Życie w Klonie, zabytkowej miejscowości w gminie Rozogi jest zagrożone. Tak uważają mieszkańcy, protestujący przeciwko składowaniu w okolicy wsi osadów pościekowych z... Warszawy.
Importer ścieków
Nieopodal Klonu znajduje się 25 hektarów gruntu rolnego, obejmującego w dużej mierze dawną żwirownię. Pagórki, wyrobiska i skarpy nie za bardzo nadają się do rolniczego wykorzystania, ale dzierżawca, przedsiębiorca z Warszawy, znalazł dla gruntu "lepsze" zastosowanie. Złożył w starostwie powiatowym wniosek o wydanie zgody na to, by na ów grunt przywożone były osady pościekowe w charakterze nawozu. W razie gdyby władzom powiatu nie podobały się osady, to może się ewentualnie zgodzić na nawożenie pól grzybnią pofermentacyjną z farmaceutycznej fabryki "Polfy" w Tarchominie. Taki z kolei wniosek, w odniesieniu do tego samego areału, złożyła firma Eko-Zysk I z Modlina.
"Rolnik" biznesmen
"Śledztwo" zaniepokojonych planami mieszkańców Klonu doprowadziło do zebrania przez nich zaskakujących danych. Dzierżawca działki prywatnie prowadzi firmę wywozu i utylizacji odpadów z trzech oczyszczalni ścieków na terenie Warszawy i jest bezpośrednio powiązany z przedsiębiorstwem z Modlina.
- Jeśli plan warszawskiego biznesmena się powiedzie, to na pole w okolicy Klonu trafi albo blisko 1900 ton grzybni, albo osady w ilości 250 Mg na hektar - powiedział "Kurkowi" Jarosław Kozikowski, radny gminy Rozogi, który w imieniu Rady Sołeckiej, mieszkańców i swoim własnym prowadzi kampanię protestacyjną. Megagram (Mg) to nic innego jak tona, a to oznacza, że wnioskodawca chce na Mazury przywieźć ogromne ilości osadów.
Jak na razie starostwo nie wydało zgody ani na osady, ani na grzybnię. Co się jednak stanie, gdy wnioskodawca dostarczy urzędowi brakujące dokumenty (w liczbie 26 różnorodnych uzgodnień, ocen i operatów środowiskowych) - nie wiadomo.
Klon się buntuje
- Protestujemy przeciwko uczynieniu z obrębu wsi Klon śmietnika dla Warszawy i innych miast - w imieniu Rady Sołeckiej, mieszkańców i swoim własnym pisze radny gminy Rozogi Jarosław Kozikowski. Protest został skierowany do właściciela gruntu czyli Agencji Nieruchomości Rolnych (poprzednio AWRSP) oraz przekazany do wiadomości najróżniejszym władzom, od wójta Rozogów poczynając, na pośle - ministrze środowiska kończąc.
Argumenty są ważkie. Po pierwsze, choć nie najważniejsze, Klon jest wsią zabytkową, z zachowanymi jeszcze w dużej liczbie oryginalnymi, kurpiowskimi, drewnianymi chatami, których ochrona została zapisana nawet w strategii dla rozwoju województwa. W czerwcu przyszłego roku wieś obchodzić będzie 350. rocznicę swego istnienia. Mieszkańcy obawiają się więc, że pojawienie się osadów czy grzybni na rozległej powierzchni nieopodal wsi nadweręży jej walory przyrodniczo-turystyczne. Protestują także ze względów ekologicznych.
- Klon jest położony na największym w Europie podziemnym zbiorniku wody pitnej - piszą w proteście mieszkańcy dodając, że dzierżawiony teren znajduje się na wzniesieniu i naturalny spływ wody może zanieczyszczać położone w pobliżu grunty rolników, a poza tym w niewielkiej odległości od tych gruntów znajduje się ujęcie wody dla Klonu.
Starostwo musi
Sekretarz powiatu Ryszard Dzwonkowski i naczelnik wydziału rolnictwa Hanna Frąckiewicz nie są zwolennikami pozytywnego załatwienia sprawy, ale nie będą mieli innego wyjścia, jeśli dokument spełni wszystkie wymogi.
- Na razie zrobiliśmy co było można, czyli zwróciliśmy się do dzierżawcy gruntu o to, by uzupełnił wniosek o niezbędne dokumenty - mówi naczelnik Frąckiewicz dodając, że lista braków zawiera 26 pozycji. Starostwo żąda np. dokładnej analizy składu chemicznego osadów, które mają trafić na nasz teren, badań hydrologicznych itp.
Gdy wniosek będzie już kompletny, to swoją opinię musi wydać wójt Rozogów. I tu jest właśnie szansa, na którą liczy Jarosław Kozikowski.
Bo już wiadomo, że władze Rozogów nie zgadzają się na rolnicze, w charakterze nawozów, wykorzystywanie osadów pościekowych.
Negatywną opinię w tej kwestii wydały szczycieńskiej firmie "AQUA", podobnie zresztą jak Jedwabno i miasto Szczytno.
Czyste Mazury
Powiatowi urzędnicy zapewniają, że w przypadku tego wniosku będą "dmuchać na zimne". Nie zamierzają przykładać ręki do oczyszczania centralnej Polski kosztem Mazur.
- Przy tego rodzaju sprawach towarzyszy nam wizja Narajt - przypominają wydarzenia z wczesnej wiosny tego roku, kiedy to nieopodal tej wioski w gminie Pasym ujawniono potężne, nielegalne składowisko odpadów medycznych, zwożonych właśnie z Warszawy i okolic. Przeprowadzili internetowy sondaż. Okazuje się, że z podobnym "systemem" utylizowania osadów borykają się też inne, prowincjonalne powiaty czy gminy. Mechanizm tego systemu wydaje się prosty: dzierżawa gruntu, wniosek o zgodę na "użyźnienie" osadami, bo to dużo tańsze od utylizacji np. poprzez spalanie i na trzy lata (bo tyle czasu wolno składować osady) problem "z głowy".
Nadzieja na ochronę przed takim procederem tkwi także w sejmiku samorządowym.
- W projekcie wojewódzkiego programu gospodarki odpadami figuruje punkt mówiący o całkowitym zakazie importowania jakichkolwiek odpadów na teren Warmii i Mazur - informuje "Kurka" Adam Krzyśków, radny wojewódzki i prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Co prawda, program wciąż jest tylko projektem, choć wojewódzcy samorządowcy już do jego zatwierdzenia kilka razy podchodzili. - Na następnej sesji, 16 października, powinien być już przyjęty - zapewnia radny Krzyśków.
Halina Bielawska
2003.09.17