Szczycieńscy deskorolkarze są wrogo traktowani przez miejscową społeczność, która zarzuca im zakłócanie spokoju i naruszanie ciszy nocnej. Tymczasem młodzież uprawiająca ten sport nie ma po prostu miejsca na realizację swojej pasji.

Deskorolkarze na cenzurowanym

O problemie znów głośno. A to za sprawą radnego Leszka Mierzejewskiego, który wywołał go podczas posiedzenia komisji RM, twierdząc, że deskorolkarze zakłócają spokój mieszkańcom osiedla Leyka. Jeżdżą bowiem po osiedlowych ulicach i skwerach, powodując niemiłosierny hałas. Najbardziej dają się we znaki w okolicach ul. Solidarności oraz Boh. Września. Uprawiając tam swój sport są najbardziej dokuczliwi w godz. 18.00 - 20.00, ale zdarza się także zakłócanie ciszy nocnej po godz. 22.00.

- Nie można znaleźć na nich sposobu, bo strażnicy miejscy tłumaczą, że nie ma na ten proceder paragrafu - utyskiwał radny.

SZCZYCIEŃSCY ZAPALEŃCY

Miejscowi deskorolkarze przyznają, że faktycznie poruszają się po ulicach miasta, bo w Szczytnie brak obiektu, który nadawałby się do uprawiania skateboardu.

- Co prawda jest w parku przy ul. Pasymskiej niewielki obiekt do tego przeznaczony, ale na elementarnym poziomie, a nie dla zaawansowanych deskorolkarzy – mówi Patryk Szymański zapalony skateboardzista. Jak nam wyjaśnia, to on i jego koledzy kilka dobrych lat temu wstawili tam metalową rurę do jazdy po krawędzi. Sami wyszukali ją na złomowisku, pospawali i wkopali w ziemię. Teraz jednak urządzenie to wraz z miniplatformą może służyć jedynie początkującym.

Szczycieńscy deskorolkarze, chcąc uprawiać swoją pasję na zaawansowanym poziomie, muszą organizować na własny koszt wyjazdy do Nidzicy, Przasnysza oraz Olsztyna, bo w tych miastach są skateparki, czyli obiekty do jazdy na deskorolkach. Patryk na zawodach w Olsztynie zajmuje z reguły I albo II miejsce. Dwaj jego koledzy, Michał Przygoda i Kuba Cękała, skarżą się nam na to samo - na brak w Szczytnie obiektu, który nadawałby się do jazdy na deskorolkach. Spod „Kauflandu” są wyganiani, także z okolic ul. Broniewskiego, gdzie zbudowali, nawet specjalne przeszkody. - Nie chcemy pić piwa, ani wałęsać się bez celu po ulicach miasta, uprawiając demolkę, tymczasem jesteśmy traktowani jak chuligani – żalą się Michał i Kuba.

Patryk Szymański dodaje, że wielokrotnie wraz z innymi deskorolkarzami zwracał się do władz miejskich z prośbą o pomoc w zbudowaniu wymarzonego obiektu. Projekt mógłby dostarczyć za darmo, chodziłoby tylko o wyznaczenie odpowiedniego miejsca - placu o wymiarach ok. 40 x 30 m i jego doposażenie. Niestety, mimo wielokrotnych petycji składanych w ratuszu, nic nie uzyskał.

STANOWISKO WŁADZ

Budowa skateparków stała się obecnie modna w kraju i wiele o nich słychać, ale to dlatego, że były na nie dotacje unijne. Jak nam wyjaśnia wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk, dofinansowania takie mogły pozyskać jedynie samorządy z województw Polski południowej.

Na Mazurach dotacje dotyczyły innych sfer - zagospodarowania jezior albo budowy hoteli.

Dlatego też w najbliższym czasie nie można spodziewać się, że miasto wyłoży większą sumę na budowę skateparku. Są inne ważniejsze potrzeby.

- W grę wchodzić może jedynie dodanie nowych elementów do istniejącego już obiektu w parku nad dużym jeziorem - mówi wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk.

Młodzież, jak mówi nam Patryk Szymański wolałaby nowy skatepark. Koszty nie są duże, wyniosłyby jedynie ok. 100 tys. zł, ale jeśli w grę wchodzi obecnie tylko rozbudowa obiektu nad dużym jeziorem, chętnie włączą się do współpracy.

(map)