Dzięki niemu wiele osób z sentymentem wspomina siermiężny i dość smętny początek lat 80. Prowadzone przez niego w "Leśnej" imprezy ożywiały szarą rzeczywistość PRL-u. Dziś Wojciech Sosnówka, weteran wśród szczycieńskich didżejów, zamierza powrócić za konsoletę i przypomnieć średniemu pokoleniu tamte czasy.
PŁYTA NA WAGĘ ZŁOTA
Obsługa imprez muzycznych w dzisiejszych czasach wydaje się rzeczą prostą i niewymagającą żadnych szczególnych umiejętności. Za sprawą nowoczesnego sprzętu i ogólnodostępnych nagrań profesja didżeja stała się łatwiejsza, ale też zatraciła swój dawny urok. Trzask płyt analogowych, stare przeboje dyskotekowe oraz atmosfera imprez tanecznych sprzed ćwierćwiecza są dobrze znane Wojciechowi Sosnówce. Można o nim śmiało powiedzieć, że to prawdziwy weteran wśród didżejów. Pochodzi z Olsztyna, a pierwsze kroki w tym fachu stawiał jeszcze pod koniec lat 70. Był wtedy zrzeszony w Olsztyńskim Ośrodku Tanecznym skupiającym discjockeyów grających na dyskotekach i discodansingach. Jak wspomina, w tamtym okresie muzyka dyskotekowa przeżywała swój największy rozkwit. Na parkietach królowała ABBA, Boney M., Bee Gees. Ogromnym problemem było wtedy zdobywanie płyt zagranicznych wykonawców. Dostanie ich w polskich sklepach graniczyło z cudem. Nowe krążki z przebojami ściągano z Zachodu przez rodzinę lub znajomych albo odkupywało się od osób, które powróciły z zagranicznych wojaży.
- Nie było to łatwe, bo jeśli już komuś udało się wyjechać, to raczej nie myślał o zaopatrywaniu się w płyty, tylko w inne artykuły, których wówczas też brakowało, np. słodycze lub owoce - wspomina Wojciech Sosnówka.
Zachodnich hitów nie emitowano również w radiu. Wszelkie muzyczne nowinki docierały do Polski z dużym opóźnieniem.
- Dopiero Marek Niedźwiecki i jego Lista Przebojów Programu III była pierwszym zwiastunem zmian - opowiada pan Wojciech.
ZŁOTA ERA "LEŚNEJ"
W 1980 roku Olsztyński Ośrodek Taneczny podpisał umowę ze "Społem" na obsługę imprez w lokalach gastronomicznych na terenie województwa. W drodze losowania, panu Wojtkowi przypadło w udziale "Zacisze" w Szczytnie. "Grał" tu przez rok. Potem przeszedł do "Leśnej".
Na prowadzone przez niego imprezy muzyczne zaczęły przychodzić prawdziwe tłumy. W sali mieszczącej najwyżej 100 osób, zjawiało się prawie dwa razy więcej ludzi spragnionych dobrej zabawy. Już na dwie godziny przed dyskoteką wszystkie miejsca były zajęte.
- Sam kilka razy miałem problem z dostaniem się do środka. W sali było tak ciasno, że dziewczyny musiały siadać chłopakom na kolana.
Na początku lat 80. wśród bywalców "Leśnej" dominowali słuchacze szkoły oficerskiej. Podczas dyskotek wielu z nich poznało swoje przyszłe żony, które później wyjechały z nimi ze Szczytna w różne, odległe nieraz zakątki Polski. Wojciech Sosnówka wspomina, że po wprowadzeniu stanu wojennego przez ok. pół roku imprezy się nie odbywały. Publiczność w tamtym okresie była bardzo złakniona muzyki i zabawy.
- Stanowiło to odskocznię od szarej rzeczywistości - tłumaczy.
JAK WODZIREJ
Sprzęt, na którym pracował wówczas Wojciech Sosnówka był bardzo prosty. Samo prezentowanie utworów znacznie różniło się od dzisiejszego i wymagało od didżeja nie lada zręczności i wyczucia.
- Trzeba było na końcówkę jednego utworu nakładać początek drugiego tak, aby zgrać rytm. Nie mogłem sobie pozwolić na najmniejszą przerwę w odtwarzaniu muzyki. Dziś wszystko to robi automat.
Pan Wojciech wspomina też, że przykładał dużą wagę do nawiązywania dobrego kontaktu z publicznością poprzez mikrofon.
- Kiedyś prezenter był w pewnym stopniu również wodzirejem, musiał podgrzewać atmosferę, tworzyć nastrój. Teraz didżeje rzadko korzystają z mikrofonu.
COŚ DLA CZTERDZIESTOLATKÓW
Imprezy w "Leśnej" odbywały się sześć razy w tygodniu, z wyjątkiem poniedziałków. Nic więc dziwnego, że po kilku latach pan Wojciech zapragnął odpocząć od muzyki. W 1983 roku otworzył własną pizzerię i zakończył działalność prezenterską. Teraz jednak, po namowach wielu znajomych i przyjaciół, powraca do swojej pasji. Wraz z sąsiadem, Markiem Barcikowskim założył spółkę, która będzie obsługiwała imprezy muzyczne w "Leśnej". Panowie zakupili już nowoczesny sprzęt i za kilka dni, tuż przed andrzejkami, zaczynają działalność. Pan Wojciech nie ukrywa, że liczy głównie na średnie pokolenie, pamiętające go jeszcze z lat 80.
- W Szczytnie brakuje miejsc, w których czterdziestolatkowie mogliby się spotykać i bawić przy muzyce z czasów ich młodości.
Jakie, według niego, cechy musi posiadać dziś dobry didżej?
- Przede wszystkim trzeba mieć duży repertuar muzyki, żeby móc dopasować ją do gustów publiczności. Wiadomo jednak, że nie zadowoli się wszystkich. Dlatego uważam, że dobry prezenter to taki, który spełnia oczekiwania przynajmniej 90% gości.
Ewa Kułakowska
2006.11.22