzymaliśmy sygnał, iż po tamtejszych łąkach chadza bocian, który z jakichś powodów nie odleciał z kamratami do Egiptu. Potwierdzenie tej informacji nie przyszło nam łatwo. Pierwsze poszukiwania w terenie, kiedy akurat nastały deszczowe dni, nie przyniosły oczekiwanych wyników. Przemoczeni do suchej nitki daliśmy się na spokój, ale z chwilą poprawy pogody, w czwartek 6 września znaleźliśmy bociana - fot. 7.
Akurat „wypasał” się on na łąkach w towarzystwie stada koni, coś tam wyskubując z trawy. Kiedy udało się nam podejść całkiem blisko, poznaliśmy przyczynę jego pozostania w kraju - fot. 8.
Jak widać na zdjęciu, bociek ma uszkodzone lewe skrzydło i z tej przyczyny nie lata. Spróbowaliśmy zainteresować sprawą bociana kompetentne instytucje. Inspektor Urzędu Miejskiego Krystyna Lis poinformowała „Kurka”, że zajmuje się jedynie miejskimi dzikimi zwierzakami, a skoro bociek chodzi po łąkach wokół Kobylochy, niechaj zainteresuje się nim gmina. Tam z kolei powiedziano nam, że Urząd Gminy zajmuje się tylko zwierzętami gospodarskimi, ergo nad dzikimi nie roztacza opieki, no i odeszliśmy z kwitkiem. W końcu pomoc w sprawie ratowania boćka obiecała nam Ewa Czerw, szefowa miejscowego koła Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.